sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 4 - Nowe Barwy.


Rozdział 4





"Milagrosamente el alba comenzo a llenarse de color "


Wszedł do swojego gabinetu delikatnie zamykając drzwi, serce mu się krajało gdy widział jak jego matka przeżywała spotkanie z Sebastianem, osobiście porządnie przetrzepałby mu tyłek, ale teraz był potrzebny ich matce, musiał ją pocieszyć, porozmawiać i jak zawsze zresztą wytłumaczyć zachowanie brata. Miał już tego serdecznie dość, miał swoje problemy a tymczasem zajmował sie ciągłym pilnowaniem pełnoletniego brata i odpowiadaniem za jego zachowanie.
- Mamo, spójrz na mnie - Zwrócił się do rodzicielki, która od dobrych pięciu minut stała przy jego wielkim oknie w gabinecie i przyglądała się krajobrazowi, który przedstawiał beztroskie życie dziecka, które bawiło się ze swoimi rówieśnikami w piaskownicy co chwilę zmieniając zabawę. - Mamo? - Powtórzył.
Odwróciła się do niego z lekkim uśmiechem ocierając pojedyńczą łzę.
- Ty i Sebastian też bawiliście się w piaskownicy - Dotknęła jego policzka i przymknęła oczy próbując sobie przypomnieć wydarzenie, które miało miejsce kilkanaście lat temu.
- Mamo, proszę spójrz mi prosto w oczy i mnie wysłuchaj - Krajało mu się serce, ale musiał być tym mniej wrażliwym i wytłumaczyć zachowanie brata. - Sebastian jeszcze dojrzewa, to jego gówniarskie zachowanie minie, mimo to iż powinien się zachowywać dorośle, wiesz że nigdy nie był przepisowy. Musisz zrozumieć, że on potrzebuje czasu - Urwał na chwilę ocierając z policzka matki zaschłą łzę - Obiecuję Ci, że niebawem rzuci się  ramiona i wszystko ci wybaczy, jeśli jednak będzie trzeba przetrzepie mu tyłek - Popatrzył na nią, a ona lekko się roześmiała - W sumie i tak to zrobię - Dodał ciszej.
- Synku doceniam to, to że tu ze mną jesteś, a wiem, że masz swoje problemy z żoną - Przystanęła, w jego oczach był ból, ogromny ból i ciężar, dźwigał na swoich barkach masę problemów a przybywało ich co raz więcej. - Ale nie chcę żebyś jakkolwiek wpływał na decyzję Sebastiana, Kocham go, Kocham was obu i zrobiłabym wszystko żeby cofnąć czas, ale jeśli on nie ze chce mi wybaczyć będę musiała pogodzić się z jego decyzją i cieszyć się jego szczęściem stojąc z boku - Jej dłoń drżała dotykając policzka starszego syna.
- Masz mnie mamo, pamiętaj o tym zawsze - Dodał ściskając matkę.


Po raz kolejny stanęłam przed ogromnym klubem i przez kilka minut zastanawiałam się czy tak naprawdę dobrze robię, tyle razy ile tu wchodziłam, przez moją głowę ciągle chodziły te same myśli, a co jeśli marnuje swoje życie? Dzisiaj czekała mnie pierwsza zmiana, oprócz samego tańca, dorabiałam też jako kelnerka, pieniądze drogą nie chodzą, mimo iż Violetta zabroniła mi opuszczać swoje mieszkanie to i tak uważam że powinnam się jej dorzucać na czynsz, nie może sama opłacać rachunków, chociaż ona i tak twierdzi, że to mieszkanie Leóna i dopóki się nie rozwiodą to on wszystko płaci. Nie chce popadać w skrajność, ale i tak dobrze o tym wiemy, chociaż moja uparta przyjaciółka nigdy się do tego nie przyzna, że ona i León to nie tylko uczucie ale prawdziwa miłość, która nigdy się nie skończy a co jej nie zabije to ją wzmocni. Ubrałam dzisiaj krótkie dżinsowe spodenki z wysokim stanem, które jak twierdzi Giovanni powodują, że każdy facet dostaje ślinotoku, koturny i biały, lekko prześwitujący crop top, który idealnie podkreślał krągości moich piersi. Włosy lekko pofalowałam, nałożyłam lekki makijaż i musnęłam usta błyszczykiem.
- Witam mojego najseksowniejszego barmana na całym świecie - Wykrzyczała z uśmiechem i cmoknęła przyjaciela w policzek. Jego ognisto pomarańczowe włosy były sterczące do góry jak zawsze, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Nie zaprzeczę najseksowniejsza kobieto na świecie, pokaż mi się no - Chwycił ją za drobną dłoń i zatoczył kółko, przypatrując się jej przy tym samym z każdej strony i głośno wzdychając - Cholernie żałuję, że nie jestem hetero, ale to nie zmienia faktu, że mnie nie pociągasz kwiatuszku - Puścił jej dłoń i ucałował w policzek.
- Schlebiasz mi, czy to oznacza że dla mnie zmienisz orientacje? - Spytała kładąc torebkę na stolik i opierając się łokciami o blat.
- Zrobiłbym to przecież wiesz, że dla Ciebie wszystko, ale właśnie pogodziłem się z Mikaelem i przez jakiś czas nie chce psuć naszych kontaktów - Stwierdził starannie szorując szklankę białą ściereczką.
- Ciesze się, że się dogadaliście, widok kiedy się smucisz, sprawia, że ja sama mam ochotę wybuchnąć płaczem - Ujęła go za dłoń i lekko uśmiechnęła.
- Oj kwiatuszku nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym żebyś i ty znalazła miłość swojego życia - Odparł szczerze pstrykając ją w brodę. - A teraz ruszaj ten zgrabny tyłeczek i biegiem po zamówienia - Dodał klepiąc ją w tyłek.
- Masz szczęście, że nazwałeś mnie kwiatuszkiem inaczej Mikael dowiedziałby sie o twoim nałogowym klepaniu mnie po tyłku - Zagroziła palcem i ruszyła po swój fartuszek.
Swój naszyjnik, który dostała od mamy w wieku czterech lat nosiła zawsze ze sobą, dbała o niego bardziej niż o własne życie, gdy przychodziła do baru zawsze go chowała do pudełeczka, jednak tym razem dotykając skroni aby odpiąć łańcuszek nie miała co odpinać. Jej najcenniejsza pamiątka właśnie zniknęła. 
- Gio - Rzuciła szybko i ściągnęła fartuch rzucając go niedbale na stolik - Zgubiłam swój łańcuszek, proszę zastąp mnie, powiedz Monice, musze go poszukać, jest dla mnie ważny, proszę - Mówiła prawie dławiąc się łzami, jednak nie rozpłakała się, nigdy nie płakała, życie nauczyło ją że płacz jest dla słabych.
- Leć, ja się zajmę wszystkim - Odpowiedział a jej już nie było. Wybiegła z budynku i ruszyła prosto przed siebie. Nie była pewna czy może wypadł jej jak się ubierała czy może już wcześniej, ale musiała to sprawdzić.
Na jej nieszczęście runął deszcz, krople deszczu stawały się co raz bardziej intensywne, nie będąc na głównej ulicy jej podkoszulek przykleił się jej do ciała tworząc drugą skórę, który przebijał jej biały koronkowy stanik i spory kawałek piersi, włosy stawały się co raz bardziej ciężkie i mokre. Deszcz jednak nie cichł, wzmacniał się co raz bardziej. Stanęła na chodniku rozglądając się za taksówką, przechodząc na drugą stronę w oślep, ponieważ deszcz spowodował że świat stanął w mgle usłyszała jak coś a raczej jakiś samochód na nią trąbi, nie zareagowała jednak i szła dalej, jednak ktoś widocznie miał ubaw z przemoczonej do suchej nitki kretynki, która szlaja się po mieście w taką ulewę. Przystanęła i już chciała pokazać środkowy palec aż w końcu zobaczyła kto wysiada z samochodu i podchodzi w jej stronę z kapturem na głowie.
- Oszalałaś prawda?! Wsiadaj do samochodu - Jego głos sprawił, że po jej ciele przeszły ciarki, które nie były powodem deszczu i całkowitego przemoknięcia. Jego głos sprawił, że przypomniała sobie jak dobrze było jej w jego objęciach.
- Nie potrzebuje pańskiej pomocy - Krzyknęła idąc dalej przed siebie.
- Tak? chciałem być kulturalny, ale wygląda na to że bycie jaskiniowcem bardziej się opłaca - Przeklną jeszcze coś pod nosem i ruszył w stronę blondynki, chwycił ją za biodra i przerzucił sobie przez ramię. O dziwo nie wyrywała się, była tak wkurzona, że nie była w stanie zareagować, a może chciała żeby ją porwał i zabrał jak najdalej stąd.
- Co pan sobie wyobraża, wie pan, że to podchodzi już pod molestowanie seksualne - Oburzona wyrwała się z jego objęć i sama usiadła na miejscu pasażera.
- Jeśli będę się chciał z panią przespać to po prostu to zrobię - Warknął i zapiął ją pasem. - Swoją drogą ten kawałek materiału co ma pani na sobie nie zachęca do zachowania wstrzemiężliwości seksualnej a wręcz przeciwnie zachęca, więc proszę nic nie sugerować - Dokończył po czym objął ją wzrokiem i stanął na jej ustach.
- Jest pan bezwstydny - Oburzyła się czując że się czerwieni.
- Federico, powinienem przedstawić się tamtej nocy, ale - Przystanął na chwilę i oderwał wzrok od drogi i spojrzał ilustrując jej zgrabne nogi i kształt piersi, które prześwitywały pod topem. - Byłem zajęty czymś nie co ciekawszym a potem tak nagle mi uciekłaś.
- Ludmila, po prostu Ludmila i proszę nie wspominaj nigdy tej nocy - Powiedziała po raz kolejny czując jak na jej policzki wypływa rumieniec, a przecież nigdy jej sie to nie zdarzało, ale co poradzi, że ten facet jest taki bezpośredni i na dodatek oszałamiająco przystojny.
- W takim razie miło mi Cię poznać Ludmilo.
- Mógłbyś już mnie wypuścić? - Spytała a raczej zażądała sięgając do odpięcia pasa.
- Jeśli go odepniesz obiecuję Ci, że nigdy cie stąd nie wypuszczę - Warknął i jednym okiem spoglądajac na nią, drugim na drogę sprawdził czy zrobiła to co jej kazał. Uśmiechnął się triumfalnie widząc jak posłusznie daje sobie spokój.
- To chociaż odwieś mnie z powrotem do klubu - Przy nim całkiem zapomniała o łańcuszku i o tym jak naprawdę się tu znalazła.
- W takim stroju? nie ma mowy, nie chcesz chyba, żebym pozabijał każdego faceta w tym klubie - Jest zazdrosny? poczuła dziwne łaskotanie w brzuchu. Cholera! on mnie pragnie, widzi to w jego ciemnych jak czekolada oczach. Powinna zwiewać jak najdalej się da, więc w takim razie czego tego nie robi?
Już wie, ona też go pragnie.
- Mieszkam tutaj, przebiorę się i wrócę do klubu - Informuje sięgając do pasa bezpieczeństwa.
- Mówiłem ci już, żebyś zostawiła ten pas w spokoju. Zabieram Cię na zakupy i na lunch, zadzwoń do szefa i powiedz, że dziś nie przyjdziesz - Poinformował ją po czym stanął pod wielką galerią handlową.
- Chyba sobie żartujesz?! Wychodzę, nie masz mi prawa mówić co mogę robić a co nie - Wyszła z samochodu za nim zdążył ją powstrzymać. Na zewnątrz znów wyszło słońce więc przynajmniej uniknęła kolejnego przemoknięcia. Nie uszła jednak kilka kroków a pan zaborczy pociągnął ją w swoją stronę opierając o samochód i przyciągając do siebie.
- Nigdy więcej tego nie rób - Powiedział przez zaciśnięte zęby - Proszę Cię, spędź ze mną kilka godzin - Wymruczał jej prosto do ucha.
- Nie możesz ode mnie tego oczekiwać ani prosić, nawet cie nie znam - Wykrzyczała mu prosto w twarz, wciąż jednak trwając w jego twardym uścisku.
- Mam ci przypomnieć? - Spytał zbliżając się do jej ust - Chętnie to zrobię - Wbił się w jej miękkie usta z całej siły, najpierw mocno a potem stopniowo zwalniał aż w końcu sama oddawała pocałunki. Będąc z nią zapominał o zdrowym rozsądku, o tym, że ma żonę, zapomniał kim jest, pociągała i fascynowała go na tyle, że cały świat sie nie liczył, tylko Ona.



- Witaj, miło, że zgodziłaś się przyjść, przeglądałem jego notes i widziałem zapisane twoje imię i nazwisko, a jesteś jedyną osobą, którą mam zaszczyt poznać ze środowiska mojego jakże wyjątkowo nieznośnego brata - Ujął jej dłoń i gestem zaprosił do środka.
- Nie jest dla mnie problemem wizyta u ? Przepraszam jak masz na imię? - Dopytała z lekkim uśmiechem.
- León Camilo, po prostu León - Posłał jej swój sympatyczny uśmiech.
- W takim razie León, miło mi, że pomyślałeś o tym że mogę pomóc Ci okiełznać brata, ale ja naprawdę go nie znam i naprawdę nie mam pojęcia skąd moje imię i nazwisko w jego notatkach - Dodała zdziwiona odgarniając fale rudych loków.
- Z doświadczenia wiem, że jeśli chłopak zapisuje imie dziewczyny na kartce to sie w niej buja. Nigdy nie wątpiłem w jego dobry gust co do płci pięknej - Wyjaśnił znacząco mrugając brwiami.
- Nie wydaje mi się żebym zawróciła mu w głowie, widzieliśmy się może z kilka razy w tym raz zaraz po tym jak dostał zawieszenie od mojego ojca, już wtedy zdążył mnie solidnie podenerwować - Odparła z krzywym uśmieszkiem.
- On tak wyraża uczucia - Dodał obronną strategią Verdas - Chodzi mi o to, że pogrzebałem troche w twojej szkole na twój temat i jesteś naprawdę ambitną osobą, a to, że zapisał Twoje imię sprawia, że naprawdę możesz temu idiocie pomóc - Zaczął poważnie biorąc ją za rękę - Jego przyszłość i mój święty spokój zależą od tego jak pokieruje się w życiu, próbowałem wszystkiego ale widać zapomniałem o najważniejszym.
- O czym? - Spytała wyraźnie zaciekawiona.
- O osobie, dla której warto sie zmienić, o miłości - Wycedził.
- Ja... - Zająkała się.
- Nie zrozum mnie źle, wiem, że to brzmi jak jakieś popieprzone i chore swatanie, co nie zmienia faktu że miło by było widzieć cię w naszej rodzinie, ale mogę i chcę cię prosić o to żebyś przegadała mu do rozsądku.
- Jesteś bardzo miłym gościem, myślę, że Sebastian też ma jakąś część z Ciebie w sobie i postaram się zrobić  wszystko aby to wydobyć na zewnątrz, ale nic więcej nie będzie jasne? - Zażądała a ostatnie zdanie wypowiedziała w sposób bardziej aby przekonać siebie niż samego Leóna.
- Jak słońce, wiesz, naprawdę bardzo cie lubię, ale uważaj nie odziedziczył takiej wrażliwości i bogatego zasobu słów jak ja i nie próbuj tego zmieniać, lepsi próbowali- Puścił oczko i oboje uścisnęli sobie dłonie, po czym rudowłosa wybuchnęła śmiechem.
- Co do cholery sie tutaj dzieje?! - Wrzasnął Sebastian wchodząc do salonu. Camila i León wstali jak na komendę. - Co ty tu do diabła robisz?! - Krzyknął wściekły pokazując na dziewczynę zaciskąjąc usta w wąską kreskę.
Atmosfera z przyjaznej w sekundę stała się w siejącą grozę. Mina Sebastiana przypominała jakby chciał zabić co najmniej ich oboje i przy okazji spalić cały dom.




*************************************
tadam!
po 3456789876543456567898 dniach wróciłam.
Kolejna porażka, wybaczcie za ten konkurs, prace oddało tylko 3 osoby i nie bylo sensu go robić, przepraszam DZIEWCZYNY, które wzięły, udział, możecie być pewne że przeczytałam wszystkie trzy prace i każda była wspaniała ;*. Mam nadzieję że się nie będziecie gniewać ? ;>

POWODZENIA w czytaniu TEGO DNA.

Maja.










wtorek, 23 września 2014

Rozdział 3 - Burza skrywanych uczuć.

Rozdział 3

Dla moich czytelników, kochani, dziękuję ;* ;3



" Ven, besame sin miedo, con el corazón "



Violetta wparowała do pokoju Ludmily, który tak naprawdę był jej od niedawna, blondynka zamieszkała u przyjaciółki gdy komornik wywalił ją z jej małego mieszkanka. Brunetka tak naprawdę nie zastanawiała się nad tym, że może powinna zapukać, albo chociaż z samej kultury i grzeczności zapytać czy może wejść, była zbyt zdenerwowana, więc po prostu weszła sobie do jej własności.
- Mogę wiedzieć gdzie się podziewałaś cały wieczór? - Stanęła tuż na środku pokoju, Ludmila suszyła właśnie włosy ręcznikiem, nie odwracając się do Castillo. 
- Nic ciekawego - Nie chciała skłamać ani również powiedzieć prawdy, Violetta by ją zabiła gdyby się dowiedziała co właśnie zrobiła.
- Tyle masz mi do powiedzenia? - Skrzyżowała ręce na piersi - Patrz na mnie jak do ciebie mówię - Podniosła ton.
- Nic się nie wydarzyło więc co mam ci opowiedzieć? - Zrobiła z ręcznika tak zwany turban i okręciła nim włosy. Odwróciła się w stronę przyjaciółki i modliła się aby dała jej spokój, chciała jej o tym powiedzieć ale nie teraz, sama musiała to przemyśleć, sama zastanowić się nad tym co się wydarzyło, nie umiała tego wytłumaczyć sobie a co dopiero Violettcie.
- A więc tak stawiasz sprawę? Okej - Odparła zakładając ręce na piersi i rozsiadając się na kanapie, zrobiła twardą minę i zacisnęła zęby.
- Chciałabym się przebrać, możesz wyjść? - Spojrzała na nią wyczekującym wzrokiem.
- Nie wyjdę stąd dopóki mi nie powiesz gdzie byłaś, co robiłaś i z kim - Postawiła na swoim, nie dała sobie przegadać. Violetta była jedną z najbardziej upartych osób, nie odpuszczała nigdy nie dawała za wygraną.
- To w takim razie sobie tu posiedzisz jeszcze bo ja nie mam się z czego tłumaczyć - Blondynka również nie dawała za wygraną, nie mogła pozwolić aby czegoś się domyśliła, przynajmniej na razie.
- Ludmila! - Krzyknęła i usiadła obok przyjaciółki - Wiesz, że się martwiłam i dalej się martwię, nie ukrywaj przede mną niczego - Poprosiła i objęła ją ramieniem.
Powiedzieć prawdę czy skłamać?
Odetchnęła głośno i zaczęła mówić.
- I wtedy skręciłam w inną uliczkę - Dokończyła. Postanowiła jednak skłamać, bała się jej tego powiedzieć, czuła się jakby była jej córką i właśnie miała jej wyznać, że przespała się z mężczyzną którego imienia nawet nie zna.
- Czyli co? zgubiłaś się? I dlatego nie chciałaś mi powiedzieć? przecież to nic strasznego - Odparła wierząc przyjaciółce, ufała jej, nigdy się nie okłamywały więc dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Mówiłam ci, że nic sie nie wydarzyło - Uśmiechnęła się blado.
- Ale następnym razem od razu mi mów albo dzwoń, nie ukrywaj takich rzeczy, bo naprawdę mogło ci się coś stać - Upomniała ją wtulając się do niej.
Obie bardzo się kochały i martwiły o siebie, zastępowały sobie jakby rodzicielską miłość, były dobrymi kompanami, wspaniałą rodziną i przede wszystkim jedną duszą.


- Dowiem się, na co mam nie pozwolić Federico czy będziecie tak stać jak słupy? - Odparła zdenerwowana przekładając skórzaną torebkę z jednej ręki do drugiej. Pierwszy ocknął się León, który starał się ułożyć wianuszek mądrych słów, wycofał się jednak i udał, że bierze łyk czystej wody.
- Tak, wybacz, że nie odbierałem, ale wiesz, dopiero wstaliśmy, ostro zabalowaliśmy, wiesz jak to jest - Zaczął lekko podenerwowany Włoch ale i wiarygodny, zresztą był pewien, że jego małżonka jeśli poprą go jego towarzysze uwierzy w całą historyjkę.
- Męska impreza - Dodał León zabawnie poruszając rękami i wydawał różne dziwne dźwięki. Brunetka popatrzyła na nich pytająco po czym znów swój wzrok skierowała na męża.
- To, czemu cie nie było całą noc wyjaśnisz w domu, teraz chce wiedzieć na co mam nie pozwolić - Twardo upierała się na swoim. Najbardziej rozbawioną tą sytuacją był Sebastian, który zakrył usta dłonią aby nie było widać jego rozbawienia, które wywołała owa scenka.
- No Sebastian na co ma mi nie pozwolić moja ukochana? - Skierował wzrok na młodszego Verdasa z ironicznym  i lekko skrępowanym uśmiechem, grał na czas, to było oczywiste, nie był przygotowany, żaden z nich nie był gotów na taką wersję wydarzeń.
- Federico chciał ci zrobić niespodziankę, wyjazd na Karaiby pod koniec tygodnia, wiesz mocne wrażenia, tylko wy we dwoje, plaża, drinki, słońce, piękne morze - Wymieniał gestykulując rękoma. Pasquarelli założył ręce na biodra i wpatrywał się w niego z zdziwieniem i lekkim grymasem, nie chciał wyjeżdżać z Chiarą na żadne wakacje.
- Tak, ale wtedy pomyśleliśmy, że przecież masz dużo pracy i nie możesz się wyrwać - Przerwał mu León i zrobił smutną minę co rozbawiło przyjaciela, przyjął jednak wersje jego słów i potwierdzając skinięciem głowy również przybrał smutny wyraz twarzy.
- Kochanie - Rzuciła się mu na szyję spychając przy tym Leóna. - Chciałeś mnie wziąć na wakacje? - Spytała nie dowierzając.
- Tak, oczywiście - Przytaknął jej mrożąc wzrokiem Sebastiana, ten jednak wystawił ręce w obronnym geście - Sam w to nie wierze - dodał ciszej, tak aby nie słyszała.
- Będę musiała jednak cię zasmucić, ale nie dam rady, podpisałam nowe kontrakty i przez kolejne dwa miesiące nie dam rady się wyrwać - Posmutniała gładząc go po policzku. - Ale potem na pewno znajdę dla Ciebie czas - Ucałowała go prosto w usta, na co León odwrócił wzrok w drugą stronę, śmieszyła go powoli ta sytuacja i nie chciał wybuchnąć im śmiechem prosto w twarz.
- Cudownie, już nie mogę się doczekać - Odparł mróżąc oczy a usta uformował w wąską kreskę.
- Będę musiała lecieć do firmy, widzimy się wieczorem - Ucałowała go w policzek i radosnym krokiem opuściła rezydencje Verdasów. W pokoju zapanowała cisza, nikt nic nie mówił, patrzyli po sobie przysłuchując się czy na pewno wyszła i znów ich nie obserwuje.
- Ani słowa - Syknął grożąc palcem braciom Verdas, którzy zasiedli na sofie wygodnie się w niej układając.
- Sądzę, że należą mi się podziękowania - Dopomniał się Sebastian czując się pominięty.
- Tak, dziękuję ci za zaplanowanie wakacji życia z moją ukochaną żoną, którą kocham najbardziej pod słońcem - Wykrzywił twarz i rzucił w niego puchatą poduszką.
- Spoko, nie ma sprawy, wyślecie mi kartkę czy coś, zrekompensuje sie to - Odparł spokojnym głosem a za chwilę obaj z Leónem wybuchli nie kontrolowanym śmiechem.
- Ile wy macie lat? Pięć? Rusz dupę León, twoje poczucie punktualności może być dzisiaj nie co zachwiane jeśli nie wyjdziemy stąd za jakieś dwadzieścia minut - Odpowiedział spoglądając na zegarek, który i tak już wskazywał godzinne spóźnienie.
- Dobra, ale co poradzę, że tak bardzo rozbawiła mnie wasza scenka, musicie do mnie wpadać częściej - Wstał i pchnął nogi brata, które po raz kolejny znajdowały się na stoliku.
- Ciekawe czy Violette też rozbawi historia z przed kilku miesięcy z twojego wypadu do Klubu - Odegrał się mu ściągając z siebie szary T-shirt.
- Zapomnijmy o tym, nic nie było - Zmienił temat i spoważniał. - Ruszaj się - Rozkazał bratu i trącił go w ramię.
- Jest mi tu dobrze, nigdzie się nie wybieram - Skwitował przymykając oczy.
- Jesteś zabawny, myślałeś, że będziesz tu tak siedział i obijał cztery litery? serio Sebastian? a podobno jestem przewidywalnym człowiekiem - Oznajmił mu przypominając sobie słowa bruneta. - Wstawaj!
- Wspominano ci też, że jesteś mściwy? - Syknął mu kierując się w stronę pokoju, rzecz by można, że pokoju, który należał już do niego, bywał tam częściej niż w rodzinnym.
- Coś tam wspominałem mu z trzy razy - Wspomniał Federico i założył jedną z koszul Leóna.
- Zdecydowanie za mało - Stwierdził Seba i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
- No już idźcie się stroić i przymknijcie te piękne buźki - Odparł urażony i lekko niedowartościowany Verdas zakładając grafitową marynarkę na siebie.

Trzej dobrze zbudowanych mężczyzn w eleganckich garniturach weszło do dużego budynku. Uśmiechnięci jak gdyby ich problemy nigdy nie istniały, bo o to chodzi aby pokazać się innym z jak najlepszej strony mimo iż jest źle i nie da się już zrobić nic by było chociaż trochę lepiej. Przywitali się na recepcji ze znajomymi po czym ruszyli do biura Verdasa.
- Zmieniło się tu trochę - Odpowiedział Seba rozglądając się po biurze brata bawiąc się małym gumowym rowerkiem, który zdobił stolik.
- Zostaw bo zepsujesz - Wyrwał mu z ręki zabawkę i odłożył na miejsce.
- Przecież to jest gumowe - Oznajmił mu jakby nie wiedział z czego jest wykonany.
- W twoich rękach nawet najmocniejsza stal może być narażona - Skwitował go i zasiadł do biurka. - Więc tak dzisiaj musimy przejrzeć te papiery - Wręczył je Włochowi i czekał na jego reakcję.
- Pani Lopez jednak się rozwodzi?- Spytał przeglądając dokładnie plik dokumentów.
- Tak, dzwoniła wczoraj, że jutro przyjedzie do Ciebie aby omówić szczegóły.
- Tylko nie mów, że powiedziałeś że będę? - Spojrzał na przyjaciela spod byka, ten uśmiechnął się lekko i poprawił się na fotelu. 
- Jesteś facetem, masz dwadzieścia sześć lat i boisz się kobiety? - Zaczął z rozbawieniem Sebastian po czym obaj spiorunowali go wzrokiem.
- Tak tylko, że ta pani, rozwodzi się tylko dlatego, że spodobał się jej nasz Federico - Wytłumaczył León obdarzając bruneta współczującym wzrokiem.
- Nadal mnie to śmieszy - Stwierdził poruszając ramionami.
- Bo jesteś gówniarz jeszcze i dużo o życiu nie wiesz - Podsumował go León. - A właśnie skocz do sekretarki na recepcję po wykaz klientów na przyszły tydzień, Argentyńczycy lubią się rozwodzić - Rozkazał mu - A i zrób jakąś dobrą kawę - Dokończył uśmiechając się szeroko na co ten będąc już przy drzwiach spiorunował go wzrokiem.
- Będzie z niego dobry obrońca - Stwierdził Federico odprowadzając Sebastiana wzrokiem. - Halo? słuchasz mnie? - Pomachał mu kartką przed oczyma, dopiero wtedy zareagował.
- Tak, zamyśliłem się, widziałem się wczoraj z Violettą - Zaczął wstając od biurka i kierując się w stronę okna.
- Była w Klubie? - Odparł zdziwiony - Myślałem, że nie chodzi w takie miejsca.
- Bo nie chodzi, nie była sama - Odparł przez zaciśnięte zęby przypominając sobie ją i Hiszpana.
Włoch spojrzał na niego zakładając ręce na piersi i wychylając głowę do przodu. Wyczekiwał odpowiedzi.
- Z tym kretynem Diego - Syknął opadając bezradnie na skórzaną blado brązową sofę.
- Z tym co to się do niej podwalał przez całe liceum? - Spytał przypominając sobie wydarzenia, które miały miejsce w szkole średniej.
- Właśnie z tym, a wiesz co jest najgorsze? - Pasquarelli skinął głową na znak, że może kontynuować - To, że nie przejmowała się ani trochę tym co sobie pomyśle, robiła to co chciała a on to wykorzystywał, jak sobie pomyśle, że do czegoś mogło dojść między nimi, to mnie w żołądku skręca - Odpowiedział wykrzywiając twarz i machając rękoma w okolicach brzucha.
- Może... - przeciągnął.
- Nie, to nie z głodu - Dokończył za niego - Serio, myślałem, że już wyrosłeś z tego okresu na którym znajduje się Sebastian.
- Chciałem, tylko powiedzieć, że jesteś zazdrosny, sami dobrze wiemy, że on nigdy z tego nie wyrośnie. A co do Violi... Musisz poczekać do tej niby rozprawy, wtedy na pewno wszystko sie ułoży - Pocieszył go klepiąc po ramieniu - Albo... - Przypomniało mu się - z tej bardziej pesymistycznej strony weźmiecie rozwód - Na jego szczęście stał oparty o biurko po przeciwnej stronie bo Verdas najchętniej by go udusił albo zabił wzrokiem.
- Wiesz, zastanawiam się czy nie potrzebują kogoś do sprzątania łazienek, idealnie byś się nadał - Dodał mrużąc oczy.
- No już, przecież żartowałem. Wierze w was i sam wiesz, że ja jestem po twojej stronie, nie jestem twoim wrogiem - Obronił się. - Gdzie ten Sebastian z tą kawą? expres go wciągnął? - Zerknął na drzwi i na zegarek.
- Raczej sekretarki przy wejściu - Stwierdził León łącząc się z recepcją. Rozmowa nie trwała długo, za ledwie kilka krótkich pojedyńczych zdań i zwięzłe, krótkie "Już idę". Rzucił słuchawką, założył marynarkę i ruszył pędem do drzwi.
- Serio wciągnęło go to expresso? - Zaśmiał się brunet.
- Nie czas na żarty, moja matka jest na dole, a Sebastian właśnie wspomina wspólne czasy - Rzucił oschle.
- Przecież on z nią nie rozmawiał od kilku dobrych lat - Przypomniał mu przyjaciel.
- Właśnie dlatego muszę tam iść, nie wróży to nic dobrego - Przekroczył próg i zbiegł po schodach.


- Sebastian, synku jak dobrze cie zobaczyć - krzyknęła uradowana kobieta i wysunęła ręce do przodu w geście objęcia, mężczyzna jednak odwrócił wzrok i udał, że nie wie kim jest.
- Chyba mnie pani z kimś pomyliła - Burknął nie przerywając rozmowy z sekretarką.
- Jestem twoją matką, wiem, że pamiętasz - Odparła skruszona.
- To akurat chciałbym zapomnieć - Syknął odwracając się prosto do niej. Zabolało ją to, jej oczy posmutniały, nie były takie wesołe w momencie gdy go ujrzały.
- Nie mów tak, proszę Cię - Wydukała z siebie starając się pogłaskać chłopaka po policzku, ten jednak zacisnął zęby aby nie ulec matczynej pieszczocie i przechylił głowę.
- Miałaś mnie w dupie, jesteś taka sama jak ojciec, Leóna tylko trochę obchodzę. Ale wiesz co ci powiem? Nigdy nie czułem się lepiej, nie potrzebuje cie - Dokończył oschle.
Emocje sięgnęły zenitu, twarz czterdziesto - kilku letniej kobiety pokryła się łzami a usta odmówiły posłuszeństwa.
- Mamo - Krzyknął starszy Verdas obejmując matkę - Czemu nie mówiłaś, że przyjedziesz? i chwila? czemu ty płaczesz? Sebastian! 
- Chciałam ci zrobić niespodziankę i liczyłam że spotkam twojego brata i w końcu z nim porozmawiam ale - załkała patrząc w stronę Sebastiana, który prychnął.
- Cholera Sebastian to nasza matka, co ty wyprawiasz? jak się zachowujesz?! - Wkurzony szturchnął go w ramię i zmroził wzrokiem.
- Może twoja, dla mnie jest obcą kobietą - Stwierdził nie patrząc w jej stronę.
- Jeszcze słowo a zrobię coś czego nie chciałem nigdy zrobić, opanuj się, bo nie ręczę za siebie - powiedział przez zaciśnięte zęby i wbił mu palec w tors.
- Nie, León zostaw go - Otarła mokrą twarz i starała się wydusić lekki uśmiech - Skoro on sobie tego życzy, nie będę mieszać mu w życiu.
- Mamo, ten gówniarz nie wie co mówi, on gada różne głupoty, nie bierz tego do siebie - Dodał pocieszającym tonem nie pozwalając dojść do słowa bratu, który chciał zakwestionować to zdanie.
- Nie, León, poczekam na Ciebie w biurze, wtedy porozmawiamy - Odparła z troską w głosie i udała się do gabinetu.
- Co ty do jasnej cholery odpierdalasz?! - Krzyknął zdenerwowany León starając się uciszać ton głosu, bo jednak wzbudzali sensacje.
- Nie chce mi sie z tobą gadać - Skwitował nie patrząc na niego.
- Ale mnie to nie obchodzi czy ci sie chce czy nie - Palcem przesunął jego policzek w swoją stronę. -  Musze teraz iść, ale jeszcze dziś ci obiecuje, że sobie porozmawiamy! - Ostrzegł go grożąc mu palcem i trącając w lewe ramię przechodząc do swojego gabinetu.


______________________________________________

Tak wiem, nie było długo, do tego porażka..
wybaczcie, nie wiem co sie dzieje ze mną, ale dziś mnie przemoczyło całą i wgl zimno jak na syberii;c
Miało byc wiecej w tym rozdziale, ale przesunęłam pewne rzeczy do 4.
Cóż w nastepnym na pewno rozmowa Leóna i Matki jak i Lajona i Seby, będzie rozruba? ;d
Coś z Fede, Chiarą jak i Lu będzie, może Camila i Seba? ohh okaże się :)
Dziękuję i Dobranoc ;)


środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 2 - Przypływ emocji.

Rozdział 2

Dulce - mojej kochanej siostrzyczce , którą strasznie kocham ;***;3




" Y no digas nada Todo esta en calma"



Stali tak jeszcze przez chwilę patrząc na siebie wyczekująco, obydwoje oczekiwali odpowiedzi na to samo pytanie "Co ty tutaj robisz?". Patrząc z boku jednak to Verdas wyglądał na bardziej zdenerwowanego i wściekłego, w końcu zobaczył swoją jeszcze żonę w klubie i to z innym mężczyzną.
- Mogę wiedzieć co tutaj robisz i z tym - Spytał pokazując rękami na hiszpana i szukając odpowiedniego słowa aby go opisać - Idiotą? - Dokończył w końcu uznając to słowo za odpowiednie.
- Nie, nie możesz wiedzieć i  nie nazywaj go tak jasne? - Brunetka podniosła głos i uniosła palec wskazujący jakby to miało dać do zrozumienia Leonowi, że nie powinien się tak zachowywać.
- Oh wybacz, użyłem złego słowa kochanie - Poprawił się, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech - Żądam wyjaśnień i wiesz co? uprzedzam twoją odpowiedź  - Kontynuował, pełen dumy i pewności siebie co chwilę mrożąc spojrzeniem Diego, który również odwdzięczał się mu tym samym - Tak, mam prawo wiedzieć, bo jestem twoim mężem - Zaznaczył ostatnie słowo i skrzyżował ręce na piersi.
- Już nie długo, bierzecie rozwód pamiętasz? - Teraz to Hernandez wkroczył do akcji. Violetta chwyciła go za ręke aby nie posunął się dalej, nie chciała żadnych sprzeczek, przyszła tutaj tylko dla dobra jej przyjaciółki, która również gdzieś znikła, a tymczasem spotyka swojego męża, a jakby tego było mało, dobrze go znała, wiedziała, że gdy jej partner go wkurzy może wywołać awanturę, a tego nie chciała.
- Przepraszam? pozwolił  ci się ktoś odezwać? Nie wydaje mi się, więc z łaski swojej odsuń się od mojej kobiety, bo właśnie mam ochotę z nią zatańczyć - Potraktował go łagodniej ale jego głos nadal był sarkastyczny i pełen gniewu. Wyrwał Violette z uścisku Hiszpana i pociągnął ją prosto na środek parkietu. Kobieta, posłała jedynie przepraszający wzrok w stronę Diego i prosiła go aby odpuścił a ona się tym zajmie.
- Nie zachowuj się tak, czemu mi to robisz? - Odparła zdesperowana i pełna wyrzutów brunetka.
- Mógłbym zapytać cię o to samo. Wciąż jestem twoim mężem i dopóki nim jestem - Przerwał na chwilę obracając ją wokół swojej osi i uśmiechnął się lekko na myśl, że zawsze nim będzie - Nie pozwolę na to abyś była z innym mężczyzną - Wyszeptał jej prosto do ucha odgarniając tym samym kosmyk jej włosów. Violetta wzięła głęboki wdech i odwróciła się w jego stronę, przypomniał się jej ich pierwszy taniec w Liceum, kiedy to Leon uwolnił ją z uścisku natrętnego kolegi, od tego momentu każdą chwilę spędzali razem. To nie tak, ze go nie kochała, bo kochała najbardziej na świecie i może właśnie dlatego nie mogła wybaczyć mu zdrady, której była pewna mimo iż on przysięgał i dawał słowo, że tego nie zrobił.
- Wystarczy - Chwyciła jego dłonie z swojej talii i odłożyła je na swoje miejsce. - Potańczyłeś ze mną, ośmieszyłeś mnie przed Diego i prawdopodobnie zniszczyłeś po raz kolejny wszystko - Odparła a w jej głosie słyszalną było chrypkę, która świadczyła o tym, że jest jej ciężko i za chwilę z jej oczu wypłyną łzy.
- Nie odchodź do niego Violetto - Chwycił ją za rękę - Nie możesz tego zrobić - Odparł zbliżając się do ust swojej małżonki, ona przymknęła oczy i pozwoliła jednej kropli wypłynąć.
- To patrz - Odparła przejeżdżając po jego policzku i kierując się w stronę Hernandeza, który z wściekłością i piekielną zazdrością przyglądał się całej scence.



Nie przerywając pocałunków dotarli do pokoju, znajdującego się wewnątrz budynku. Przerwali na chwilę robiąc oddech, mężczyzna otworzył drzwi, wszedł do zaciemnionego pomieszczenia i pociągnął za dłoń swoją towarzyszkę zamykając przy tym samym drzwi. Stanęli na przeciwko siebie, on zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, sprawiając, że poczerwieniała, uśmiechnął się widząc jak się zawstydziła i wpił się w jej malinowe usta, które były zbyt dużą pokusą. Zsunął jej ramiączko z opalonych ramion i uśmiechnął się w pocałunku przypominając sobie gdy poruszała się na scenie i jej opadające dwa ramiączka. Blondynka zarzuciła dłonie na jego kark i zaplatała palec wokół jego włosów, miał takie delikatne włosy, że aż chciało się je dotykać. Pocałunki stawały się bardziej namiętne a ich ciała spragnione siebie. Zrzuciła z niego kurtkę, która wylądowała gdzieś pomiędzy łóżkiem a szafką, ale nie to się teraz liczyło. Powoli przesuwał swoje dłonie z ud na plecy i rozsunął zamek, który kilkanaście minut temu zasuwał i zsunął z niej jasną sukienkę, która znajdowała się gdzieś w kącie pomieszczenia. Przystanął na chwilę napawając się jej widokiem, była piękna, nie widział piękniejszej.
- Jesteś - Odparł skradając jej pocałunki na szyi - Piękna - kolejny pocałunek, kolejny uśmiech na jej twarzy.
Po chwili byli już tylko oni, przez chwilę zapomnieli o tym co powinni, a robili to co chcieli, to czego pragnęli, bez zasad, regułek. Nigdy nie chciała aby ta chwila nastąpiła, nie lubiła tego co robi, robiła wszystko aby temu zapobiec a tymczasem ląduje  dobrowolnie w łóżku z obcym facetem. Nie wiedziała co będzie jutro i jakie będą tego konsekwencje, wiedziała jedynie, że jeśli teraz tego nie zrobi będzie żałować do końca życia. On po raz pierwszy od dłuższego czasu czuje i robi coś na co miał ochotę od dawna, robi coś zakazanego i to go tak ciągnie, a może to urocza blond włosa piękność? 
Obudziło go ciche a jednak słyszalne skrzypienie łóżka, niemrawo otworzył oczy, podparł się na łokciach i przypatrywał się swojej towarzyszce, która właśnie zawinęła się kawałkiem pościeli i poszukiwała swoich rzeczy, które mogły znajdować się wszędzie, tylko nie tam gdzie powinny. Obserwował jak spina swoje loki w wysokiego koka, uśmiechnął się na samo wspomnienie tego co wydarzyło się kilka godzin temu. Była odwrócona do niego tyłem ale zauważył jej rozgrzane policzki i błysk w oczach, czekał na odpowiedni moment, nie mógł się teraz zdradzić, mogłaby go uznać za niezrównoważonego, a wolał na nią popatrzeć w spokoju.
Przymknął oczy udając, że wciąż śpi, dziewczyna wstała na równe nogi wciąż okryta atłasową pościelą, nachyliła się nad brunetem i złożyła na jego policzku delikatnego całusa, on jednak zaskoczył blondynkę i za nim zdążyła odsunąć swoje wargi przyssał się do jej ust, które tak mu się spodobały i zaczął ją całować, nie dbał o godzinę o to, że czeka na niego żona i za pewne Leon, dbał jedynie o to co dzieje się teraz, o ten pocałunek, nie mógł pozwolić aby był on ostatnim.
- Myślałam, że śpisz - Odparła jego usta od swoich robiąc głęboki wdech - Obudziłam cię? - Przewrócił ją tak, że leżała tuż pod nim, delikatnie usadowił swoje ciało nad jej obserwując jej każdy ruch.
- To akurat teraz nie jest ważne - Kontynuował przybliżając się do jej ucha i delikatnie ucałował jej kość policzkową. Przymknęła na chwilę oczy rozkoszując się magią tej chwili, wiedziała, że nie może tego robić, że źle się zachowuje, tym bardziej, że zauważyła u niego obrączkę. Natychmiast się otrząsnęła i wyrwała się spod niego latając po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu swojej bielizny.
- Na mnie już czas - Odparła odwracając się tyłem do niego i wciągając koronkowe majtki, mimo iż go nie widziała, czuła swój wzrok na nim co przyczyniło się do powstania na jej twarzy wypieków.
- Wychodzisz już?- Spytał okrywając biodra pościelą i zmierzając w jej kierunku.
- Tak, spieszę się i ty też powinieneś - Odparła zakładając szelki od czarnego stanika. 
- Nie musisz się tak kryć, widziałem cie, nie masz czego ukrywać - zrzucił z niej materiał i zapiął stanik odwracając ją w swoją stronę. Ludmila popatrzyła na niego z zdziwieniem i lekkim strachem w oczach, przełknęła głośno ślinę. - Tak podobasz mi się o wiele bardziej - Mruknął wciąż trzymając ją blisko siebie.
- Tak, super ale naprawdę się spieszę - Zaczęła błagalnym tonem.
- Puszczę cię jeśli dasz mi do siebie kontakt - Postawił warunek na co ona głośno odetchnęła.
- To nie powinno się wydarzyć, ja taka nie jestem - Odepchnęła go od siebie kierując się w stronę drzwi. - Zapomnijmy o tym - Dodała zamykając za sobą drzwi.
Nic nie odpowiedział, stał na środku pokoju, dopiero gdy dotarło do niego, że został tutaj sam, bez blondwłosej piękności, wiedział, że musi wrócić do rzeczywistości, wrócić do Chiary, wytłumaczyć, jednak nie miał na to najmniejszej ochoty, chciał jedynie dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej dziewczynie.
- Odnajdę cię - Powiedział sam do siebie i przytkał do ust srebrny łańcuszek w kształcie litery "L", który podniósł z ziemi, pachniał nią, czuł ją przy sobie. 


Wszedł do ogromnej rezydencji swojego brata, swoją walizkę rzucił gdzieś w kąt. Nie powiadomił go o swoim tymczasowym powrocie, wolał go nie uprzedzać bo mógłby go wyrzucić na zbity pysk dowiadując się o kolejnym zawieszeniu. Chciał go poinformować osobiście, wiedział, że może nie będzie skakał z radości ale był przygotowany na wszystko. Wszedł do salonu gdzie starszy Verdas jadł śniadanie i czytał jakieś czasopismo, ściągnął kurtkę i odłożył ją na sofę.
- Dzień dobry braciszku - Usiadł na eleganckiej kanapie i rozłożył nogi na szklanym stoliku. Szatyn jak na odstrzał wstał na równe nogi, odłożył gazetę i podszedł do brata.
- Co ty tutaj robisz? Jeśli wyrzucili cie z uniwersytetu to nie masz tu czego szukać - Syknął ściągając jego nogi ze stolika - I weź te nogi, nie jesteś u siebie.
- Wyluzuj, nie spinaj się tak, to tylko kilku dniowe zawieszenie - Odparł bez większego stresu co jeszcze bardziej denerwowało Leona, zawsze musiał bawić się w jego niańkę, robił za tego odpowiedzialnego a sam miał ogrom problemów których nie  umiał naprawić.
- Jak długo? 
- Cztery dni, już nie mogę się doczekać chwil spędzonych z tobą - Zaśmiał się klepiąc brata po ramieniu i zasiadając do wielkiego stołu.
- Nie myśl, że będziesz tu tak siedział i nic nie robił żerując na mnie - Syknął i ostrzegł go kończąc swoje śniadanie. Gosposia podała Sebastianowi śniadanie i zostawiła ich samych.
- Jak tam twoja Violetta? - Zaczął olewając jego poprzednie słowa, zawsze tak robił, gdy coś go nie interesowało, zmieniał temat, a dobrze wiedział, że temat żony nie jest ulubionym tematem jego brata.
- Możesz nie zmieniać tematu? Jesteś jak wrzód na dupie Sebastian, nie do zniesienia! - Krzyknął wstając na równe nogi, czuł się jak jego ojciec, nienawidził tego że musi martwić się o jego przyszłość.
- Co to za krzyki, co tu sie dzieje? - Do pomieszczenia wparował Federico dziwiąc się widokiem mężczyzny - Seba? - Spytał i podał mu dłoń na przywitanie, chłopak posłał mu cwaniacki uśmieszek i przywitał się z kumplem swojego brata.
- We własnej osobie, taki jak zawsze - Dodał dumnie.
- Ty to się już lepiej nie odzywaj, a ty - wskazał na Federico - Gdzie się podziewałeś? Twoja ukochana wydzwania do mnie co chwilę - Powiedział zdesperowany oczekując wyjaśnień, wciskając po raz kolejny czerwoną słuchawkę gdy na ekranie pojawiało się imię "Chiara"
- Dzwoniła? - Pokręcił głową włączając swój telefon.
- Mógłbyś przynajmniej odebrać - Upomniał go przyjaciel.
- Nie każdy jest takim pantoflarzem jak ty, chociaż nawet to cie zgubiło braciszku - Wtrącił się Sebastian, a po chwili oberwał widelcem od starszego Verdasa.
- Jakby pytała byłem u ciebie, za dużo wypiliśmy i zostałem tu na noc - Wytłumaczył i skierował wzrok na Sebe - Ciebie też się to tyczy - Chłopak przytaknął głową na znak, że pomoże i usadowił się wygodniej na krześle.
- A ta wersja dla nas jak wygląda? - Odparł zaciekawiony. Włoch zrzucił siebie kurtkę i opowiedział obu prawdziwą historię nie pomijając żadnych szczegółów.
- Chyba zostanę tu na dłużej - Skwitował Sebastian i rozłożył ręce na sofie.
- Nawet o tym nie myśl, skończysz te studia idioto! - Wrzasnął Leon - Tygrysie - Dał kuksańca brunetowi i zaczął swoją przemowę - To dlatego mi tak zniknąłeś - Stwierdził.
- Nie planowałem tego i o ile mi wiadomo ty pierwszy się ulotniłeś - Słusznie zauważył popijając łyk świeżej kawy.
- To sprawa nie na teraz, nie przy nim - Wskazał z obrzydzeniem na młodszego brata, jego wzrok mówił "I tak się dowiem" ale mimo to nic nie powiedział.
- Pierwszy raz widziałem tyle namiętności i piękna w tak delikatnej kobiecie - Kontynuował przypominając sobie jej usta, ciało i przyjemne uczucie gdy go dotykała. - Gdybyś ją zobaczył padł byś z zachwytu - Stwierdził wracając na ziemię. Nawet nie wiedział, jak bardzo blisko jest w tym co mówi, padł by ale ze zdziwienia, gdyby tylko wiedział, że kobieta, którą jest oczarowany jest przyjaciółką jego żony, na pewno wiele by to zmieniło.
- Wiesz przynajmniej jak ma na imię? - Bardzo istotny fakt jednak Włoch lekko się zakłopotał, popatrzył na obu mężczyzn i wyciągnął z kieszeni łańcuszek.
- Wiem, tyle, że jej imię zaczyna się na "L" zostawiła to - Pokazał na biżuterię i schował ją z powrotem na swoje miejsce.
- Brawo Federico, jesteś taki super, wiesz na jaką literę zaczyna się jej imię, Chiara byłaby dumna z twojego zachowania, tak sądzę - Odpowiedział ironicznie Sebastian patrząc na niego spod byka.
- Wylecisz stąd zaraz- Syknął mu Włoch.
- Zignoruj go - Uspokoił go Leon - Jak możesz nie wiedzieć jak ma na imię? Przepuściłeś taką okazję, nie wierze, że się kumplujemy - Dodał rozczarowany.
- Ej, ej nie przeginaj jasne? znajdę ją - Wytłumaczył mu. 
- Jeśli Chiara Ci na to pozwoli, a coś mi się nie wydaje, żeby była zwolenniczką odnalezienia panny L - Odpowiedział Sebastian.
- Na co mam mu nie pozwolić? - W drzwiach stanęła średniego wzrostu brunetka, ubrana w ołówkową spódnicę, bokserkę i marynarkę. Jak na komendę, wszyscy trzej popatrzyli się w jej kierunku. Ona spoglądała i czekała na wyjaśnienia tylko od jednego, od swojego męża, który teraz nie znajdował się w najciekawszej sytuacji.



_____________________________________________________

Hermanita ciole wybacz ;c że takie żalowe coś ci dedykuje, ale działałam pod wpływem silnych leków, którym jest cholinex estra na gardło ;d. 
Chciałam żeby był wyjątkowy bo dla Ciebie, ale widać co widać ;c NASZE REBELDZIAKI <3
Nuestro Amor siostrzyczko ;3. 
Dzisiaj króciutko, ale następny bedzie dłuższy, będzie Lu, będzie Viola i nasi Meni : Fede, Lajon i Seba ;d
Nie wiem co tu napisać o tym rozdziale.
Kocham Was wszystkich i dziękuję za wyświetlenia i czytanie tej porąbanej historii, licze ze zostaniecie ze mną dłużej ;)
Kocham Was ;**
Maja.







środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 1 - Przerwana Rutyna.

Rozdział 1



" Me quema este frio, no encuentro el remedio"



Wskazówki na jego czarno-niebieskim Rolex'ie wybijały równo godzinę ósmą. Zapiął pasek wykonany z czarnej skóry o metalowy kawałek, który służył do utrzymania czasomierzu na nadgarstku. Chwycił w dłoń idealnie wyprasowaną marynarkę, która dopiero co zawitała w jego garderobie i zarzucił na śnieżno białą koszulę przyozdobioną ciemno granatowym krawatem. Zapach jego perfum, którymi spryskał swoje ciało wychodząc z pod prysznica rozchodził się po całej villi, ostatni raz przejrzał się w ogromnym lustrze swojej żony poprawiając krawat i ostatecznie zapinając środkowy guzik marynarki. Kuchnia urządzona była w stylu najnowszym, ozdabiały je biało, czarne i krwisto czerwone kolory, połysk mebli kuchennych dało się zauważyć tuż przy wejściu, a samo pomieszczenie nie należało do najmniejszych. Przez środek rozkładał się duży stół w kolorze bieli i mahoniu, a krzesła obite były delikatnym, kremowym jedwabiem wpadającym pod kolor stołu. Usiadł na swoim miejscu a za moment stała przy nim gosposia podając mu śniadanie, które nie należało do skromnych, aczkolwiek bogatych w każde minerały.
- Dziękuję - Skinął głową, posyłając Margaret serdeczny uśmiech, bardzo przepadał za tą starszą panią, którą pamięta jeszcze jako gosposie z jego rodzinnego domu, doceniał to ile robiła i znaczyła dla jego rodziny, a teraz również dla niego. Gosposia również odwzajemniła uśmiech i postawiła dzbanek świeżego soku pomarańczowego.
- Pańska żona zje z panem śniadanie? - Spytała szykując nakrycie. Popatrzyła na niego wyczekując odpowiedzi, on przerwał delektowanie się posiłkiem i również spojrzał na kobietę.
- Nie, jeszcze śpi - Odparł beznamiętnie wracając do konsumowania. Tak naprawdę nie wiedział czy zejdzie na śniadanie czy nie, nie przykuwał do tego większej uwagi, są małżeństwem od ponad roku a zachowują się jak obcy sobie ludzie, przynajmniej tak to wygląda z jego perspektywy. Od jakiegoś czasu czuje, że nic go z nią nie łączy, niby mają ślub, papierek, dom, ale co mu z tego, jak nie czuje do niej tego co czuł przy ich pierwszym spotkaniu. Czuje, że coś się między nimi wypaliło albo nic prawdziwego tak naprawdę między nimi nie było. Wiele razy zarzekał jej że ją kocha, zrobi dla niej wszystko, ona przytakiwała i obiecywała to samo i tak też jest, dobrze wie, że ona go kocha i on ją też,  przynajmniej stara się utrzymać pozory jego miłości.
Margaret mieszka z nimi już jakiś czas a Włocha zna od urodzenia i nie uniknione jest, że przebywając z nimi każdego dnia domyśliła się co tak naprawdę się dzieje, jednak jest tylko pracownicą domową, jej zdanie tutaj się nie liczy, przynajmniej dla panienki Chiary, która nie przepada za gosposią, która odgrywa ważną rolę w życiu bruneta, jest jedyną osobą, która zna go od małego.
- W takim razie pójdę zapłacić ogrodnikowi za wyczyszczenie basenu - Odparła wycierając swoje ręce w fartuszek i ruszyła w stronę wyjścia.
Niespełna kilka minut później do pomieszczenia weszła brunetka, rzecz by można, kobieta jego życia, tyle, że tak naprawdę nic w niej go nie pociągało mimo iż była śliczną kobietą z figurą i pięknym uśmiechem. Być może wcześniej robiło to na nim wrażenie, poprawka nadal robi to w nim wrażenie, przecież jest tylko mężczyzną, który po to ma oczy, aby delektować swoje oczęta pięknem kobiecych atutów, jednak jego żona była osobą do której z niewiadomych jeszcze dla niego przyczyn nie zauważał tego albo po prostu nie zachwycał się jej pięknem, bo przecież milion facetów na świecie chciałoby na jego miejscu zasypiać z najsławniejszą modelką w Argentynie, on chętnie zamienił by się z pierwszym lepszym, aby tylko pozbyć się wyrzutów sumienia, które każdego dnia przekonywały go do tego, że już nie kocha jej tak jak kiedyś.
- Dzień Dobry kochanie - Usiadła na jego kolanach całując go namiętnie w usta, on oddał leki pocałunek, bez wkładania w niego większej porcji uczucia.
- Cześć - Odpowiedział, chwycił ją w talii i usadowił na krześle obok, na jej twarzy w ułamku sekundy pojawił się grymas i złość, wiedział, że za chwilę coś mu powie.
- Przepraszam, jestem aż tak ciężka?! - Niemalże ostatnie słowo wykrzyczała, miała obsesje na punkcie swojej figury, co powoli zaczynało go denerwować,  sam dbał o swoje ciało, ale nie do tego stopnia co ona. 
- Nie, po prostu chcę skończyć śniadanie bo i tak już jestem spóźniony a mamy z Leonem dużo papierów do przeglądnięcia - Odpowiedział z spokojem nawet na nią nie zerkając, wtedy nawet plasterki pomidora wydawały mu się bardziej interesujące.
- Tak, ale to ja jestem twoją żoną, nie Leon - Upomniała go krzyżując ręce na piersi i robiąc tą swoją minę, którą znał na pamięć.
- Tak, ale to mój przyjaciel, a jak sama dobrze wiesz to też moja praca, która jak sama dobrze wiesz jest dla mnie bardzo ważna - Akcentował po kolei każdy wyraz, aby w końcu zrozumiała, że kancelaria jest ważna zarówno dla niego jak i Leona. Obydwaj znają się od szóstego roku życia, gdzie ich rodzice wspólnie założyli kancelarię prawniczą, po śmiertelnym wypadku państwa Pasquarelli, pozostały mu jedynie wspomnienia i kancelaria.
- Co dalej nie zmienia faktu, że to ja powinnam być dla Ciebie najważniejsza - Odparła nadąsana, w  ogóle nie biorąc pod uwagę słów, które wypowiedział sekundę temu. Nie miał ochoty na dalsze konwersację i jak grom z jasnego nieba w jego kieszeni rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Bez chwili namysłu wcisnął zieloną słuchawkę i rozpoczął rozmowę z swoim wybawcą.
- Tak, oczywiście już wychodzę - Odpowiedział przez słuchawkę i wstał od stołu biorąc ostatni kęs świeżego chleba. Rzucił jeszcze tylko zwięzłe " do zobaczenia" i schował komórkę do kieszeni kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
- No pewnie, wyjdź bez słowa jak zawsze, zostawiając mnie samą - Bąknęła naburmuszona.
- Pogadamy jak wrócę, Na razie - Popatrzył na nią przez kilka sekund i biorąc aktówkę do ręki ruszył prosto do swojego garażu, gdzie stało jego lśniące, czarne BMW. Przemierzał uliczki Buenos Aires kierując się prosto na ulicę Greys 23 gdzie znajdował się owy budynek w którym czekał na niego Verdas, musiał przyznać, że ma wyczucie czasu i musi mu serdecznie podziękować za wybawienie go z tej beznadziejnej rozmowy, która nie jest pierwszą taką i która zawsze kończyła się podobnie. Zaparkował swój samochód na wyznaczonym miejscu, gdzie mogli stawać tylko on i meksykanin i ruszył do drzwi frontowych a później prosto do gabinetu.
- Leon Verdas punktualny jak zawsze - Powiedział witając kumpla i rzucił teczkę na sofę zasiadając na skórzanym fotelu naprzeciw biurka, obok, którego krzątał się szatyn.
- Federico Pasquarelli spóźniony jak zawsze - Odgryzł się mu uściskając jego dłoń na powitanie.
- Jesteś przewidywalny, wiedziałem, że to powiesz - Podsumował go Włoch podając mu zestaw kilku dokumentów. - To te dokumenty, których potrzebowałeś, zmieniłem tam to o co mnie prosiłeś, ale jesteś pewny, że chcesz żeby ta rozprawa w ogóle się odbyła? - Spytał lekko rozbawiony sytuacją przyjaciela.
- Nie rozumiem co cię tak bawi - Prychnął obrażony, po chwili znowu kontynuując. - Violetta życzyła sobie rozwodu? okej, ale na moich warunkach - Uparł się twardo pocierając dłonie.
- Na takich, że tak naprawdę wciąż będziecie małżeństwem i nic się nie zmieni? Jestem pewny, że się ucieszy - Odparł poruszając brwiami brunet.
- Przecież sam dobrze wiesz, że nie pozwolę na ten cholerny rozwód - Dodał pewny i zszedł lekko z tonu - A to - pokazał na plik dokumentów - To tylko w razie gdyby sprawiała problemy i jednak uparła się na tą rozprawę - Odpowiedział i zasiadł na swoim fotelu  wystawiając nogi na biurko.
- To skoro tak ci na niej zależy czemu ją zdradziłeś? - Spytał, choć sam dobrze wiedział, że Ana sklamała Violettcie, mając nadzieję, że Leon się wkurzy brakiem zaufania swojej małżonki i przyleci w jej ramiona.
- Serio? wkurwianie mnie sprawa ci przyjemność? - Spytał retorycznie głośno oddychając - Sam dobrze wiesz jak było, ale mojej Violce nie przegadasz - Dodał wyczerpany.
- No przecież wiem i wiem też jaka jest Violetta i myślę, że mimo wszystko ona sama nie chce tego rozwodu, przynajmniej tak wywnioskowałem gdy ostatnio się z nią widziałem - Przyznał rację towarzyszowi i opowiedział jak to spotkał się z nią gdy był na zakupach z Chiarą.
- Byłeś z swoją ukochaną na zakupach? Stary, nie poznaje cię, a już sądziłem, że dołączysz do mnie i razem weźmiemy rozwody - Zaśmiał się w głos, dobrze wiedząc jak przedstawia się sytuacja Federico. Ten rzucił w niego kilkoma ołówkami, które Leon odepchnął na bok robiąc przy tym dziwną minę.
- Dobrze się czujesz? - Spytał z ironią Verdas i oddal mu biurową taśmą. Mimo iż byli dorośli zachowywali się jak dzieci, u nich nic się nie zmieniło.
- Świetnie się czuję, szczególnie po kolejnej konfrontacji z moją ukochaną - Wycytował robiąc szerokie serce w powietrzu, przyjaciel popatrzył na niego jak na idiotę i wybuchnął śmiechem.
- Bo zacznę wierzyć, że jednak naprawdę ją kochasz - Odparł zdejmując nogi z mebla.
- Jesteś mściwym człowiekiem - Stwierdził  Pasquarelli.
- No wiem, ale teraz serio pytam. Kochasz ją jeszcze? bo z tego co mi opowiadałeś i tego co widziałem w waszym wykonaniu to wnioskuję, że ona lata za tobą jak głupia a ty - Przerwał na chwilę szukając odpowiedniego słowa - nie robisz nic szczerze mówiąc - Znalazł odpowiedni zestaw zdań a brunet patrząc na niego z podziwem zaklaskał mu dwa razy.
- Brawo,  jesteś taki bystry - Odpowiedział z wyczuwalnym sarkazmem - Co raz częściej zastanawiam się nad tym aby jednak nie rzucić tego w cholerę i wziąć ten rozwód - Po tych słowach obydwaj spoważniali, bo jednak jeśli chodziło o państwo Pasquarelli sytuacja ich nie wyglądała najlepiej i tutaj można by było śmiało sie zastanowić nad rozejściem się.
- Znasz moje zdanie na ten temat, jeśli jej nie kochasz, nie męcz sie z nią i jej przy okazji - Odparł pewny siebie co było dla niego oczywistym rozwiązaniem, zawsze wspierał przyjaciela i starał się mu pomóc o ile to było możliwe, ich sytuacje miłosne sporo się różniły, bo mimo wszystko Violetta i Leon się kochali, a Federico czuł, że juz nie kocha swojej małżonki.
- Nie pora by teraz o tym myśleć, będę się martwił tym innym razem, chyba, że nie wytrzyma i wywali mnie z domu - Odparł już lekko rozbawiony.
- To twój dom - Słusznie zauważył jego kompan.
- W sumie bardziej prawdopodobne, że jednak to ja ją wyrzucę - Stwierdził ruszając ramionami.
- A gdzie ta część ciebie, która mówi, że jesteś gentelmanem?
- Daruj sobie te mądre gadki, które teraz akurat wcale nie są na miejscu i co najistotniejsze chyba; wcale nie są mądre - Poprawił go Włoch chowając papiery do szuflady.
- Wybacz, to przez przebywanie z Sebastianem - Przewrócił oczami wspominając ostatni weekend z bratem.
- Właśnie, co u niego? strzała kupidyna już go dotknęła?
- Sebe? prędzej dotknie go zawieszenie na uczelni niż miłość, narobił mi wystarczających problemów - Pokręcił głową - jeśli sytuacja się powtórzy muszę znaleźć mu kogoś, chyba że wcześniej zrobie mu krzywde za te jego występki.
- Co tym razem? niekończące się imprezy w akademiku czy nakryty z panną w łóżku? - Zaśmiał się brunet, dobrze znając historie młodszego Verdasa.
- Oba plus rozbite szyby w trzech miejscach - Westchnął przypominając sobie czasy gdy to w Liceum on i Federico mieli swój gang i robili wszystkim i wszystko na złość.
- Jest taki sam jak ty, nadpobudliwy i nie ogarnięty - Stwierdził wstając z fotela i ściągając marynarkę.
- Dobra, dobra, ale mnie nie miał kto uspokoić, a jeśli ten debil przeholuje to go wywalą i nie dostanie spadku po matce - Syknął bo to on niańczył Sebastiana, a był już pełnoletni, wkurzało go to, że to on musiał za niego ponosić odpowiedzialność i dbać o to by ukończył te studia.
- Może nie chce go dostać, skoro woli wszystko zaprzepaścić przez jakieś głupoty - Zauważył Pasquarelli.
- Nie wiem, ale ja nie pozwolę ojcu wygrać, nie będę go utrzymywał przez całe życie - Dodał popijając łyk cieczy, którą wcześniej rozlał Federico. - To co, dziś Klub 21? i ostra impreza do rana? - Spytał a raczej oznajmił Leon, który odłożył szklankę i czekał na reakcję towarzysza.
- Z przyjemnością, ale na twoim miejscu bym sie jeszcze zastanowił -Przeciągnął Brunet rozluźniając supełek przy krawacie.
- Bo? - Wydukał.
- Wiesz, ty i to twoje poczucie wierności, Viola mogła by mieć powód do tego aby ci nie ufać - Udał poważnego wypowiadając słowa z gracją i pełną powagą.
- Wylecisz stąd zaraz, obiecuje ci to - Syknął grożąc mu palcem - Naciesze oczy dopóki jestem w separacji małżeńskiej, potem to tylko Viola - Zaznaczył spoglądając na zdjęcie ukochanej, które znajdowało się na biurku po prawej stronie.
- Ty to jednak masz w tej głowie spore pustki, nie do nadrobienia, ale skoro Violettcie to nie przeszkadza, nie mam zastrzeżeń przeciwko waszemu związkowi - Wyrecytował jakby właśnie czytał ważną deklaracje i wybuchnął gromkim śmiechem.


Dwudziesto-trzy letnia brunetka popijała łyk świeżo zaparzonej kawy, którą przyrządziła jej jej przyjaciółka. Obie zasiadły na wielkim tarasie w apartamencie Castillo i rozkoszowały się pięknym dniem, przez chwilę chociaż nie myśląc o swoich smutkach i problemach, które z dnia na dzień stawały się co raz bardziej uporczywe.
- Spotykam się dziś z Diego - Zaczęła właścicielka pięknego apartamentu, który wciąż należał do jej męża.
- Leon wie? - Spytała blondynka upijając kolejny łyk. Dla niej oczywiste było, że powinie wiedzieć bo w świetle prawa wciąż jest mężem jej przyjaciółki.
- To nie jego sprawa, jestem już prawie wolna - Odparła starając się cieszyć z tego całego rozwodu, być może normalny człowiek uwierzył by w jej radość, ale nie osoba, która zna ją od piętnastu lat, znała ją wręcz na wylot. Ludmila starała się wiele razy przekonać przyjaciółkę że to kłamstwo to oczarnienie na Verdasa, ta jednak jest nie ugięta, mimo iż sama nie widziała i nie miała dowodów na niewinność szatyna, wiedziała że mówił prawdę, kochał Violette i okazywał jej to na tysiąc sposobów.
- Violu Leon naprawdę Cię kocha - Powtarzała jej to zdanie prawie każdego dnia z nadzieją aż w końcu w to uwierzy. Nie chciała aby jej najlepsza przyjaciółka zmarnowała sobie życie przez jakieś pomówienie, wierzyła w uczucie Leona, którym ją obdarzał.
- Możemy o tym nie gadać? - Odparła z grymasem na twarzy.
- Dobrze, ale nie będę stać i patrzeć jak marnujesz sobie życie z Diego - Dodała dobitnie blondynka po czym odstawiła pusty kubek na stolik.
- Wiesz, znam ludzi, którzy bardziej je sobie marnują - Popatrzyła na nią z wyrzutem Castillo, obie wiedziały o co chodzi. Atmosfera z przyjaznej w ułamku sekundy stawała się napiętą, mowa o pracy Ludmily stawała się iskierką, która rozniecała ogień u obu.
- Naprawdę teraz chcesz o tym gadać? - Zawsze wykręcała się tym samym zdaniem, nigdy nie chciała o tym gadać, dla Violetty było to oczywiste, że musi skończyć z tym całym brudem, jest młodą kobietą z wielkimi planami na życie i wspaniałą przyszłością.
- Prawda jest taka, że ty nigdy nie chcesz o tym gadać, zawsze się wykręcasz a obie dobrze wiemy jak jest. Nie zachowuj się tak jakby to co robisz sprawiało ci przyjemność - Dobitnie i niemalże wykrzyczała ostatnie zdanie dając jej do zrozumienia po raz kolejny już, że robi źle. Przygarniał kocioł garnkowi, obie były w nie najlepszych momentach swojego życia, mimo iż zdawały sobie z tego sprawę, sprawiały pozory i udawały, że lepiej dziać by się nie mogło.
- A może sprawia mi to przyjemność i wkurza mnie, że mówisz mi co mam robić - Odkrzyknęła blondynka z wyrzutami.
- Ach tak? Nie znam cię od wczoraj Lu, wiem, że tylko udajesz, że jest ci dobrze i po co? przecież bym cie wsparła... - Zaczęła spokojnym tonem, Ferro jednak pokręciła głową i wtrąciła się jej w pół zdania.
- Nie będę rzebrać u ciebie, jesteś moją przyjaciółką, twoim obowiązkiem nie jest dawanie mi kasy, bo jestem sierotą - Wyrzuciła z siebie spuszczając głowę na dół.
Brunetka wstała z swojego krzesła i objęła przyjaciółkę gładząc ją po włosach.
- Zawsze będę cię wspierać, pamiętaj, a jeśli zmienisz zdanie, ja czekać będę z otwartymi rękami, bo jesteś jedyną osobą, która jest przy mnie i ze mną.
Obie popatrzyły się na siebie przez kilka sekund i wpadły w swoje objęcia, zawsze tak robiły, skakały sobie do gardeł, wynajdując swoje złe cechy a za chwilę godziły się i wyznawały jak bardzo są dla siebie ważne, bo przecież o to chodzi w przyjaźni, aby sprowadzić przyjaciela na dobrą drogę, uświadomić mu co robi źle, a potem najzwyczajniej w świecie być przy nim.
- Będę musiała się zbierać, Carlos będzie nie zadowolony jeśli po raz kolejny się spóźnię - Wyswobodziła się z uścisku Violetty i odwróciła się w stronę szklanych drzwi.
- Ten człowiek jest nienormalny, uważaj na niego, albo wiem! - Krzyknęła podąrzając tuż za nią. - Ja i Diego pójdziemy dziś do klubu z tobą, będziesz bezpieczna a ja bardziej spokojna - Oznajmiła jej bez żadnego pytania się jej o zgodę. Jeśli Violetta już na coś się zdecydowała, nie było mocnych aby zmieniła zdanie.
Ludmila przewróciła oczami za co została obdarzona zabójczym wzrokiem od pani Castillo, a może Verdas?Pewne było, że obie z nich kochały pana Verdasa, który wręcz zrobi wszystko aby pozostawić Violette przy sobie.


- Panie Verdas, który raz w tygodniu to my się już widzimy? Trzeci? -Kpiąco zadawał pytania, które same świadczyły o niechęci do ucznia ze strony dyrektora.
- Staram się wyrabiać, dziś dopiero czwartek, obiecuję się poprawić i odwiedzać pana częściej - Odparł z cwanym uśmiechem, którego zdecydowanie nad używał  i wystawił swobodnie nogi na biurko dyrektora Mendozy.
-Radzę ci nie przeginać Verdas bo twoje dni tutaj już są policzone, nawet twój dziany brat nic nie zdziała - Oznajmił mu spychając jego nogi z biurka ten jednak bardzo się tym nie przejął i gdy właściciel uczelni się odwrócił ten znowu wystawił swoje nogi na wygodne miejsce.
- Niech pan mnie nie straszy, to działa na mnie wręcz odwrotnie i inspirująco - Dodał z ironicznym wyrazem twarzy.
- Szkoda, że taki twórczy nie jesteś na zajęciach, bo twoje ostatnie grafiti na ścianie mojego gabinetu było naprawdę urzekające - Odparł z dość wyczuwalnym sarkazmem.
- Pana uznanie znaczy dla mnie naprawdę wiele, chce pan jakiś konkretny styl? - Tymi słowami dolewał ogień do ognia. Sebastian był typem człowieka ironicznego, sarkastycznego i sprawiającego wrażenie obojętnego, nikt tak naprawdę nie wiedział co go tak zmieniło, bo przecież kilkanaście lat temu był ułożonym, spokojnym chłopcem, który zawsze pomagał i nie sprawiał kłopotów.
- Cztery dni zawieszenia Sebastian! - Skwitował dyrektor wręczając mu do ręki podbity pieczątką uczelni zakaz przebywania w budynku przez najbliższe cztery dni wykładów.
- Tylko cztery? no cóż, będę za panem tęsknił - Odparł smutny i włożył nie dbale kawałek papieru do kieszeni.
- Tato, ja i mama czekamy na ciebie na zewnątrz - Do pokoju wpadła piękna córka dyrektora, która studiowała na tej samej uczelni tyle, że na wydziale malarskim, zawsze miała do tego smykałkę i dusze artystki.
- Cami, nie przeszkadzaj mi teraz - Odparł zwracając się w stronę córki.
- Ależ nic nie szkodzi, ja i tak już wychodzę - Stwierdził uradowany Seba, wstając z swojego fotela i kierując się w stronę drzwi, w których stała rudowłosa, wymijając ją otarł się o nią i uśmiechnął uwodzicielsko, a następnie puścił jej oczko dodając tylko dla niej słyszące "Cześć ślicznotko", dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i prychnęła kpiąco.
- Mam nadzieję, że przemyślisz swoje zachowanie - Powiedział Mendoza, które słowa Sebastian tak jak zawsze zignorował. 
- Kolejne problemy? - Spytała wchodząc do środka. 
- Z Sebastianem Verdasem są zawsze problemy - Wyjaśnił zmęczony ojciec. - Żeby ci nigdy do głowy nie przyszło się z nim zadawać - Ostrzegł córkę odpinając guziki przy swojej marynarce.
- Nawet go nie znam i sam wiesz dobrze, że nie jest w moim typie i nie gustuje w takim towarzystwie - Uspokoiła go młoda kobieta posyłając tacie szczery uśmiech, ten odwzajemnił go serdecznym i oboje wyszli na swoją tradycyjną kolację we trójkę. Byli bardzo ze sobą zżyci, kochali się i byli szczęśliwą rodziną jak z obrazka. Camila miała swojego ukochanego, z którym była już drugi rok, nawet rodzice nie mieli nic przeciwko a była ich oczkiem w głowie. Nigdy by ich nie okłamała i też tego nie robiła, była ułożoną dziewczyną, która wiedziała czego w życiu chce i co dla niej jest ważne. Wiedziała, że na pewno nie chce zmarnować sobie życia jak ten chłopak którego spotkała w gabinecie u ojca, nawet było jej go żal, że nie ma osób, które pomogły by mu się zmienić i przejść na dobrą stronę.


Zewnątrz tak jak i wewnątrz bogato urządzone, widać było, że byle kto nie bywa w takim klubie, miejsce roiło się od ochroniarzy, mimo to działy się tu rzeczy, o których pojęcia sam właściciel nie ma. Dwójka mężczyzn weszła do środka, bez problem zostali wpuszczeni, byli znani, każdy tutaj darzył ich respektem i szacunkiem, mimo iż ubrani nie byli w swoje garnitury, którymi musieli prezentować się w pracy, tutaj ubrani byli w eleganckie skórzane kurtki, t-shirt'y  i czarne spodnie, tak robili jeszcze większe wrażenie, szczególnie na kobietach, które marzyły aby spojrzeli na nie choć przez sekundę.
Te, które dowiedziały się o separacji Leona, niemalże codziennie stały pod jego domem i krzyczały, że go kochają, nie był gwiazdą a czuł się jakby nagrał co najmniej trzy płyty, a fanki chciały jego autograf, jeśli chodziło o Federico, pchały się do niego mimo tego iż wiedziały, że ma żonę, z którą zresztą mu się nie układa.
- To co zawsze?- Spytał barman dobrze wiedząc co zamawiają przyjaciele. Skinęli głowami na znak, że się zgadzają i usiedli w miejscu, zarezerwowanym przez nich, a właściwie, należało tylko do nich, zawsze tam siadali i nikt nawet nie próbował go zająć.
- Dzisiaj tańczy tutaj przyjaciółka mojej Violki - Zaczął Leon upijając sporą część drinka.
- Wszędzie masz znajomości - Stwierdził brunet rozglądając się po klubie, który aż roił się od kobiet w wyzywających strojach, oczywiście znalazły się też takie, które miały swoich partnerów i to z nimi się bawiły, jednak znacznie mniej było takowych.
- Nie widziałem jej od dwóch miesięcy, ale jeszcze wtedy robiła duże wrażenie - Kontynuował bez głębszego celu Verdas.
- Liczysz na to, że Viola z nią przyjdzie? na twoim miejscu wolałbym żeby nie przyszła bo mogła by wzbudzić lekkie zainteresowanie - Sprowadził go na ziemię, dobrze znając intencje przyjaciela. Specjalnie zaznaczył słowo "lekkie" 
- Nie chodzi do takich klubów, ale jeśli by się tutaj jakimś cudem pojawiła, wciąż jest moją żoną, będzie tutaj ze mną! - Zaznaczył ostro meksykanin. Włoch pokręcił lekko głową i zaśmiał się pod nosem.
W całym klubie zgasły światła, po chwili pojawił się biały dym i światła znów się zaświeciły na scenie pojawiła się ciemna sylwetka kobiety, powolnym, zgrabnym krokiem zbliżała się w stronę publiczności.
- Pójdę po kolejnego drinka - Rzucił głośniej Leon, dając znak kumplowi, on skinął głową, że wie o co chodzi i rozsiadł się wygodnie na kanapie obserwując występ.
Teraz już widział, zgrabna blondynka odziana w granatowo czarną bieliznę i kawałek materiału zwanym sukienką na ramiączkach, która sięgała jej ledwo co do ud, jej smukłe nogi zdobiły wysokie grafitowe szpilki, a usta widoczna czerwona szminka. Jej ruchy były pewne, przemyślane i hipnotyzujące, poruszała się z gracją i pewnością siebie, której wielu osobom brakowało. Podeszła kilka kroków bliżej a Pasquarelli wytężył wzrok wciąż popijając drinka, lekko zsunęła swoje szelki z ramion dalej kontynuując swoją choreografie. Jej ciało wciąż zdobiła sukienka a mężczyźni którzy stali tuż w pierwszym rzędzie oszaleli, zaczęli piszczeć i niemalże wpychać się na scenę. Kobieta chyba to zauważyła bo cofnęła się kilka kroków do tyłu, zsunęła sukienkę i została w samej specjalnej bieliźnie, uklęknęła i zarzuciła swoimi blond lokami sprawiając ze temperatura w klubie wzrosła o piętnaście stopni, sam Federico zdjął kurtkę wciąż nie pokazując po sobie żadnych emocji. Chwilę później światła znów zgasły , dym zniknął, zapaliły się światła boczne i główne a na scenie nie było już nikogo. Włoch wstał w poszukiwaniu swojego przyjaciela, który za pewne jest już po drugim drinku, a znał go dobrze i mógł narobić głupot, których potem będzie żałował.
Verdas stał przy barze i czekał na swojego drinka, rozejrzał się dookoła starając się dostrzec kogokolwiek znajomego, jego twarz przykuła drobna sylwetka kobiety stojącej obok wysokiego mężczyzny, wydawała się mu znajoma, postanowił, że pójdzie sprawdzić, skoro jego drink i tak jest w trakcie robienia się. Robiąc krok za krokiem był co raz bardziej pewny, że ta postura, figura i włosy gdzieś już widział. Będąc o metr od pary uświadomił sobie kto to jest. W sekundę zalała go krew, a złość rozeszła się po całym ciele, zacisnął pięści i głośno odchrząknął.
- Leon?! - Krzyknęła kobieta zatykając z wrażenia usta, jej towarzysz również się odwrócił. Verdas jak stał tak stał, mrożąc dwójkę wzrokiem.
Blondynka założyła na siebie jasny, atłasowy szlafrok, który sięgał do przed kolan, była to chyba najdłuższa rzecz, jaka znajdowała się w tej garderobie. Zostało jej piętnaście minut jej zmiany, modliła się aby nikt nie przyszedł, za każdym razem modliła się aby nie znalazł się żaden chętny, Monica, jej koleżanka po fachu, zbierała jej klientów, jeśli tylko sie dało, robiły to po tajemnie, tak aby nie dowiedział się o tym ich szef Carlos.
Minęło ubłagane piętnaście minut, dziewczyna ubrana już w zwiewną sukienkę do kolan i koturny weszła do klubu i głośno odetchnęła, czując się wolna. Przepychała się przez tłum ludzi w poszukiwaniu przyjaciółki i jej towarzysza, za którym nie przepadała ani trochę, nie że był jakiś nie normalny, po prostu lubiła Leona i uważała go za idealnego dla Violetty. Ktoś drugi starając się przepchać rozsunął jej kawałek zamka od sukienki, dziewczyna przystanęła sięgając dłońmi do zamka, niestety było bardzo ciasno a jak wiadomo zasunąć coś z tyłu jest bardzo trudno.
- Pozwól, że ja to zrobię - Usłyszała jak ktoś wyszeptał jej wprost do ucha, poczuła drogie perfumy i dotyk męskich dłoni na swoich plecach a po chwili również uczucie zasuwanego zamka. 
- Dziękuję - Wypowiedziała najlepiej jak potrafiła i odwróciła się przodem do niego. Piękne, ciemne oczy, zabójczy uśmiech i twarz jak z okładki? czy to wszystko sen?. Przełknęła głośno ślinę, założyła kosmyk włosów za ucho i dalej spojrzała na niego. Nie wiedziała co nią kierowało, nie wiedziała co robi, może to atmosfera tego miejsca, może po prostu to wina jej wybawiciela, ale zrobiła to, musiała. Po chwili jej usta były już na jego, czy to normalne? nie była taką dziewczyną, nie lubiła tego, unikała jak ognia, a teraz? 
Wszystko się zmienia, powoli ich życie się zmienia.



________________________________________________________

Maja sobie znowu przyszła z czymś co nazwała pierwszym rozdziałem, wybaczcie ale to nawet nie wygląda jak opowiadanie. Dość użalania się nad sobą, tym rozdziałem chciałam tak jakby zacząć historie już od teraźniejszości, wprowadzić was w ten klimat, czy mi się udało, ocenicie sami. Chciałam to zrobić jak najlepiej, z czasem nasi bohaterowie będą mieć więcej problemów ale i też chwil przyjemnych, wszystko będzie się powoli rozkręcało.
Chciałam podziękować za komentarze bardzo :* to dla mnie takie ważne, miło, że jeszcze o mmnie pamięttacie <3
Kolejny rozdział pewnie w przyszłym tygodniu, chyba ze jakimś cudem jeszcze w weekend ale wątpię ;)
Pozdrawiam i całuję, Maja.

P.S . Wy też się tak jaracie beso Fedemiły ?*.*
NAMIĘTNIE *.* wru wru.










Chat~!~

Obserwatorzy