Rozdział 1
" Me quema este frio, no encuentro el remedio"
Wskazówki na jego czarno-niebieskim Rolex'ie wybijały równo godzinę ósmą. Zapiął pasek wykonany z czarnej skóry o metalowy kawałek, który służył do utrzymania czasomierzu na nadgarstku. Chwycił w dłoń idealnie wyprasowaną marynarkę, która dopiero co zawitała w jego garderobie i zarzucił na śnieżno białą koszulę przyozdobioną ciemno granatowym krawatem. Zapach jego perfum, którymi spryskał swoje ciało wychodząc z pod prysznica rozchodził się po całej villi, ostatni raz przejrzał się w ogromnym lustrze swojej żony poprawiając krawat i ostatecznie zapinając środkowy guzik marynarki. Kuchnia urządzona była w stylu najnowszym, ozdabiały je biało, czarne i krwisto czerwone kolory, połysk mebli kuchennych dało się zauważyć tuż przy wejściu, a samo pomieszczenie nie należało do najmniejszych. Przez środek rozkładał się duży stół w kolorze bieli i mahoniu, a krzesła obite były delikatnym, kremowym jedwabiem wpadającym pod kolor stołu. Usiadł na swoim miejscu a za moment stała przy nim gosposia podając mu śniadanie, które nie należało do skromnych, aczkolwiek bogatych w każde minerały.
- Dziękuję - Skinął głową, posyłając Margaret serdeczny uśmiech, bardzo przepadał za tą starszą panią, którą pamięta jeszcze jako gosposie z jego rodzinnego domu, doceniał to ile robiła i znaczyła dla jego rodziny, a teraz również dla niego. Gosposia również odwzajemniła uśmiech i postawiła dzbanek świeżego soku pomarańczowego.
- Pańska żona zje z panem śniadanie? - Spytała szykując nakrycie. Popatrzyła na niego wyczekując odpowiedzi, on przerwał delektowanie się posiłkiem i również spojrzał na kobietę.
- Nie, jeszcze śpi - Odparł beznamiętnie wracając do konsumowania. Tak naprawdę nie wiedział czy zejdzie na śniadanie czy nie, nie przykuwał do tego większej uwagi, są małżeństwem od ponad roku a zachowują się jak obcy sobie ludzie, przynajmniej tak to wygląda z jego perspektywy. Od jakiegoś czasu czuje, że nic go z nią nie łączy, niby mają ślub, papierek, dom, ale co mu z tego, jak nie czuje do niej tego co czuł przy ich pierwszym spotkaniu. Czuje, że coś się między nimi wypaliło albo nic prawdziwego tak naprawdę między nimi nie było. Wiele razy zarzekał jej że ją kocha, zrobi dla niej wszystko, ona przytakiwała i obiecywała to samo i tak też jest, dobrze wie, że ona go kocha i on ją też, przynajmniej stara się utrzymać pozory jego miłości.
Margaret mieszka z nimi już jakiś czas a Włocha zna od urodzenia i nie uniknione jest, że przebywając z nimi każdego dnia domyśliła się co tak naprawdę się dzieje, jednak jest tylko pracownicą domową, jej zdanie tutaj się nie liczy, przynajmniej dla panienki Chiary, która nie przepada za gosposią, która odgrywa ważną rolę w życiu bruneta, jest jedyną osobą, która zna go od małego.
- W takim razie pójdę zapłacić ogrodnikowi za wyczyszczenie basenu - Odparła wycierając swoje ręce w fartuszek i ruszyła w stronę wyjścia.
Niespełna kilka minut później do pomieszczenia weszła brunetka, rzecz by można, kobieta jego życia, tyle, że tak naprawdę nic w niej go nie pociągało mimo iż była śliczną kobietą z figurą i pięknym uśmiechem. Być może wcześniej robiło to na nim wrażenie, poprawka nadal robi to w nim wrażenie, przecież jest tylko mężczyzną, który po to ma oczy, aby delektować swoje oczęta pięknem kobiecych atutów, jednak jego żona była osobą do której z niewiadomych jeszcze dla niego przyczyn nie zauważał tego albo po prostu nie zachwycał się jej pięknem, bo przecież milion facetów na świecie chciałoby na jego miejscu zasypiać z najsławniejszą modelką w Argentynie, on chętnie zamienił by się z pierwszym lepszym, aby tylko pozbyć się wyrzutów sumienia, które każdego dnia przekonywały go do tego, że już nie kocha jej tak jak kiedyś.
- Dzień Dobry kochanie - Usiadła na jego kolanach całując go namiętnie w usta, on oddał leki pocałunek, bez wkładania w niego większej porcji uczucia.
- Cześć - Odpowiedział, chwycił ją w talii i usadowił na krześle obok, na jej twarzy w ułamku sekundy pojawił się grymas i złość, wiedział, że za chwilę coś mu powie.
- Przepraszam, jestem aż tak ciężka?! - Niemalże ostatnie słowo wykrzyczała, miała obsesje na punkcie swojej figury, co powoli zaczynało go denerwować, sam dbał o swoje ciało, ale nie do tego stopnia co ona.
- Nie, po prostu chcę skończyć śniadanie bo i tak już jestem spóźniony a mamy z Leonem dużo papierów do przeglądnięcia - Odpowiedział z spokojem nawet na nią nie zerkając, wtedy nawet plasterki pomidora wydawały mu się bardziej interesujące.
- Tak, ale to ja jestem twoją żoną, nie Leon - Upomniała go krzyżując ręce na piersi i robiąc tą swoją minę, którą znał na pamięć.
- Tak, ale to mój przyjaciel, a jak sama dobrze wiesz to też moja praca, która jak sama dobrze wiesz jest dla mnie bardzo ważna - Akcentował po kolei każdy wyraz, aby w końcu zrozumiała, że kancelaria jest ważna zarówno dla niego jak i Leona. Obydwaj znają się od szóstego roku życia, gdzie ich rodzice wspólnie założyli kancelarię prawniczą, po śmiertelnym wypadku państwa Pasquarelli, pozostały mu jedynie wspomnienia i kancelaria.
- Co dalej nie zmienia faktu, że to ja powinnam być dla Ciebie najważniejsza - Odparła nadąsana, w ogóle nie biorąc pod uwagę słów, które wypowiedział sekundę temu. Nie miał ochoty na dalsze konwersację i jak grom z jasnego nieba w jego kieszeni rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Bez chwili namysłu wcisnął zieloną słuchawkę i rozpoczął rozmowę z swoim wybawcą.
- Tak, oczywiście już wychodzę - Odpowiedział przez słuchawkę i wstał od stołu biorąc ostatni kęs świeżego chleba. Rzucił jeszcze tylko zwięzłe " do zobaczenia" i schował komórkę do kieszeni kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
- No pewnie, wyjdź bez słowa jak zawsze, zostawiając mnie samą - Bąknęła naburmuszona.
- Pogadamy jak wrócę, Na razie - Popatrzył na nią przez kilka sekund i biorąc aktówkę do ręki ruszył prosto do swojego garażu, gdzie stało jego lśniące, czarne BMW. Przemierzał uliczki Buenos Aires kierując się prosto na ulicę Greys 23 gdzie znajdował się owy budynek w którym czekał na niego Verdas, musiał przyznać, że ma wyczucie czasu i musi mu serdecznie podziękować za wybawienie go z tej beznadziejnej rozmowy, która nie jest pierwszą taką i która zawsze kończyła się podobnie. Zaparkował swój samochód na wyznaczonym miejscu, gdzie mogli stawać tylko on i meksykanin i ruszył do drzwi frontowych a później prosto do gabinetu.
- Leon Verdas punktualny jak zawsze - Powiedział witając kumpla i rzucił teczkę na sofę zasiadając na skórzanym fotelu naprzeciw biurka, obok, którego krzątał się szatyn.
- Federico Pasquarelli spóźniony jak zawsze - Odgryzł się mu uściskając jego dłoń na powitanie.
- Jesteś przewidywalny, wiedziałem, że to powiesz - Podsumował go Włoch podając mu zestaw kilku dokumentów. - To te dokumenty, których potrzebowałeś, zmieniłem tam to o co mnie prosiłeś, ale jesteś pewny, że chcesz żeby ta rozprawa w ogóle się odbyła? - Spytał lekko rozbawiony sytuacją przyjaciela.
- Nie rozumiem co cię tak bawi - Prychnął obrażony, po chwili znowu kontynuując. - Violetta życzyła sobie rozwodu? okej, ale na moich warunkach - Uparł się twardo pocierając dłonie.
- Na takich, że tak naprawdę wciąż będziecie małżeństwem i nic się nie zmieni? Jestem pewny, że się ucieszy - Odparł poruszając brwiami brunet.
- Przecież sam dobrze wiesz, że nie pozwolę na ten cholerny rozwód - Dodał pewny i zszedł lekko z tonu - A to - pokazał na plik dokumentów - To tylko w razie gdyby sprawiała problemy i jednak uparła się na tą rozprawę - Odpowiedział i zasiadł na swoim fotelu wystawiając nogi na biurko.
- To skoro tak ci na niej zależy czemu ją zdradziłeś? - Spytał, choć sam dobrze wiedział, że Ana sklamała Violettcie, mając nadzieję, że Leon się wkurzy brakiem zaufania swojej małżonki i przyleci w jej ramiona.
- Serio? wkurwianie mnie sprawa ci przyjemność? - Spytał retorycznie głośno oddychając - Sam dobrze wiesz jak było, ale mojej Violce nie przegadasz - Dodał wyczerpany.
- No przecież wiem i wiem też jaka jest Violetta i myślę, że mimo wszystko ona sama nie chce tego rozwodu, przynajmniej tak wywnioskowałem gdy ostatnio się z nią widziałem - Przyznał rację towarzyszowi i opowiedział jak to spotkał się z nią gdy był na zakupach z Chiarą.
- Byłeś z swoją ukochaną na zakupach? Stary, nie poznaje cię, a już sądziłem, że dołączysz do mnie i razem weźmiemy rozwody - Zaśmiał się w głos, dobrze wiedząc jak przedstawia się sytuacja Federico. Ten rzucił w niego kilkoma ołówkami, które Leon odepchnął na bok robiąc przy tym dziwną minę.
- Dobrze się czujesz? - Spytał z ironią Verdas i oddal mu biurową taśmą. Mimo iż byli dorośli zachowywali się jak dzieci, u nich nic się nie zmieniło.
- Świetnie się czuję, szczególnie po kolejnej konfrontacji z moją ukochaną - Wycytował robiąc szerokie serce w powietrzu, przyjaciel popatrzył na niego jak na idiotę i wybuchnął śmiechem.
- Bo zacznę wierzyć, że jednak naprawdę ją kochasz - Odparł zdejmując nogi z mebla.
- Jesteś mściwym człowiekiem - Stwierdził Pasquarelli.
- No wiem, ale teraz serio pytam. Kochasz ją jeszcze? bo z tego co mi opowiadałeś i tego co widziałem w waszym wykonaniu to wnioskuję, że ona lata za tobą jak głupia a ty - Przerwał na chwilę szukając odpowiedniego słowa - nie robisz nic szczerze mówiąc - Znalazł odpowiedni zestaw zdań a brunet patrząc na niego z podziwem zaklaskał mu dwa razy.
- Brawo, jesteś taki bystry - Odpowiedział z wyczuwalnym sarkazmem - Co raz częściej zastanawiam się nad tym aby jednak nie rzucić tego w cholerę i wziąć ten rozwód - Po tych słowach obydwaj spoważniali, bo jednak jeśli chodziło o państwo Pasquarelli sytuacja ich nie wyglądała najlepiej i tutaj można by było śmiało sie zastanowić nad rozejściem się.
- Znasz moje zdanie na ten temat, jeśli jej nie kochasz, nie męcz sie z nią i jej przy okazji - Odparł pewny siebie co było dla niego oczywistym rozwiązaniem, zawsze wspierał przyjaciela i starał się mu pomóc o ile to było możliwe, ich sytuacje miłosne sporo się różniły, bo mimo wszystko Violetta i Leon się kochali, a Federico czuł, że juz nie kocha swojej małżonki.
- Nie pora by teraz o tym myśleć, będę się martwił tym innym razem, chyba, że nie wytrzyma i wywali mnie z domu - Odparł już lekko rozbawiony.
- To twój dom - Słusznie zauważył jego kompan.
- W sumie bardziej prawdopodobne, że jednak to ja ją wyrzucę - Stwierdził ruszając ramionami.
- A gdzie ta część ciebie, która mówi, że jesteś gentelmanem?
- Daruj sobie te mądre gadki, które teraz akurat wcale nie są na miejscu i co najistotniejsze chyba; wcale nie są mądre - Poprawił go Włoch chowając papiery do szuflady.
- Wybacz, to przez przebywanie z Sebastianem - Przewrócił oczami wspominając ostatni weekend z bratem.
- Właśnie, co u niego? strzała kupidyna już go dotknęła?
- Sebe? prędzej dotknie go zawieszenie na uczelni niż miłość, narobił mi wystarczających problemów - Pokręcił głową - jeśli sytuacja się powtórzy muszę znaleźć mu kogoś, chyba że wcześniej zrobie mu krzywde za te jego występki.
- Co tym razem? niekończące się imprezy w akademiku czy nakryty z panną w łóżku? - Zaśmiał się brunet, dobrze znając historie młodszego Verdasa.
- Oba plus rozbite szyby w trzech miejscach - Westchnął przypominając sobie czasy gdy to w Liceum on i Federico mieli swój gang i robili wszystkim i wszystko na złość.
- Jest taki sam jak ty, nadpobudliwy i nie ogarnięty - Stwierdził wstając z fotela i ściągając marynarkę.
- Dobra, dobra, ale mnie nie miał kto uspokoić, a jeśli ten debil przeholuje to go wywalą i nie dostanie spadku po matce - Syknął bo to on niańczył Sebastiana, a był już pełnoletni, wkurzało go to, że to on musiał za niego ponosić odpowiedzialność i dbać o to by ukończył te studia.
- Może nie chce go dostać, skoro woli wszystko zaprzepaścić przez jakieś głupoty - Zauważył Pasquarelli.
- Nie wiem, ale ja nie pozwolę ojcu wygrać, nie będę go utrzymywał przez całe życie - Dodał popijając łyk cieczy, którą wcześniej rozlał Federico. - To co, dziś Klub 21? i ostra impreza do rana? - Spytał a raczej oznajmił Leon, który odłożył szklankę i czekał na reakcję towarzysza.
- Z przyjemnością, ale na twoim miejscu bym sie jeszcze zastanowił -Przeciągnął Brunet rozluźniając supełek przy krawacie.
- Bo? - Wydukał.
- Wiesz, ty i to twoje poczucie wierności, Viola mogła by mieć powód do tego aby ci nie ufać - Udał poważnego wypowiadając słowa z gracją i pełną powagą.
- Wylecisz stąd zaraz, obiecuje ci to - Syknął grożąc mu palcem - Naciesze oczy dopóki jestem w separacji małżeńskiej, potem to tylko Viola - Zaznaczył spoglądając na zdjęcie ukochanej, które znajdowało się na biurku po prawej stronie.
- Ty to jednak masz w tej głowie spore pustki, nie do nadrobienia, ale skoro Violettcie to nie przeszkadza, nie mam zastrzeżeń przeciwko waszemu związkowi - Wyrecytował jakby właśnie czytał ważną deklaracje i wybuchnął gromkim śmiechem.
Dwudziesto-trzy letnia brunetka popijała łyk świeżo zaparzonej kawy, którą przyrządziła jej jej przyjaciółka. Obie zasiadły na wielkim tarasie w apartamencie Castillo i rozkoszowały się pięknym dniem, przez chwilę chociaż nie myśląc o swoich smutkach i problemach, które z dnia na dzień stawały się co raz bardziej uporczywe.
- Spotykam się dziś z Diego - Zaczęła właścicielka pięknego apartamentu, który wciąż należał do jej męża.
- Leon wie? - Spytała blondynka upijając kolejny łyk. Dla niej oczywiste było, że powinie wiedzieć bo w świetle prawa wciąż jest mężem jej przyjaciółki.
- To nie jego sprawa, jestem już prawie wolna - Odparła starając się cieszyć z tego całego rozwodu, być może normalny człowiek uwierzył by w jej radość, ale nie osoba, która zna ją od piętnastu lat, znała ją wręcz na wylot. Ludmila starała się wiele razy przekonać przyjaciółkę że to kłamstwo to oczarnienie na Verdasa, ta jednak jest nie ugięta, mimo iż sama nie widziała i nie miała dowodów na niewinność szatyna, wiedziała że mówił prawdę, kochał Violette i okazywał jej to na tysiąc sposobów.
- Violu Leon naprawdę Cię kocha - Powtarzała jej to zdanie prawie każdego dnia z nadzieją aż w końcu w to uwierzy. Nie chciała aby jej najlepsza przyjaciółka zmarnowała sobie życie przez jakieś pomówienie, wierzyła w uczucie Leona, którym ją obdarzał.
- Możemy o tym nie gadać? - Odparła z grymasem na twarzy.
- Dobrze, ale nie będę stać i patrzeć jak marnujesz sobie życie z Diego - Dodała dobitnie blondynka po czym odstawiła pusty kubek na stolik.
- Wiesz, znam ludzi, którzy bardziej je sobie marnują - Popatrzyła na nią z wyrzutem Castillo, obie wiedziały o co chodzi. Atmosfera z przyjaznej w ułamku sekundy stawała się napiętą, mowa o pracy Ludmily stawała się iskierką, która rozniecała ogień u obu.
- Naprawdę teraz chcesz o tym gadać? - Zawsze wykręcała się tym samym zdaniem, nigdy nie chciała o tym gadać, dla Violetty było to oczywiste, że musi skończyć z tym całym brudem, jest młodą kobietą z wielkimi planami na życie i wspaniałą przyszłością.
- Prawda jest taka, że ty nigdy nie chcesz o tym gadać, zawsze się wykręcasz a obie dobrze wiemy jak jest. Nie zachowuj się tak jakby to co robisz sprawiało ci przyjemność - Dobitnie i niemalże wykrzyczała ostatnie zdanie dając jej do zrozumienia po raz kolejny już, że robi źle. Przygarniał kocioł garnkowi, obie były w nie najlepszych momentach swojego życia, mimo iż zdawały sobie z tego sprawę, sprawiały pozory i udawały, że lepiej dziać by się nie mogło.
- A może sprawia mi to przyjemność i wkurza mnie, że mówisz mi co mam robić - Odkrzyknęła blondynka z wyrzutami.
- Ach tak? Nie znam cię od wczoraj Lu, wiem, że tylko udajesz, że jest ci dobrze i po co? przecież bym cie wsparła... - Zaczęła spokojnym tonem, Ferro jednak pokręciła głową i wtrąciła się jej w pół zdania.
- Nie będę rzebrać u ciebie, jesteś moją przyjaciółką, twoim obowiązkiem nie jest dawanie mi kasy, bo jestem sierotą - Wyrzuciła z siebie spuszczając głowę na dół.
Brunetka wstała z swojego krzesła i objęła przyjaciółkę gładząc ją po włosach.
- Zawsze będę cię wspierać, pamiętaj, a jeśli zmienisz zdanie, ja czekać będę z otwartymi rękami, bo jesteś jedyną osobą, która jest przy mnie i ze mną.
Obie popatrzyły się na siebie przez kilka sekund i wpadły w swoje objęcia, zawsze tak robiły, skakały sobie do gardeł, wynajdując swoje złe cechy a za chwilę godziły się i wyznawały jak bardzo są dla siebie ważne, bo przecież o to chodzi w przyjaźni, aby sprowadzić przyjaciela na dobrą drogę, uświadomić mu co robi źle, a potem najzwyczajniej w świecie być przy nim.
- Będę musiała się zbierać, Carlos będzie nie zadowolony jeśli po raz kolejny się spóźnię - Wyswobodziła się z uścisku Violetty i odwróciła się w stronę szklanych drzwi.
- Ten człowiek jest nienormalny, uważaj na niego, albo wiem! - Krzyknęła podąrzając tuż za nią. - Ja i Diego pójdziemy dziś do klubu z tobą, będziesz bezpieczna a ja bardziej spokojna - Oznajmiła jej bez żadnego pytania się jej o zgodę. Jeśli Violetta już na coś się zdecydowała, nie było mocnych aby zmieniła zdanie.
Ludmila przewróciła oczami za co została obdarzona zabójczym wzrokiem od pani Castillo, a może Verdas?Pewne było, że obie z nich kochały pana Verdasa, który wręcz zrobi wszystko aby pozostawić Violette przy sobie.
- Panie Verdas, który raz w tygodniu to my się już widzimy? Trzeci? -Kpiąco zadawał pytania, które same świadczyły o niechęci do ucznia ze strony dyrektora.
- Staram się wyrabiać, dziś dopiero czwartek, obiecuję się poprawić i odwiedzać pana częściej - Odparł z cwanym uśmiechem, którego zdecydowanie nad używał i wystawił swobodnie nogi na biurko dyrektora Mendozy.
-Radzę ci nie przeginać Verdas bo twoje dni tutaj już są policzone, nawet twój dziany brat nic nie zdziała - Oznajmił mu spychając jego nogi z biurka ten jednak bardzo się tym nie przejął i gdy właściciel uczelni się odwrócił ten znowu wystawił swoje nogi na wygodne miejsce.
- Niech pan mnie nie straszy, to działa na mnie wręcz odwrotnie i inspirująco - Dodał z ironicznym wyrazem twarzy.
- Szkoda, że taki twórczy nie jesteś na zajęciach, bo twoje ostatnie grafiti na ścianie mojego gabinetu było naprawdę urzekające - Odparł z dość wyczuwalnym sarkazmem.
- Pana uznanie znaczy dla mnie naprawdę wiele, chce pan jakiś konkretny styl? - Tymi słowami dolewał ogień do ognia. Sebastian był typem człowieka ironicznego, sarkastycznego i sprawiającego wrażenie obojętnego, nikt tak naprawdę nie wiedział co go tak zmieniło, bo przecież kilkanaście lat temu był ułożonym, spokojnym chłopcem, który zawsze pomagał i nie sprawiał kłopotów.
- Cztery dni zawieszenia Sebastian! - Skwitował dyrektor wręczając mu do ręki podbity pieczątką uczelni zakaz przebywania w budynku przez najbliższe cztery dni wykładów.
- Tylko cztery? no cóż, będę za panem tęsknił - Odparł smutny i włożył nie dbale kawałek papieru do kieszeni.
- Tato, ja i mama czekamy na ciebie na zewnątrz - Do pokoju wpadła piękna córka dyrektora, która studiowała na tej samej uczelni tyle, że na wydziale malarskim, zawsze miała do tego smykałkę i dusze artystki.
- Cami, nie przeszkadzaj mi teraz - Odparł zwracając się w stronę córki.
- Ależ nic nie szkodzi, ja i tak już wychodzę - Stwierdził uradowany Seba, wstając z swojego fotela i kierując się w stronę drzwi, w których stała rudowłosa, wymijając ją otarł się o nią i uśmiechnął uwodzicielsko, a następnie puścił jej oczko dodając tylko dla niej słyszące "Cześć ślicznotko", dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i prychnęła kpiąco.
- Mam nadzieję, że przemyślisz swoje zachowanie - Powiedział Mendoza, które słowa Sebastian tak jak zawsze zignorował.
- Kolejne problemy? - Spytała wchodząc do środka.
- Z Sebastianem Verdasem są zawsze problemy - Wyjaśnił zmęczony ojciec. - Żeby ci nigdy do głowy nie przyszło się z nim zadawać - Ostrzegł córkę odpinając guziki przy swojej marynarce.
- Nawet go nie znam i sam wiesz dobrze, że nie jest w moim typie i nie gustuje w takim towarzystwie - Uspokoiła go młoda kobieta posyłając tacie szczery uśmiech, ten odwzajemnił go serdecznym i oboje wyszli na swoją tradycyjną kolację we trójkę. Byli bardzo ze sobą zżyci, kochali się i byli szczęśliwą rodziną jak z obrazka. Camila miała swojego ukochanego, z którym była już drugi rok, nawet rodzice nie mieli nic przeciwko a była ich oczkiem w głowie. Nigdy by ich nie okłamała i też tego nie robiła, była ułożoną dziewczyną, która wiedziała czego w życiu chce i co dla niej jest ważne. Wiedziała, że na pewno nie chce zmarnować sobie życia jak ten chłopak którego spotkała w gabinecie u ojca, nawet było jej go żal, że nie ma osób, które pomogły by mu się zmienić i przejść na dobrą stronę.
Zewnątrz tak jak i wewnątrz bogato urządzone, widać było, że byle kto nie bywa w takim klubie, miejsce roiło się od ochroniarzy, mimo to działy się tu rzeczy, o których pojęcia sam właściciel nie ma. Dwójka mężczyzn weszła do środka, bez problem zostali wpuszczeni, byli znani, każdy tutaj darzył ich respektem i szacunkiem, mimo iż ubrani nie byli w swoje garnitury, którymi musieli prezentować się w pracy, tutaj ubrani byli w eleganckie skórzane kurtki, t-shirt'y i czarne spodnie, tak robili jeszcze większe wrażenie, szczególnie na kobietach, które marzyły aby spojrzeli na nie choć przez sekundę.
Te, które dowiedziały się o separacji Leona, niemalże codziennie stały pod jego domem i krzyczały, że go kochają, nie był gwiazdą a czuł się jakby nagrał co najmniej trzy płyty, a fanki chciały jego autograf, jeśli chodziło o Federico, pchały się do niego mimo tego iż wiedziały, że ma żonę, z którą zresztą mu się nie układa.
- To co zawsze?- Spytał barman dobrze wiedząc co zamawiają przyjaciele. Skinęli głowami na znak, że się zgadzają i usiedli w miejscu, zarezerwowanym przez nich, a właściwie, należało tylko do nich, zawsze tam siadali i nikt nawet nie próbował go zająć.
- Dzisiaj tańczy tutaj przyjaciółka mojej Violki - Zaczął Leon upijając sporą część drinka.
- Wszędzie masz znajomości - Stwierdził brunet rozglądając się po klubie, który aż roił się od kobiet w wyzywających strojach, oczywiście znalazły się też takie, które miały swoich partnerów i to z nimi się bawiły, jednak znacznie mniej było takowych.
- Nie widziałem jej od dwóch miesięcy, ale jeszcze wtedy robiła duże wrażenie - Kontynuował bez głębszego celu Verdas.
- Liczysz na to, że Viola z nią przyjdzie? na twoim miejscu wolałbym żeby nie przyszła bo mogła by wzbudzić lekkie zainteresowanie - Sprowadził go na ziemię, dobrze znając intencje przyjaciela. Specjalnie zaznaczył słowo "lekkie"
- Nie chodzi do takich klubów, ale jeśli by się tutaj jakimś cudem pojawiła, wciąż jest moją żoną, będzie tutaj ze mną! - Zaznaczył ostro meksykanin. Włoch pokręcił lekko głową i zaśmiał się pod nosem.
W całym klubie zgasły światła, po chwili pojawił się biały dym i światła znów się zaświeciły na scenie pojawiła się ciemna sylwetka kobiety, powolnym, zgrabnym krokiem zbliżała się w stronę publiczności.
- Pójdę po kolejnego drinka - Rzucił głośniej Leon, dając znak kumplowi, on skinął głową, że wie o co chodzi i rozsiadł się wygodnie na kanapie obserwując występ.
Teraz już widział, zgrabna blondynka odziana w granatowo czarną bieliznę i kawałek materiału zwanym sukienką na ramiączkach, która sięgała jej ledwo co do ud, jej smukłe nogi zdobiły wysokie grafitowe szpilki, a usta widoczna czerwona szminka. Jej ruchy były pewne, przemyślane i hipnotyzujące, poruszała się z gracją i pewnością siebie, której wielu osobom brakowało. Podeszła kilka kroków bliżej a Pasquarelli wytężył wzrok wciąż popijając drinka, lekko zsunęła swoje szelki z ramion dalej kontynuując swoją choreografie. Jej ciało wciąż zdobiła sukienka a mężczyźni którzy stali tuż w pierwszym rzędzie oszaleli, zaczęli piszczeć i niemalże wpychać się na scenę. Kobieta chyba to zauważyła bo cofnęła się kilka kroków do tyłu, zsunęła sukienkę i została w samej specjalnej bieliźnie, uklęknęła i zarzuciła swoimi blond lokami sprawiając ze temperatura w klubie wzrosła o piętnaście stopni, sam Federico zdjął kurtkę wciąż nie pokazując po sobie żadnych emocji. Chwilę później światła znów zgasły , dym zniknął, zapaliły się światła boczne i główne a na scenie nie było już nikogo. Włoch wstał w poszukiwaniu swojego przyjaciela, który za pewne jest już po drugim drinku, a znał go dobrze i mógł narobić głupot, których potem będzie żałował.
Verdas stał przy barze i czekał na swojego drinka, rozejrzał się dookoła starając się dostrzec kogokolwiek znajomego, jego twarz przykuła drobna sylwetka kobiety stojącej obok wysokiego mężczyzny, wydawała się mu znajoma, postanowił, że pójdzie sprawdzić, skoro jego drink i tak jest w trakcie robienia się. Robiąc krok za krokiem był co raz bardziej pewny, że ta postura, figura i włosy gdzieś już widział. Będąc o metr od pary uświadomił sobie kto to jest. W sekundę zalała go krew, a złość rozeszła się po całym ciele, zacisnął pięści i głośno odchrząknął.
- Leon?! - Krzyknęła kobieta zatykając z wrażenia usta, jej towarzysz również się odwrócił. Verdas jak stał tak stał, mrożąc dwójkę wzrokiem.
Blondynka założyła na siebie jasny, atłasowy szlafrok, który sięgał do przed kolan, była to chyba najdłuższa rzecz, jaka znajdowała się w tej garderobie. Zostało jej piętnaście minut jej zmiany, modliła się aby nikt nie przyszedł, za każdym razem modliła się aby nie znalazł się żaden chętny, Monica, jej koleżanka po fachu, zbierała jej klientów, jeśli tylko sie dało, robiły to po tajemnie, tak aby nie dowiedział się o tym ich szef Carlos.
Minęło ubłagane piętnaście minut, dziewczyna ubrana już w zwiewną sukienkę do kolan i koturny weszła do klubu i głośno odetchnęła, czując się wolna. Przepychała się przez tłum ludzi w poszukiwaniu przyjaciółki i jej towarzysza, za którym nie przepadała ani trochę, nie że był jakiś nie normalny, po prostu lubiła Leona i uważała go za idealnego dla Violetty. Ktoś drugi starając się przepchać rozsunął jej kawałek zamka od sukienki, dziewczyna przystanęła sięgając dłońmi do zamka, niestety było bardzo ciasno a jak wiadomo zasunąć coś z tyłu jest bardzo trudno.
- Pozwól, że ja to zrobię - Usłyszała jak ktoś wyszeptał jej wprost do ucha, poczuła drogie perfumy i dotyk męskich dłoni na swoich plecach a po chwili również uczucie zasuwanego zamka.
- Dziękuję - Wypowiedziała najlepiej jak potrafiła i odwróciła się przodem do niego. Piękne, ciemne oczy, zabójczy uśmiech i twarz jak z okładki? czy to wszystko sen?. Przełknęła głośno ślinę, założyła kosmyk włosów za ucho i dalej spojrzała na niego. Nie wiedziała co nią kierowało, nie wiedziała co robi, może to atmosfera tego miejsca, może po prostu to wina jej wybawiciela, ale zrobiła to, musiała. Po chwili jej usta były już na jego, czy to normalne? nie była taką dziewczyną, nie lubiła tego, unikała jak ognia, a teraz?
Wszystko się zmienia, powoli ich życie się zmienia.
________________________________________________________
Maja sobie znowu przyszła z czymś co nazwała pierwszym rozdziałem, wybaczcie ale to nawet nie wygląda jak opowiadanie. Dość użalania się nad sobą, tym rozdziałem chciałam tak jakby zacząć historie już od teraźniejszości, wprowadzić was w ten klimat, czy mi się udało, ocenicie sami. Chciałam to zrobić jak najlepiej, z czasem nasi bohaterowie będą mieć więcej problemów ale i też chwil przyjemnych, wszystko będzie się powoli rozkręcało.
Chciałam podziękować za komentarze bardzo :* to dla mnie takie ważne, miło, że jeszcze o mmnie pamięttacie <3
Kolejny rozdział pewnie w przyszłym tygodniu, chyba ze jakimś cudem jeszcze w weekend ale wątpię ;)
Pozdrawiam i całuję, Maja.
P.S . Wy też się tak jaracie beso Fedemiły ?*.*
NAMIĘTNIE *.* wru wru.
- Spotykam się dziś z Diego - Zaczęła właścicielka pięknego apartamentu, który wciąż należał do jej męża.
- Leon wie? - Spytała blondynka upijając kolejny łyk. Dla niej oczywiste było, że powinie wiedzieć bo w świetle prawa wciąż jest mężem jej przyjaciółki.
- To nie jego sprawa, jestem już prawie wolna - Odparła starając się cieszyć z tego całego rozwodu, być może normalny człowiek uwierzył by w jej radość, ale nie osoba, która zna ją od piętnastu lat, znała ją wręcz na wylot. Ludmila starała się wiele razy przekonać przyjaciółkę że to kłamstwo to oczarnienie na Verdasa, ta jednak jest nie ugięta, mimo iż sama nie widziała i nie miała dowodów na niewinność szatyna, wiedziała że mówił prawdę, kochał Violette i okazywał jej to na tysiąc sposobów.
- Violu Leon naprawdę Cię kocha - Powtarzała jej to zdanie prawie każdego dnia z nadzieją aż w końcu w to uwierzy. Nie chciała aby jej najlepsza przyjaciółka zmarnowała sobie życie przez jakieś pomówienie, wierzyła w uczucie Leona, którym ją obdarzał.
- Możemy o tym nie gadać? - Odparła z grymasem na twarzy.
- Dobrze, ale nie będę stać i patrzeć jak marnujesz sobie życie z Diego - Dodała dobitnie blondynka po czym odstawiła pusty kubek na stolik.
- Wiesz, znam ludzi, którzy bardziej je sobie marnują - Popatrzyła na nią z wyrzutem Castillo, obie wiedziały o co chodzi. Atmosfera z przyjaznej w ułamku sekundy stawała się napiętą, mowa o pracy Ludmily stawała się iskierką, która rozniecała ogień u obu.
- Naprawdę teraz chcesz o tym gadać? - Zawsze wykręcała się tym samym zdaniem, nigdy nie chciała o tym gadać, dla Violetty było to oczywiste, że musi skończyć z tym całym brudem, jest młodą kobietą z wielkimi planami na życie i wspaniałą przyszłością.
- Prawda jest taka, że ty nigdy nie chcesz o tym gadać, zawsze się wykręcasz a obie dobrze wiemy jak jest. Nie zachowuj się tak jakby to co robisz sprawiało ci przyjemność - Dobitnie i niemalże wykrzyczała ostatnie zdanie dając jej do zrozumienia po raz kolejny już, że robi źle. Przygarniał kocioł garnkowi, obie były w nie najlepszych momentach swojego życia, mimo iż zdawały sobie z tego sprawę, sprawiały pozory i udawały, że lepiej dziać by się nie mogło.
- A może sprawia mi to przyjemność i wkurza mnie, że mówisz mi co mam robić - Odkrzyknęła blondynka z wyrzutami.
- Ach tak? Nie znam cię od wczoraj Lu, wiem, że tylko udajesz, że jest ci dobrze i po co? przecież bym cie wsparła... - Zaczęła spokojnym tonem, Ferro jednak pokręciła głową i wtrąciła się jej w pół zdania.
- Nie będę rzebrać u ciebie, jesteś moją przyjaciółką, twoim obowiązkiem nie jest dawanie mi kasy, bo jestem sierotą - Wyrzuciła z siebie spuszczając głowę na dół.
Brunetka wstała z swojego krzesła i objęła przyjaciółkę gładząc ją po włosach.
- Zawsze będę cię wspierać, pamiętaj, a jeśli zmienisz zdanie, ja czekać będę z otwartymi rękami, bo jesteś jedyną osobą, która jest przy mnie i ze mną.
Obie popatrzyły się na siebie przez kilka sekund i wpadły w swoje objęcia, zawsze tak robiły, skakały sobie do gardeł, wynajdując swoje złe cechy a za chwilę godziły się i wyznawały jak bardzo są dla siebie ważne, bo przecież o to chodzi w przyjaźni, aby sprowadzić przyjaciela na dobrą drogę, uświadomić mu co robi źle, a potem najzwyczajniej w świecie być przy nim.
- Będę musiała się zbierać, Carlos będzie nie zadowolony jeśli po raz kolejny się spóźnię - Wyswobodziła się z uścisku Violetty i odwróciła się w stronę szklanych drzwi.
- Ten człowiek jest nienormalny, uważaj na niego, albo wiem! - Krzyknęła podąrzając tuż za nią. - Ja i Diego pójdziemy dziś do klubu z tobą, będziesz bezpieczna a ja bardziej spokojna - Oznajmiła jej bez żadnego pytania się jej o zgodę. Jeśli Violetta już na coś się zdecydowała, nie było mocnych aby zmieniła zdanie.
Ludmila przewróciła oczami za co została obdarzona zabójczym wzrokiem od pani Castillo, a może Verdas?Pewne było, że obie z nich kochały pana Verdasa, który wręcz zrobi wszystko aby pozostawić Violette przy sobie.
- Panie Verdas, który raz w tygodniu to my się już widzimy? Trzeci? -Kpiąco zadawał pytania, które same świadczyły o niechęci do ucznia ze strony dyrektora.
- Staram się wyrabiać, dziś dopiero czwartek, obiecuję się poprawić i odwiedzać pana częściej - Odparł z cwanym uśmiechem, którego zdecydowanie nad używał i wystawił swobodnie nogi na biurko dyrektora Mendozy.
-Radzę ci nie przeginać Verdas bo twoje dni tutaj już są policzone, nawet twój dziany brat nic nie zdziała - Oznajmił mu spychając jego nogi z biurka ten jednak bardzo się tym nie przejął i gdy właściciel uczelni się odwrócił ten znowu wystawił swoje nogi na wygodne miejsce.
- Niech pan mnie nie straszy, to działa na mnie wręcz odwrotnie i inspirująco - Dodał z ironicznym wyrazem twarzy.
- Szkoda, że taki twórczy nie jesteś na zajęciach, bo twoje ostatnie grafiti na ścianie mojego gabinetu było naprawdę urzekające - Odparł z dość wyczuwalnym sarkazmem.
- Pana uznanie znaczy dla mnie naprawdę wiele, chce pan jakiś konkretny styl? - Tymi słowami dolewał ogień do ognia. Sebastian był typem człowieka ironicznego, sarkastycznego i sprawiającego wrażenie obojętnego, nikt tak naprawdę nie wiedział co go tak zmieniło, bo przecież kilkanaście lat temu był ułożonym, spokojnym chłopcem, który zawsze pomagał i nie sprawiał kłopotów.
- Cztery dni zawieszenia Sebastian! - Skwitował dyrektor wręczając mu do ręki podbity pieczątką uczelni zakaz przebywania w budynku przez najbliższe cztery dni wykładów.
- Tylko cztery? no cóż, będę za panem tęsknił - Odparł smutny i włożył nie dbale kawałek papieru do kieszeni.
- Tato, ja i mama czekamy na ciebie na zewnątrz - Do pokoju wpadła piękna córka dyrektora, która studiowała na tej samej uczelni tyle, że na wydziale malarskim, zawsze miała do tego smykałkę i dusze artystki.
- Cami, nie przeszkadzaj mi teraz - Odparł zwracając się w stronę córki.
- Ależ nic nie szkodzi, ja i tak już wychodzę - Stwierdził uradowany Seba, wstając z swojego fotela i kierując się w stronę drzwi, w których stała rudowłosa, wymijając ją otarł się o nią i uśmiechnął uwodzicielsko, a następnie puścił jej oczko dodając tylko dla niej słyszące "Cześć ślicznotko", dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i prychnęła kpiąco.
- Mam nadzieję, że przemyślisz swoje zachowanie - Powiedział Mendoza, które słowa Sebastian tak jak zawsze zignorował.
- Kolejne problemy? - Spytała wchodząc do środka.
- Z Sebastianem Verdasem są zawsze problemy - Wyjaśnił zmęczony ojciec. - Żeby ci nigdy do głowy nie przyszło się z nim zadawać - Ostrzegł córkę odpinając guziki przy swojej marynarce.
- Nawet go nie znam i sam wiesz dobrze, że nie jest w moim typie i nie gustuje w takim towarzystwie - Uspokoiła go młoda kobieta posyłając tacie szczery uśmiech, ten odwzajemnił go serdecznym i oboje wyszli na swoją tradycyjną kolację we trójkę. Byli bardzo ze sobą zżyci, kochali się i byli szczęśliwą rodziną jak z obrazka. Camila miała swojego ukochanego, z którym była już drugi rok, nawet rodzice nie mieli nic przeciwko a była ich oczkiem w głowie. Nigdy by ich nie okłamała i też tego nie robiła, była ułożoną dziewczyną, która wiedziała czego w życiu chce i co dla niej jest ważne. Wiedziała, że na pewno nie chce zmarnować sobie życia jak ten chłopak którego spotkała w gabinecie u ojca, nawet było jej go żal, że nie ma osób, które pomogły by mu się zmienić i przejść na dobrą stronę.
Zewnątrz tak jak i wewnątrz bogato urządzone, widać było, że byle kto nie bywa w takim klubie, miejsce roiło się od ochroniarzy, mimo to działy się tu rzeczy, o których pojęcia sam właściciel nie ma. Dwójka mężczyzn weszła do środka, bez problem zostali wpuszczeni, byli znani, każdy tutaj darzył ich respektem i szacunkiem, mimo iż ubrani nie byli w swoje garnitury, którymi musieli prezentować się w pracy, tutaj ubrani byli w eleganckie skórzane kurtki, t-shirt'y i czarne spodnie, tak robili jeszcze większe wrażenie, szczególnie na kobietach, które marzyły aby spojrzeli na nie choć przez sekundę.
Te, które dowiedziały się o separacji Leona, niemalże codziennie stały pod jego domem i krzyczały, że go kochają, nie był gwiazdą a czuł się jakby nagrał co najmniej trzy płyty, a fanki chciały jego autograf, jeśli chodziło o Federico, pchały się do niego mimo tego iż wiedziały, że ma żonę, z którą zresztą mu się nie układa.
- To co zawsze?- Spytał barman dobrze wiedząc co zamawiają przyjaciele. Skinęli głowami na znak, że się zgadzają i usiedli w miejscu, zarezerwowanym przez nich, a właściwie, należało tylko do nich, zawsze tam siadali i nikt nawet nie próbował go zająć.
- Dzisiaj tańczy tutaj przyjaciółka mojej Violki - Zaczął Leon upijając sporą część drinka.
- Wszędzie masz znajomości - Stwierdził brunet rozglądając się po klubie, który aż roił się od kobiet w wyzywających strojach, oczywiście znalazły się też takie, które miały swoich partnerów i to z nimi się bawiły, jednak znacznie mniej było takowych.
- Nie widziałem jej od dwóch miesięcy, ale jeszcze wtedy robiła duże wrażenie - Kontynuował bez głębszego celu Verdas.
- Liczysz na to, że Viola z nią przyjdzie? na twoim miejscu wolałbym żeby nie przyszła bo mogła by wzbudzić lekkie zainteresowanie - Sprowadził go na ziemię, dobrze znając intencje przyjaciela. Specjalnie zaznaczył słowo "lekkie"
- Nie chodzi do takich klubów, ale jeśli by się tutaj jakimś cudem pojawiła, wciąż jest moją żoną, będzie tutaj ze mną! - Zaznaczył ostro meksykanin. Włoch pokręcił lekko głową i zaśmiał się pod nosem.
W całym klubie zgasły światła, po chwili pojawił się biały dym i światła znów się zaświeciły na scenie pojawiła się ciemna sylwetka kobiety, powolnym, zgrabnym krokiem zbliżała się w stronę publiczności.
- Pójdę po kolejnego drinka - Rzucił głośniej Leon, dając znak kumplowi, on skinął głową, że wie o co chodzi i rozsiadł się wygodnie na kanapie obserwując występ.
Teraz już widział, zgrabna blondynka odziana w granatowo czarną bieliznę i kawałek materiału zwanym sukienką na ramiączkach, która sięgała jej ledwo co do ud, jej smukłe nogi zdobiły wysokie grafitowe szpilki, a usta widoczna czerwona szminka. Jej ruchy były pewne, przemyślane i hipnotyzujące, poruszała się z gracją i pewnością siebie, której wielu osobom brakowało. Podeszła kilka kroków bliżej a Pasquarelli wytężył wzrok wciąż popijając drinka, lekko zsunęła swoje szelki z ramion dalej kontynuując swoją choreografie. Jej ciało wciąż zdobiła sukienka a mężczyźni którzy stali tuż w pierwszym rzędzie oszaleli, zaczęli piszczeć i niemalże wpychać się na scenę. Kobieta chyba to zauważyła bo cofnęła się kilka kroków do tyłu, zsunęła sukienkę i została w samej specjalnej bieliźnie, uklęknęła i zarzuciła swoimi blond lokami sprawiając ze temperatura w klubie wzrosła o piętnaście stopni, sam Federico zdjął kurtkę wciąż nie pokazując po sobie żadnych emocji. Chwilę później światła znów zgasły , dym zniknął, zapaliły się światła boczne i główne a na scenie nie było już nikogo. Włoch wstał w poszukiwaniu swojego przyjaciela, który za pewne jest już po drugim drinku, a znał go dobrze i mógł narobić głupot, których potem będzie żałował.
Verdas stał przy barze i czekał na swojego drinka, rozejrzał się dookoła starając się dostrzec kogokolwiek znajomego, jego twarz przykuła drobna sylwetka kobiety stojącej obok wysokiego mężczyzny, wydawała się mu znajoma, postanowił, że pójdzie sprawdzić, skoro jego drink i tak jest w trakcie robienia się. Robiąc krok za krokiem był co raz bardziej pewny, że ta postura, figura i włosy gdzieś już widział. Będąc o metr od pary uświadomił sobie kto to jest. W sekundę zalała go krew, a złość rozeszła się po całym ciele, zacisnął pięści i głośno odchrząknął.
- Leon?! - Krzyknęła kobieta zatykając z wrażenia usta, jej towarzysz również się odwrócił. Verdas jak stał tak stał, mrożąc dwójkę wzrokiem.
Blondynka założyła na siebie jasny, atłasowy szlafrok, który sięgał do przed kolan, była to chyba najdłuższa rzecz, jaka znajdowała się w tej garderobie. Zostało jej piętnaście minut jej zmiany, modliła się aby nikt nie przyszedł, za każdym razem modliła się aby nie znalazł się żaden chętny, Monica, jej koleżanka po fachu, zbierała jej klientów, jeśli tylko sie dało, robiły to po tajemnie, tak aby nie dowiedział się o tym ich szef Carlos.
Minęło ubłagane piętnaście minut, dziewczyna ubrana już w zwiewną sukienkę do kolan i koturny weszła do klubu i głośno odetchnęła, czując się wolna. Przepychała się przez tłum ludzi w poszukiwaniu przyjaciółki i jej towarzysza, za którym nie przepadała ani trochę, nie że był jakiś nie normalny, po prostu lubiła Leona i uważała go za idealnego dla Violetty. Ktoś drugi starając się przepchać rozsunął jej kawałek zamka od sukienki, dziewczyna przystanęła sięgając dłońmi do zamka, niestety było bardzo ciasno a jak wiadomo zasunąć coś z tyłu jest bardzo trudno.
- Pozwól, że ja to zrobię - Usłyszała jak ktoś wyszeptał jej wprost do ucha, poczuła drogie perfumy i dotyk męskich dłoni na swoich plecach a po chwili również uczucie zasuwanego zamka.
- Dziękuję - Wypowiedziała najlepiej jak potrafiła i odwróciła się przodem do niego. Piękne, ciemne oczy, zabójczy uśmiech i twarz jak z okładki? czy to wszystko sen?. Przełknęła głośno ślinę, założyła kosmyk włosów za ucho i dalej spojrzała na niego. Nie wiedziała co nią kierowało, nie wiedziała co robi, może to atmosfera tego miejsca, może po prostu to wina jej wybawiciela, ale zrobiła to, musiała. Po chwili jej usta były już na jego, czy to normalne? nie była taką dziewczyną, nie lubiła tego, unikała jak ognia, a teraz?
Wszystko się zmienia, powoli ich życie się zmienia.
________________________________________________________
Maja sobie znowu przyszła z czymś co nazwała pierwszym rozdziałem, wybaczcie ale to nawet nie wygląda jak opowiadanie. Dość użalania się nad sobą, tym rozdziałem chciałam tak jakby zacząć historie już od teraźniejszości, wprowadzić was w ten klimat, czy mi się udało, ocenicie sami. Chciałam to zrobić jak najlepiej, z czasem nasi bohaterowie będą mieć więcej problemów ale i też chwil przyjemnych, wszystko będzie się powoli rozkręcało.
Chciałam podziękować za komentarze bardzo :* to dla mnie takie ważne, miło, że jeszcze o mmnie pamięttacie <3
Kolejny rozdział pewnie w przyszłym tygodniu, chyba ze jakimś cudem jeszcze w weekend ale wątpię ;)
Pozdrawiam i całuję, Maja.
P.S . Wy też się tak jaracie beso Fedemiły ?*.*
NAMIĘTNIE *.* wru wru.
Miejsce. ♥
OdpowiedzUsuńMaju! ♥
UsuńZachwyt mnie ogarną, wiesz? Jejciu, piszesz tak wspaniale, genialne, idealnie, itp. Wiem, że grzeszę, ale ogarnęła mnie zazdrość. Ten rozdział jest, Ech, brak mi słów. Ubóstwiam go! ♥ Po wiem ci szczerze, że mnie zaskoczyłaś, a zarazem przestraszyłaś. Federico ma żonę? Na samym początku pomyślałam, że to na pewno Ludmiła, ale wydawało mi się to bardzo dziwne. Ale gdy dowiedziałam się, że to jakaś Chiara, zezłościłam się. Ja chciałam, żeby to była Lu! ♥ Ale mam nadzieje, że później on się rozwiedzie z Chiarą i ożeni się z Ludmiłą. :D
Leon z Federico mają razem firmę? Fajnie. :D ,, - Leon Verdas punktualny jak zawsze - Powiedział witając kumpla i rzucił teczkę na sofę zasiadając na skórzanym fotelu naprzeciw biurka, obok, którego krzątał się szatyn.
- Federico Pasquarelli spóźniony jak zawsze - Odgryzł się mu uściskając jego dłoń na powitanie.
- Jesteś przewidywalny, wiedziałem, że to powiesz - Podsumował go Włoch podając mu zestaw kilku dokumentów." Kocham ten fragment! ♥
Ludmiła z Violettą przyjaciółkami? To mi się podoba. :D Super, że się nawzajem wspierają.
Lu tańczy w klubie. Nie podoba mi się jej sposób zarabiania pieniędzy, ale czuje, że niedługo się to zmieni.
Maju, życzę weny! ♥
miejscee yo ♥
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział <3 mam pytanie: jak sie robi playlisty na blogu? chcialabym dodac taka na swoim ale nwm jak ;)
OdpowiedzUsuńMajeczko, słoneczko. Beznadziejny rym mi wyszedł, aczkolwiek to prawdopodobnie jest najmniej istotne. Stęskniłam się za twoimi opowiadaniami, wiesz? Nawet nie wyobrażasz sobie, jak niezwykle poczułam się, gdy dotarło do mnie, że powracasz do pisana. Cząstka mnie nadal przewidywała, że coś takiego może mieć miejsca, ale cała reszta mojej osoby, nie potrafiła w to uwierzyć. Ot, rak.
OdpowiedzUsuńNadal ubolewam nad brakiem Natalki i Maxi'ego, ale tutaj nie jest to tak dosadnie odczuwalne. Nawet Federico, który czasem irytuje mnie w serialu - tylko nie pomyśl sobie, że go nie lubię, uwielbiam go - w twoim wykonaniu nie przeszkadza mi. Podoba mi się jego dosyć specyficzna, acz braterska relacja z Leonem, za którym zresztą nie przepadałam podczas trwania drugiego sezonu. Czy to dziwne? Pewnie tak. Eh, nieważne. Albo ja nie doczytałam, albo ty nie przedstawiłaś nam, kim jest ta tajemnicza brunetka, nękająca Fede. Zapewne to moja nieuwaga. Mogłam nie pisać tamtego zdania, ale stało się, a mnie nie chce się go kasować, wiec już tam pozostanie. Leonek męczy się z Violką. Mało mnie to dziwi. Ona zawsze działała mi na nerwy. Kolejny dziwny fakcik o mnie, nie? Luśka urozmaiciła mi rozdział, to tyle. Albo nie! Bo pomyślisz sobie, że wybrzydzam. Broń Boże, nigdy nawet nie śmiałabym wytknąć ci literówko. No co? Poważniejszych błędów nie popełniasz, nie do mnie z tym. Kurde, chyba rozgadałam się nie na temat, co? Aniołku, piszesz wybitnie. Jesteś na naprawdę wysokim - o ile nie najwyższym - poziome. Gratulację.
Ah, za Femiłką również nie przepadam, (nie zabijaj mnie) ale podobał mi się ich pocałunek. Zupełnie nie w violettowym stylu, prawda?
Mam dla czytelników małą niespodziankę i akurat jedną z nich będzie nowy wątek w opowiadaniu, aczkolwiek jeszcze nie teraz :) I nie nie zabije Cię kochanie ;*
UsuńZupełnie nie zamierzam robić stylu disneyowsko - violettowego ;3
Czyżby Naxi? Nawet nie wiesz, jak poprawiłaś mi nastrój tą wiadomością. OK, może to nie być ich wątek, aczkolwiek mam nadzieję, że to będzie on. Czy to zdanie było poprawne gramatycznie? Nieistotne. Jeszcze nie zaczęła się szkoła. Aaa, kocham cię! ♥
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDobra, jest pierwsza w nocy, nie miej mi za złe, że dodałam komentarz w złym miejscu XDD
OdpowiedzUsuńWgl, internety mi się się zepsuły i nie mogłam dodać komentarza wcześniej! A miałam być trzecia, pf.
Nie umiem zaczynać komentarzy, nigdy nie wiem do jakiej kwestii mam przejść najpierw. Hm... No więc widzę, że bardzo podobny klimat opowiadania do tego one parta o Fedemili. I podobne rzeczy, miejsca, ludzie. To dobrze, bo one part był genialny. ;>
Wiesz, że przyprawiłaś mnie o zawał? Kolejny raz! Czytam, czytam, i tak sobie myślę kim może być ta żona Federico (bo oczywiście nie skumałam, że żoną jest ta co nie przepada za gosposią, taa, to u mnie normalne, nie przejmuj się xD) Wracając: jedyna osoba, która przychodziła mi do głowy to Violetta. Przeraziłam się! ;_; Dopiero później, jak doszłam do rozmowy Verdasa z Pasquarelli dotarło do mnie, że to nie może być Violetta, bo Violetta jest żoną Leóna. Uff, wymyśliłaś nową postać, jakbyś zrobiła Fedelettę to bym Ci tego nie darowała xD León niesłusznie oskarżony? No wiadomo, przecież nie zrobiłby tego Violettcie, jest na to za dobry, za genialny, za kochany... Dobra, bo się za bardzo rozwinę. Violka głupia jak zwykle, myśli, że León ją zdradził. Pff! Wychodzi?! Z Diego?! Nie, nie, nie. Nie Dieletta, fuuj! Niech ten Diego będzie taki bad i jej coś zrobi, a ta poleci w łaskę do Leóśka, co? Hm, tak... Seba... Seba Verdas? Ciekawie, nie powiem xD Zły chłopiec, którego nasza Camilka sprowadzi na dobrą drogę, tak? Dobrze myślę? Biedny tatuś, to się załamie ;c W sumie jakoś parring Cami i Seby mnie nie interesuje szczególnie, może dlatego, że nie pałam jakimś wielkim uczuciem do Wiewióry, jednak w Twoim opowiadaniu, to może być interesujące. A tak, Ludmiła. Prostytutka, jak w OP <3 Szkoda mi jej, strasznie, ostatnio czytam chyba same opowiadania, w których Ludmiła jest taka pokrzywdzona przez los. Dobrze, że ma chociaż tę Monicę, pomaga jej trochę. A, no i Violettę, tak. Violetta i Ludmiła przyjaciółki? No, no! ; o A nasz żonaty Federico pewnie poczuje coś do Luśki, co? Nie może być inaczej, przecież piszesz to Ty ^^ Nawet nie szkoda mi tej jego żoneczki. Głupia taka jakaś XD Zakompleksiony ideał, z tego co widzę. Wiesz, że czytając to poszłam sobie po chipsy? Tak mnie to wciągnęło! Bo czyta się to jak dobrą książkę *-*
Co do one parta... Wczoraj mi się nudziło, więc postanowiłam coś poczytać. Żadne ff mnie nie zainteresowało, a przeglądając google +, link do Twojego bloga przyciągnął moją uwagę po raz kolejny. To weszłam. A następnie kliknęłam zakładkę z one partami i zaczęłam czytać. Nie mogłam się oderwać ;o To niesamowita, że piszesz tak lekko, wszystko czyta się dobrze, no i jest mega ciekawe. I dobrze napisane, wiadomo *-* Jesteś genialna, wiesz? ♥ Maja powoli staje się Twoją fanką, Maju ;>
Nie wiem co mam więcej powiedzieć, Twój styl pisania mnie urzekł.
Dużo weny! <33
~ Maja ;*
Kiedy next, słońce?
OdpowiedzUsuńNo witaj siostrzyczko, Słońce Ty moje.
OdpowiedzUsuńNiby nie jestem aż tak spóźniona, ale też mogłabym przybyć tu nieco wcześniej. Przepraszam więc za to (i tradycyjnie za marną jakość teg komentarza).
Na początek - jejku, szablon! Przecudowny. *o* Taki hgskhfvthfdjfst <33
No i jest rozdział. Jak go przeczytałam pierwsza myśl to było takie "o kurde". XD Oczywiście w pozytywnym znaczeniu, że się tak wyrażę. XD Wspaniała, wspaniała Ci ta jedynka wyszła. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Wiesz, odkąd zaczęłam czytać Twojego pierwszego bloga (znaczy to nie był Twój pierwszy, ale pierwszy Twój, który ja zaczęłam czytać... To skomplikowane xD) wiedziałam, że masz niesamowity talent. I wielki, wielki potencjał. Teraz dodatkowo odnoszę wrażenie, że to wszystko jest na jeszcze wyższym poziomie. Rozwinęłaś się, ciole. Od początku pisałaś świetnie, ale teraz jest jeszcze lepiej. Jesteś niezwykła, wiesz?
Co jeszcze zawsze urzekało mnie w Twoich opowiadaniach? Ano przede wszystkim to, że wiesz, o czym piszesz. Nie jest to przesadzona, sztywna i zbyt cukierkowa historia tylko samo życie. I co najważniejsze - zawsze wkładasz w to serce, to widać, naprawdę. Masz prawdziwy dar, no. Ja już od prologu byłam pewna, że polubię tą historię. Ale wiesz co? Pomyliłam się. Strasznie się pomyliłam. Ja ją już kocham. Tak bardzo. <3 To wszystko jest takie inne, wyjątkowe, niebanalne. Takie prawdziwe.
No i chyba, mimo wszystko, najbardziej ukochana przeze mnie "część" w Twoich opowiadaniach. Dialogi, takie prawdziwe. Pełne poczucia humoru, zawsze się cieszę jak głupia jak je czytam są najlepsze. Zdecydowanie najlepsze. Jesteś w tym mistrzynią no. Siostra jest z Ciebie taka dumna. <3
Ten rozdział strasznie mnie zaciekawił. Zaczęłam czytać. Po chwili skończyłam. Za mało już chcę więcej. Już czekam i już się niecierpliwię.
No, a co mamy w tym rozdziale? ;D
Odrobinę przybliżyłaś nam relację między Federico a Chiarą. (Ludu, jak to się piszę? O.o Podjechałabym na górę sprawdzić, ale no... ekhem. Lenistwo wszędzie, co ze mnie za czlowiek? Jak Ty ze mną wytrzymujesz?) Stwierdzenie, że im się "nie układa" myślę, że nie tylko nie jest - no, nie oszukujmy się - jakimś odkryciem, ale to wręcz za mało powiedziane. Oni w ogóle nie potrafią ze sobą rozmawiać. Ich relacja jest wręcz chora. Bo niby są małżeństwem, razem mieszkają etc. to tak naprawdę są dla siebie zupełnie obcy. To już z psem by sobie Federico milej czas spędził, a nie się z tą jak-jej-tam męczy. Od razu nasuwa się pytanie - czy on w ogóle kiedykolwiek ją kochał. Wydaję mi się, że nie. Nie mógł jej kochać nawet na samym początku, bo w przeciwnym razie wciąż by darzył ją uczuciem. Sądzę więc, że było to zwykłe zauroczenie, krótkotrwała fascynacja. Niestety pomylona z prawdziwym uczuciem. Federico działał chyba zbyt pochopnie z tym ślubem. Skoro tak szybko stracił wszelkie zainteresowanie nią, to i przed ślubem nie mógł być pewien swoich uczuć, a jednak ożenił się z nią. Być może był/jest to największy błąd w jego życiu. Ale wcale nie musi być nieodwracalny. Sprawa nie jest jeszcze zupełnie przegrana. Na horyzoncie pojawia się jeszcze szansa na szczęście dla naszego Włocha w postaci nikogo innego jak Ludmiły. A skoro już o nich mowa. Pierwsze spotkanie, nawet zero właściwie jakiejkolwiek rozmowy i co? A beso. XD Ludmiła zachowała się jak nie ona, a Feduś tak łatwo jej po tym nie zapomni. Zacznie mieć jeszcze większe wyrzuty sumienie i kto wie... Moze już niedługo zacznie na poważnie myśleć o rozwodzie?
Przyjaźń. Wspaniały motyw widoczny zarówno u chlopaków (Federico i León) jak i u dziewczyn (Ludmiła i Violetta). Już po krótkich fragmentach z ich udziałem widać, że obie przyjaźnie są prawdziwe i trwałe. Dogryzają sobie, skaczą do gardeł, ale są dla siebie ważni, pomagają sobie i wspierają się bez względu n na wszystko. Czyli tak jak być powinno.
Wysiądę przez ten blogger. ;_;
UsuńAle co tu gadać, nie powinno to zresztą nikogo zdziwić, jakoś bardziej spodobała mi się ta męska przyjaźń. Ja uwielbiam takie relacje, no. Cudowni, cudowni, cudowni. I cudowni, no. Już na samym początku, pierwszymi slowami, samym przywitaniem zaskarbili sobie moje łaski. Zdolniacho, Ty. "León Verdas jak zwykle punktualny - Federico Pasquarelli jak zwykle spóźniony". Mistrze moje. <3 Albo: "jesteś mściwym człowiekiem" ---> tak niewiele, a morda się cieszy. XD
León. No proszę, wiedziałam (weź, ja taka domyślna, aż dziwne, że sama na to wpadlam. XD), że będą mieli brać rozwód z Violettą, ale szczerze mówiąc nie brałam pod uwagę takiego scenariusza. Szczerze, to myślałam, że ich relacja też się trochę oziębli albo, że będą się po prostu ciągle kłócić czy coś. A tu proszę. Oni się kochają, między nimi jest tylko nieporozumienie. (Cała ta Ana jest nieporozumieniem. XD) I co mi się bardzo podoba - León nie chce dać jej tego rozwodu, myślę, że z tymi papierami, które to mu je Fede poprawiał to tylko granie na czas. XD On chce żeby ta dalej z nim była. I cóż, ja też tego chcę! XD Ich małżeństwo może nie jest idealne, ale przecież żadne takie nie jest. Przechodzą teraz gorszy czas, ale nic nie jest jeszcze przesądzone. No i co najważniejsze dla nich - w porównaniu do Federico i tej, no, Chiary? - jest szansa.
Jak widzę Violetta chyba czuje się zaniedbana czy coś, poza tym teraz nie ufa już Leónowi i szuka, powiedzmy sobie, pocieszenia u innego. Diego. Ludmile on od razu nie przypadł do gustu, ale jaki on właściwie jest - tego nie wiem. Wstrzymam się więc z komentarzem do niego do czasu aż przybliżysz nam jego postać. Wtedy dopiero wyrobię sobie o nim zdanie. Tymczasem "zgrabnie" ominę jego postać i przejdę dalej.
Doszlo do konfrontacji w klubie. Ja wiedziałam, od począku wiedziałam, że oni tam na siebie wpadną. Jestem ciekawa ich rozmowy/kłótni niepotrzebne skreślić. Choć to raczej kłótnia będzie. XD Ciekawe czy zrobią "scenę", czy przedyskutują to w domu. Cóż, ja już czekam.
SEBASTIAN I LEÓN BRAĆMI. *o* I Seba taki hgskggcggctfcc <333
Podoba mi się on! Ma zajebisty charakter, jest mega ciekawą postacią, tym bardziej, że się zmienił. A wcześniej był zwykłym, uporządkowanym, nie sprawiającym problemów chłopcem. Co te studia robią z czlowiekiem? XD A tak serio, ciekawe co go tak zmieniło. Miłość. Został zraniony? A może jakiś problem w rodzinie, a może... Hmm. No nieważne. Nie będę się nad tym tutaj teraz rozwodzić (taka mała gra słów xD). Tak czy tak w końcu się to wyjaśni. W każdym razie jego postać podoba mi się jak cholera. Jest bezbłędny. Jego teksty, no trzeci mistrzu do mojej kolekcji, po prostu. ^^ No i Camila - jego zupełne przeciwieństwo (a przeciwieństa się przecież - jak dosknale wiemy - przyciągają!) porządna dziewczyna z dobrego domu. Wydaje się być dosyć miła i sympatyczna. Ale co najlepsze - córka samego dyrektora. Śmię twierdzić, że to ona będzie tą, która sprowadzi go na jasną stronę mocy. Ja to wiem. Mam swoje źródła. ^^
Dobra, będę już kończyć to coś, co komentarzem być miało, ale komentarzem tego na pewno nazwać nie można. Co na koniec mogę jeszcze dodać. Hmm. Nie mam pojęcia, ale na pewno o czymś zapomniałam, coś przeoczyłam. Trudno, bywa. U mnie to normalne.
I znowu... Ten blogger to czyste zło! :< xD
UsuńTak, nie skończyłam jeszcze, muahahahaha. Ale! Już powoli kończę. (Ty też uwazasz, że już mi odbija? XD) Co jeszcze musiałam napisać, a jest bardzo ważne.
1. "bo przecież o to chodzi w przyjaźni, aby sprowadzić przyjaciela na dobrą drogę, uświadomić mu co robi źle, a potem najzwyczajniej w świecie być przy nim." -------> Piękne. No cholera, piękne. XD
2. Jarajmy się pocałunkiem Fedemiły. ^^ (Przyznaj się, to serial Cię do tego zainspirował. Wiem, że tak. Ja wiem wszystko!)
3. Jarajmy się kłótnią Leónetty ^^ (Nie, to tylko ja się tym jaram. XD Znaczy nie wiem, co tam masz w planie, ale podczas tej kłótni Lajon mój mógłby rzucić do niej jakiś tekst, że nie chce rozwodu, że wciąż ją kocha. Ech. Marzenia *o*)
4. SebaSebaSebaSeba! Zajebisty on jest, no. Nigdzie się jeszcze nie spotkałam z takim przedstawieniem tej postaci. A szkoda, bo to w zupełności do niego pasuje. Zresztą on nawet w serialu był strasznie pozytywną osobą. Moją sympatię zdobył od razu. Semi. <3 Szkoda, że w opowiadaniach tak go mało. Ale u Ciebie jest. I to jeszcze jak jest. XD Radujmy się. <3
6. Nie zauważyłaś, że nie ma punktu 5 xD
7. A teraz to sprawdzasz xD
A tak serio...
5. Piękny szablon, mówiłam już? XD Wspaniały rozdział, wspaniała Ty.
Siostra jest dumna i tak zachwycona, że nie zmieściła się w jednym komentarzu. Kocham najmlcniej. <3 I to chyba tyle.
A, zapomniałabym. "Mas tuya que mia" - aww *.*
Kocham, życzę weny, czekam na dwójkę. <3
Tyśka.