czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 7 - Braterska więź.






" Mirame, Tan solo mirame, 
sigueme para perdernos ya no hay final "


Moim czytelnikom spod rozdziału szóstego...
Kochani, jesteście wspaniali ;*



Stał tak przez chwilę i zastanawiał się jakim kretynem musiał być słuchając Leóna, przecież to z góry skazane było na niepowodzenie. Zacisnął mocniej palce co sprawiło, że kolce wbijały się mu w dłonie, nie czuł bólu, był wściekły.
- Zabrakło Ci śliny? - Odparł jego największy wróg, sama obecność działała mu na nerwy a co dopiero jego słabe teksty. Ta sytuacja dodała mu trochę odwagi, znów mógł stać się chamskim Sebą, tym, który nie musi przepraszać ani tłumaczyć po co przyszedł o dziewiątej wieczorem pod dom dziewczyny z najpiękniejszymi kwiatami jakie widział.
- Ja przynajmniej nie ślinię się na ludzi, a tym bardziej na swoją dziewczynę - Odpowiedział posyłając przeciwnikowi ironiczny uśmiech i zmierzył go wzrokiem, a w zasadzie to Camilę. Szlag go trafiał jak widział, jak ten bałwan się do niej lepił. W zasadzie nic mu do tego, ale mimo iż nigdy się do tego nie przyzna, uważał, ze ruda zasługuję na lepszego chłopaka niż taki pajac.
- Może dlatego, że jej nie masz? nie pomyślałeś o tym?  - Ciśnienie w krwi co raz bardziej mu rosło, jeszcze jedno jego słowo, a mu przyłoży i skończy się na tym, że to León zabije jego, a nie odwrotnie.
- Twoja głupota nie zna granic, zrób coś z tym, bo sam sobie szkodzisz - Odparł próbując się uspokoić, wziąć głęboki oddech i wtedy się mu przypomniało. Wciąż trzymał kwiaty dla dziewczyny, zacisnął zęby i rozchylił lekko usta. - Nie przyszedłem do Ciebie - Odparł posyłając mu zaledwie sekundowe spojrzenie po czym przeniósł wzrok na zaskoczoną Torres. Nie odzywała się nic, co było bardzo nie w jej stylu. - Przyszedłem przeprosić Camilę - W końcu to z siebie wydusił. Było ciężko powiedzieć to jedno przepraszam, trudność sprawiło mu przyjechanie tutaj i kupienie kwiatów a co dopiero powiedzenie jej tego i to przy świadku, za którym nie pałał wielką chęcią.
- Super, ciesze się, a teraz możesz spadać - Odparł sucho blondyn, po czym chwycił za drzwi próbując je zamknąć, powstrzymała je jednak Camila, która wręcz ciekawa była tego co ma jej do powiedzenia młodszy Verdas, uśmiechnęła się na samo słowo przepraszam. W zasadzie obiecała Leónowi, że zostanie w domu, ale nie wierzyła, że sam Sebastian przyjdzie pod jej dom i będzie przepraszał.
- Kontynuuj - Kiwnęła mu głową i założyła ręce na piersi. Sebastian głośno odetchnął, spojrzał na kwiaty i znów skierował wzrok na dziewczynę.
- Noszenie kwiatów nie należy do moich zwyczajów, w zasadzie nie pamiętam żebym kiedykolwiek to robił - Wyjaśnił próbując przejść do sedna swojej odpowiedzi, być może próbował pokazać, że w pewien sposób jest jedyna i wyjątkowa, ale sam o tym nie wiedział? - Ale mam swój rozum i niezmiernie upierdliwego brata, który myśli, że wie wszystko i jest najlepszy na świecie bo właśnie knuje plan z najlepszym przyjacielem aby sfałszować dokumenty i nie dopuścić do rozwodu - Wymamrotał na jednym tchu na które słowa Camila się uśmiechnęła. - Chodzi o to, że nie zachowałem się w porządku co do Ciebie i chcę Cię przeprosić, a te kwiaty są dla Ciebie - Dokończył podając jej wiązkę pięknych niebieskich róż przepasanych złotą kokardą.
- Dziękuję, są śliczne - Odparła całkiem zapominając o tym, że jej chłopak stoi za nią i łypie morderczym spojrzeniem na Sebastiana, który właśnie przeżywa swój mały triumf.
- Podobno są najpiękniejsze - Dodał ilustrując dokładnie jej postać. Rudowłosa przestała na chwile napawać się zapachem kwiatów, który lekko pachniał męskimi perfumami, prawdopodobnie były to najpiękniejsze perfumy świata i należały do Sebastiana Verdasa.
- Dość tej szopki - Przerwał w końcu czyjś głos. Nie kto inny jak sportowiec Dylan postanowił wkroczyć do akcji i przerwać sielankę, która wcale go nie bawiła. Chwycił Camilę za rękę i pociągnął ją w stronę swojego samochodu, byli umówieni na imprezę do przyjaciół z drużyny Cooper'a, po minie Camili dało się zauważyć, ze najchętniej została by w domu, albo chociażby z Sebastianem.
- Jutro się odezwę - Krzyknęła zza drzwi samochodu i posłała słaby uśmiech. Uniósł dwa palce do góry na znak pożegnania i włożył ręce do kieszeni. 
- Normalnie pewnie bym wezwał policję, ale, że i tak jesteś zawieszony to Ci daruję - Usłyszał starszy męski głos, który wyłonił się zza drzwi. Przed nim stał dyrektor Pascal, jak zwykle w okularach i sweterku spod którego wystawała biała koszula.
- Miło pana widzieć, stęskniłem się za pana ciętym żartem - Roześmiał się wyciągając rękę w celu przywitania się.
- Nie jestem Twoim kolegą Verdas - Odparł nie wyciągając dłoni z kieszeni.
- Niech pan nie będzie taki sztywny - Przewrócił oczami i czekał na mocny, męski uścisk i taki właśnie był. Sebastian nie był święty, można mu wiele zarzucić, miał wiele wrogów, ale Dyrektor na pewno się do nich nie zaliczał.
- Pojechała z tym pajacem? - Spytał siadając na marmurowym murze obok chłopaka.
- Myślałem, że takie słownictwo u pana nie istnieje, co nie znaczy, że się z tym nie zgadzam, mimo wszystko użył bym mocniejszego zwrotu - Zaśmiał się spoglądając na swojego towarzysza.
- Nie jestem sztywniakiem, trzy lata z Tobą dają się we znaki - Stwierdził i spojrzał na niego spod ukosa.
- Czemu pan tak na mnie patrzy? Verdasowie tak mają, są przystojni, musi się pan przyzwyczaić - Odparł z uśmiechem, jednak mężczyzna wciąż mu się przyglądał po czym odwrócił wzrok i wlepił go przed siebie.
- Nie pałam do Ciebie sympatią, nie myśl, że to, że z Tobą gadam pod moim domem coś zmieni - Sebastian odetchnął i przewrócił oczami z irytacją - Ale wolę Ciebie niż tego całego Dylana, nie jest odpowiedni dla mojej córki - Zamurowało go. Jeśli Pascal uważał, że najlepszy zawodnik reprezentujący uczelnie nie jest za dobry dla jego córki, to naprawdę dużo o życiu nie wiedział. Gdzieś bardzo głęboko pod ukrywaniem prawdziwego siebie cieszył się, że nie tylko on chciał żeby Ruda nie zadawała się z Cooperem.
- Mam mu zrobić krzywdę?
- Wiem, że byłbyś do tego zdolny, nie zwariowałem do reszty. Słyszałem, że Camila ma Ci się pomóc stać lepszym... - Urwał i spojrzał na niego wzrokiem " Jakby jeszcze dało się cokolwiek zrobić" - Otwórz jej oczy, kto jak kto, ale ty masz doświadczenie. Ten cały Dylan mi coś nie pasuje - Poklepał go po ramieniu i wstał kierując się prosto do drzwi.
- Nie jestem dobry w takich rzeczach - Krzyknął wstając z murku.
- Poradzisz sobie Verdas, tak jak wtedy przy rozbijaniu okien - Zaśmiał się i zniknął za drzwiami pięknego domu.
Poruszając się przez oświetlone uliczki Buenos Aires zastanawiał się czy dobrze zrobił przychodząc do niej i przepraszając ją, nie chciał jej pomocy, kazał się jej wynosić, León kazał mu pobiec z kwiatami to pobiegł, przeprosił, był miły, uśmiechał się... Czy to miało sens? Przecież Camila jest jak wszyscy, nie jest jakaś szczególna, dlaczego wobec niej się tak zachował i dlaczego chciał wypaść jak najlepiej? A potem jej ojciec.
Nie wiedział co się dzieje, ale jedno jest pewne, León jeszcze będzie żył.




Odstawił samochód do garażu i stawiając duże kroki wbiegł do ogromnego domu, gdzie na chwilę obecną mieszkał sam z Leónem, dopóki jego brat i szwagierka bawią się w dom i separacje. Tak naprawdę przepadał za Violettą, była miła, nie głupia i naprawdę bardzo ładna. Pasowała do Leóna, oboje byli dość zakręceni i mieli swoje wariactwa, ale potrafili być odpowiedzialni i skuteczni.
- Długo Ci zeszło, całowaliście się? - Podskoczył gdy za nim wyłoniły się dwie postacie. Leóna ubranego w piżamę, mało seksowną i Federa z piwem w ręce.
- Daj spokój Fede, nie naciskaj... - Upomniał go León szturchając kolegę w ramię. - Spałeś z nią? - Wypalił po czym pozostali obaj popatrzyli na siebie a potem znów na Leóna, który upił łyk piwa i uniósł brwi do góry w oczekiwaniu odpowiedzi.
- Z nim wszystko okej? - Spytał wychylając się do Włocha, który właśnie włączał ogromny telewizor w salonie bruneta.
- Wiesz jak melisa na niego działa - Zaczął przeskakując pilotem po kanałach. León krzywo się uśmiechnął, odłożył piwo i rozłożył się wygodnie na sofie.
- Jeśli się z nią przespałeś i zostawiłeś bez słowa wyjaśnień to lepiej idź zamów sobie wieniec - Poinformował go León.
- Jak ty trujesz człowieku! Mam swoje lata, nie jestem idiotą - Syknął Sebastian rzucając się na fotel.
- Pierwsze świadczy o drugim. Nic nie poradzę, ze zachowujesz się jak kretyn, ale ja i Fede Ci pomożemy. - Usiadł i potarł dłonie.
- Ten pomysł z wieńcem wciąż aktualny?
- Nie zgrywaj się! Jesteśmy bardziej doświadczeni, potrzebujesz naszej pomocy.
Sebastian wybuchł śmiechem i chwycił piwo do ręki upijając dwa łyki.
- Kombinujesz co zrobić aby nie rozwieść sie z Violą fałszując dokumenty z tym drugim, który sypia z przyjaciółką twojej żony mając własną - Wygłosił na co obydwaj wystawili oczy. Już nawet nie wnikali skąd wiedział, że Fede spał z Ludmilą. Sebastian był wszędzie i wszędzie węszył. - Naprawdę chcecie mi doradzać? - Spytał unosząc puszke do góry.
- Federico jak myślisz ile zajmie mi wykopanie mu dziury i przysypanie go tam? - Spytał całkiem poważnie starszy Verdas zwracając się do przyjaciela.
- Myślę, że jeśli się sprężysz i z moja pomocą to jakieś dwie - trzy godziny - Wydumał Włoch.
- Napiszcie że byłem dzielny i walczyłem z waszym idiotyzmem - Zaznaczył.
- Przestań sobie jaja z nas robić! Chcemy Ci pomóc kretynie, nie chcemy żebyś popełniał głupie błędy - Upomniał go Federico ściszając odbiornik.
- Kiedy ja was o nic nie proszę! - Wrzasnął wstając z mebla.
- Wracaj tu Sebastian! - Przywołał go León unosząc palec do góry - Cieszę się, że przeprosiłeś Camilę i kupiłeś jej piękne niebieskie róże, ale nie wystarczy jeśli raz będziesz dla niej miły. Ona chce Ci pomóc a przy okazji może jednak coś... - Dokończył Leon stykając ze sobą palce i próbując mu wytłumaczyć jak to działa.
- Dwa pytania, Skąd wiedziałeś, że ją przeprosiłem i skąd wiedziałeś, że kupiłem niebieskie róże? - Zmrużył oczy i prześwidrował obu znajomych.
- Jesteś moim bratem, to ta więź... - Zaczął obejmując go ramieniem.
- Dzwoniłeś do niej żeby mnie skontrolować - Stwierdził.
- Oczywiście, chyba nie uwierzyłeś w tą więź - Odparł León sadzając go na jego poprzednim miejscu.
- Wiemy że się nigdy do tego nie przyznasz, ale Camila Ci się podoba, zrób coś w tym kierunku - Wtrącił się Federico.
- Nie podoba mi się idioci! Pojechała na randkę z swoim idealnym chłopcem, ma mi pomóc, kilka rozmów i tyle nic więcej nie będzie, wbijcie sobie to do tych pustych głów - Odpowiedział pstrykając bratu w czoło.
- Desperacko to zabrzmiało - Oznajmił Fede zakładając ręce na piersi.
- Idealny chłopiec mówisz? daj namiary, może znajdziemy coś na niego w kancelarii... - Polemizował León.
- Szkoda mi Was czasem - Zaśmiał się Sebastian, chociaż tak naprawdę cieszył się, że ktoś ma podobne zdanie do niego i mimo iż sam ma spieprzone życie stara się pomóc, chociaż znając całą trójkę skończy się to z całkiem odwrotny sposób.
- Wiem, że czasem zachowuje się jak kretyn, ale jesteś kurwa moim bratem i chce Twojego dobra. - Rzucił twardo Leon czochrając go po głowie.
- Czyli mogę rzucić studia?
- Absolutnie, zdasz egzaminy nie ma sprawy w innym przypadku nie pokazuj mi się na oczy!
- Szykuj miejsce w kancelarii! Sebastian Verdas wykopie Cie z fotela! - Zaśmiał sie władczo i położył się na sofie.
- Wykopać to ja Cię mogę za próg tego domu, ty możesz mnie co najwyżej połaskotać - Roześmiał się León spychając jego nogi i wraz z Federem zasiedli na kanapie i włączyli jedną z komedii.
- Nie żebym się uwielbiał mieszać w wasze sprawy... nie, uwielbiam to robić, więc muszę spytać - Zaczął Sebastian spoglądając na Włocha. - Nie powinieneś być z żoną? León potrafi się sobą zająć , mimo niedojebania mózgowego radzi sobie - Brunet tego nie skomentował, trzepnął brata przez głowę.
- Musisz mi przypominać o największym błędzie w moim życiu? - Spytał podirytowany Pasquarelli.
- Nie muszę, ale z miłą chęcią to robię - Zaśmiał się po czym poklepał go po ramieniu. - Istnieją rozwody, tylko nie radź się Leóna, jest beznadziejny w te sprawy. Tylko się pospiesz i leć do Lu - Chyba pierwszy raz w życiu Sebastian obraził Leóna i nie dostał za to nawet po głowie. Bo w tym wszystkim nie o to chodziło, chodziło o to, ze mimo tego jak bardzo każdy z nich jest różny i jak inne życie prowadzi, są chwile kiedy potrafią porozmawiać i mimo iż nigdy żaden się nie przyzna a szczególnie najmłodszy Verdas to są przyjaciółmi i rodziną, a to sprawia, że łączy ich więź, której nic nie jest w stanie zniszczyć, nawet oni sami.



Kancelaria Federico i Leóna była jedną z najlepszych i najdroższych w Buenos Aires. Wszyscy bardzo cenili sobie ich ciężką pracę i zasługi. Budynek był ogromny i pracowało w nich wielu ludzi, różnego wieku. Violetta mimo iż była żoną Leóna, po raz drugi dopiero staje przed szklanymi drzwiami budynku. Nie lubiła mieszać się w sprawy zawodowe męża, a teraz jego praca miesza się w ich sprawy. Weszły do ogromnego korytarzy gdzie znajdowała się recepcja i poczekalnia. Zrobiły wrażenie, a skąd wiedziały? bo wszystko ucichło, nikt nic nie mówił. Jeden stażysta upuścił nawet plik dokumentów, które rozsypały się po całym holu, czyli jednak plan przyjaciółek działał, a dokładnie plan Violetty. Chciała pokazać Leónowi, że jest nie zależna od niego, że rozwód jest najlepszym wyjściem, że wcale jej to nie boli, że wciąż podoba się innym mężczyznom. Ubrała krótką ołówkową spódniczkę, satynową koszulę i na wierzch zarzuciła marynarkę koloru pudrowego różu, Ludmila nie bardzo podzielała plan brunetki, sądziła, że rozjuszy jeszcze  bardzie tym Leóna i sprawi mu przykrość, a przecież on ją kocha. Założyła więc swoje ulubione spodenki z wysokim stanem i crop top na ramiączkach w stylu vintage. Ponadto irytował ją fakt, że tutaj pracuje ten kretyn Federico, ale miała plan, pomóc Violi i unikać Pasquarelliego, a jeśli już ich drogi się skrzyżują to za wszelką cenę nie pokazywać, że go zna. Plan idealny prawda?
- Przepraszam, którędy do gabinetu pana Verdasa? - Spytała słodkim głosikiem pani Verdas kierując pytanie do sekretarki, była brunetką, jak na jej oko miała dwadzieścia pięć lat i była naprawdę ładna. Gdyby nie fakt iż się rozwodzą pewnie zrobiłaby mu awanturę, chociaż w sumie... wciąż ma do tego prawo!
- Była pani umówiona? - Spytała obojętnie nie wychylając głowy spod laptopa. 
- To Violetta Verdas, żona pana Leóna Sabrino - Piękny męski głos sprawił, że sekretarka się spięła i nerwowo uniosła wzrok z przepraszającą miną.
- Federico miło Cię widzieć - Odparła brunetka całując go w policzek.
- Ciebie również. A ty kochanie się ze mną nie przywitasz? - Spytał podchodząc do Ludmily, która stała z założonymi rękoma i odwróconą głową w bok. Udawała, że go tu nie ma i że stoi tylko z Violettą, która rozmawia sama ze sobą.
- Macie tutaj fatalną obsługę. Zostawiam was samych, nie pozabijajcie się - Posłała im zadziorny uśmiech i puściła oczko do Ludmily, która spiorunowała ją wzrokiem. - Kretyn u siebie? - Spytała włocha, kiwnął głową na znak potwierdzenia i podszedł do blondynki, która jak na odstrzał ruszyła przed siebie ignorując towarzysza.
- Porozmawiaj ze mną! - Krzyknął idąc za nią. - Nie zachowuj się jak dziecko - Dodał widząc jak wchodzi do windy, olśniło go. Miał plan, wiedział co zrobi aby zmusić ją do rozmawiania z nim. Zrobił duży krok i zaraz znalazł się w windzie obok, przycisnął jakiś guzik po czym wpisał szyfr i winda stanęła.
- Co ty do jasnej cholery robisz?! - Krzyczała przerażona blondynka waląc go w tors. - Chcesz mnie zabić? - Wysyczała prosto w jego twarz. Jej piąstki wciąż znajdowały się na jego klatce piersiowej, nie żeby to co robiła sprawiało mu ból ale chwycił jej jasne dłonie i trzymał w swoich wielkich dłoniach.
- Myślę, że moglibyśmy robić przyjemniejsze rzeczy - Odparł przesuwając ją w stronę ściany i opierając ręce o windę zagrodził jej przejście swoim ciałem.
- Jesteś bezczelny - Syknęła czując się trochę niekomfortowo. Nie dość że stał zaledwie kilka centymetrów od niej, to jeszcze jego słowa ją onieśmielały. 
- Dlaczego mnie odtrącasz? - Spytał świdrując jej twarz. Była piękna, nie wiedział nic piękniejszego.
- Może dlatego, że masz żone, a ja nie jestem zainteresowana byciem kochanką - Stwierdziła przysuwając się bliżej niego aby jej słowa w końcu do niego dotarły.
- Nie układa mi się z nią, rozwiodę się, jeśli dasz mi szanse.
Mówił śmiertelnie poważnie, wiedziała to w jego oczach, były piękne, niczym czarne węgliki. Mogłaby w nich zatonąć, zrobiłaby wszystko by należały do niej i patrzyły tak jak teraz tylko na nią.
- Nie możesz tak mówić, ludzie to nie rzeczy, nie gra się na ich uczuciach. - Powiedziała spokojnym tonem. Oczarował ją to prawda i podobał jej się, ale to nie jest jej życie, nie mogła należeć do jego bajki. - Zresztą nie jestem Tobą zainteresowana - Fuknęła odwracając od niego wzrok.
- Tak? naprawdę? - Spytał przysuwając się do niej tak aby ich ciała się stykały. Głowę wciąż miała odwróconą w bok.
- Naprawdę.
- Ani trochę? - Wyszeptał w jej ucho sprawiając, że odwróciła twarz, a fakt iż stali bardzo blisko siebie sprawił, że ich czoła się stykały.
- Ani trochę - Odpowiedziała ściszonym głosem. To jego wina, że tak na nią działał. Nie mogła zapanować nad swoimi ruchami i po prostu dać mu w twarz.
- To chyba musimy to zmienić, bo ja jestem Tobą bardzo zainteresowany - Odparł i wpił się w jej usta. Były pełne i malinowe, uwielbiał maliny, ale smak jej ust sprawił, że czuł się jak w niebie. Oddawała każdy pocałunek, który z każdą sekundą stawała się co raz bardziej namiętny i pożądany. Położył swoje dłonie na jej biodrach i przyciągnął bliżej siebie, następnie oparł znów o ścianę w windzie i zsunął jedno ramiączko i tutaj czar prysnął. Winda się otworzyła a oni odskoczyli jak oparzeni, do środka wszedł mechanik i dwie urzędniczki, prawdopodobnie, ktoś zgłosił nie dyspozycje windy i wezwano mechanika.
Blondynka poprawiła włosy i nasunęła ramiączko na ramię wybiegając z windy prosto przed siebie,  zostawiając za sobą swojego partnera, który nie zdążył wyjść z windy. Była wściekła, że kolejny raz pozwoliła mu się pocałować, a przecież miała idealny plan... widocznie idealny plan, nie działa na przystojnych Włochów.



Wianuszek młodych stażystów otoczył Violettę, która właśnie stała przed gabinetem męża i czekała aż łaskawie się pojawi. Nie miała nic przeciwko, nawet była zadowolona, że podoba się innym mężczyznom, co prawda ona wolałaby aby tylko ten jeden jedyny poświęcał jej najwięcej uwagi... Ten kretyn z którym się rozwodzi.
- Wara sępy od mojej szwagierki! - Na ten głos Violetta się uśmiechnęła, dobrze wiedziała do kogo należy. Nie widziała go cztery miesiące, ale nic się nie zmienił, po za tym, że wyprzystojniał jeszcze bardziej.
- Seba, kiedy wróciłeś? - Tłum adoratorów rozszedł się na swoje stanowiska pracy, zdążyli już poznać Sebastiana i jego "żądy" więc woleli nie ryzykować utratą pracy.
- Jakiś czas temu, ale nie na długo. León się nie chwalił? - Spytał na co ona uniosła brwi i się roześmiała - Uwierz mi, skakał z radości jak mnie zobaczył - Stwierdził przypominając sobie dzień, w którym to oznajmił mu, że go zawiesili, w zasadzie to mało co go nie zabił, ale nie musiał wspominać o tym Violi, że ma męża morderce.
- Naprawdę cieszę się, że Cię widzę, a León jest idiotą, nie powinien Cię tak traktować - Stwierdziła i usiadła na fotelu wskazanym przez Sebastiana.
- Ciągle mu to powtarzam - Przyznał jej rację nalewając jej pomarańczowego soku. W Kancelarii nie było alkoholu, to był jedyny powód, dla którego Fede i León tu nie zamieszkali.
- Cieszę się, że już nie długo będę mogła się uwolnić od jego głupoty - Odparła z śmiechem. Przed Sebastianem nic się nie ukryje, dostrzegł jej smutek w oczach i strach.
- Violu, może to nie jest najlepszy pomysł abym się wtrącał w wasze sprawy, ale León Cię kocha, jesteś najlepszym co mogło tego idiotę spotkać, ponadto... Ty też go kochasz - Odparł unosząc jej podbródek do góry. No proszę... wczoraj był miły dla Camili, kupił jej kwiaty i ją przeprosił, nie zabił Leóna i we trzech spędzili fajny wieczór, a teraz pomaga żonie swojego brata, coś jest nie tak, a może własnie dopiero teraz wszystko wraca do normy i do tego jak naprawdę powinno być.
- Violetta? Co ty Tutaj robisz?.
Spojrzała na niego i zabolało ją w sercu, tak bardzo go kochała.




_____________________________________

Jeden z najdłuższych ostatniego czasu, brawa dla mnie. Z góry przepraszam za takie zakończenie rozdziału, ale jakoś tak wyszło, nie żebym nie miała pomysłu, bo o dziwo mam, ale to w następnym rozdziale, w końcu co za dużo to nie zdrowo xD. Dziękuję za piękne komentarze, nie spodziewałam się tylu ciepłych słów, dziękuję Kochani ;*.
Zapraszam do czytania.
Maja ;)






poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 6 - Jasność spojrzeń.





Se fue con el brillo del sol en tu piel y fue en ese instante en que yo te cruzé.
Fue en tu mirada que volví  a nacer.


Anonimowi, który sprawił, że "Mlecz" wciąż istnieje i
 Tym, którzy są w naszych wspomnieniach.
Dziękuję.




Cała czwórka stała przed wejściem do podziemnego parkingu, nie odzywali się do siebie słowem. Federico i Ludmila być może próbowali ułożyć sobie w głowie wspólną logiczną wersje tego co powiedzą, zaś León i Violetta...oni byli za bardzo wstrząśnięci tą sytuacją, musieli ochłonąć i starannie dobrać słowa aby dowiedzieć się prawdy.
- Too... Ładna dziś pogoda prawda? - Zaczął León, za co został wynagrodzony morderczym wzrokiem małżonki. Gestem ręki wycofał się dając pole do popisu swojej Violi. Wzrokiem świdrował przyjaciela, który wciąż trzymał w swoich potężnych ramionach blondynkę.
- Nie sądzicie, że zasłużyliśmy na jakieś wyjaśnienia? cokolwiek? - Violetta założyła ręce na piersi i podchodziła małymi kroczkami do pary kochanków.
- Nie mówiłaś, że masz przyjaciółkę - Szepnął jej na ucho Federico, na co ona wyrwała się z jego objęć i stała na równe nogi. 
- Jak każdy normalny człowiek, na jakiej Ty planecie żyjesz człowieku?! - Wykrzyczała - Violu, to nie tak, ja nie znam tego człowieka - Odparła spokojnym tonem zwracając się do przyjaciółki.
- Za to ja znam, zbyt dobrze - Odpowiedziała mrużąc oczy i puszczając Włochowi piorunujące spojrzenie. Federico był jej najlepszym przyjaciele, Ona, León i Fede przez całe liceum trzymali się razem. Nie miała by nic przeciwko spotykaniu się tej dwójki, gdyby nie fakt, że podejrzewała najgorsze. Cholernie nienawidziła Chiary, ale to jednak żona bruneta, a jeśli nic nie powiedział blondynce to... 
- Ty go znasz? - Wydukała przestraszona Ludmila błądząc wzrokiem od Violetty do Federico aż w końcu stanęła na Leónie, który posłał jej słaby uśmiech, wszystko złożył w jedną całość, znał prawdę, wiedział już kto jest obiektem westchnień jego przyjaciela, szkoda, że przyniesie to tyle bólu i cierpienia.
- Federico to mój przyjaciel, w zasadzie Leóna, ale to nie istotne - Poruszyła zabawnie rękoma i znów zwróciła się do przyjaciółki - Czemu mi nie powiedziałaś, że się z nim spotykasz?
- Bo się nie spotykam! 
- Już zapomniałaś jak było Ci ze mną dobrze tamtej nocy?! - Zdenerwowany założył ręce na biodra i powiedział to co mu ślina na język przyniesie.
- Spałaś z nim?! - Krzyknęła - Przecież on ma żonę - Dodała ciszej. W oczach blondynki stanęły łzy, nie powiedziała nic, patrzyła na przyjaciółkę, której również z oczu pociekła łza. Ludmila oczekiwała aż powie, że to nie prawda, że to nie prawda, ze przespała się z takim dupkiem. 
- To nie tak - Zaczął błagalnym tonem. Podszedł do niej próbując chwycić ją za ręce i wszystko na spokojnie wyjaśnić, zachował się jak kretyn, zdawał sobie z tego sprawę. Miał zamiar jej powiedzieć o wszystkim, fakt faktem, że na początku chciał się z nią tylko przespać, ale widział coś w tej dziewczynie, chciał to odkryć i wydobyć na zewnątrz. - Wszystko Ci wytłumaczę - Wyrwała swoje dłonie i wtuliła się w Violette, nie płakała, była silna, zawsze taka była. 
- Nie, tłumaczył będziesz się swojej żonie, nie chcę brać udziału w tym wszystkim - Odparła ocierając policzki wilgotne od łez. - Violu chodźmy stąd, chyba, że chcesz pogadać z Leónem - Brunetka objęła ją swoim ramieniem i pogłaskała po włosach - León już się dzisiaj ze mną nagadał - Odparła ruszając wraz z blondynka prosto na parking.
Verdas skinął głową do dziewczyn po czym podszedł do przyjaciela. Włoch głowę miał opartą o ścianę i walił o nią pięścią przeklinając pod nosem.
- Spierdoliło się trochę nie? - Stwierdził León na co usłyszał tylko głośne przekleństwo. - Rozumiem, że nie wyszło troche tak jak byś chciał, ale jeśli będziesz tak stał i walił w tą ścianę to w końcu ją rozwalisz i sobie rękę - Odparł chwytając go za ramię i odciągając od niewinnej ściany.
- Cholera Ty nie rozumiesz León! - Syknął kierując się w stronę podziemnego parkingu. Założył ręce za głowę i głośno odetchnął. - Dobra, przepraszam - Odwrócił się w stronę Verdasa i posłał przepraszający uśmiech. - Chodzi o to, że chciałem jej powiedzieć, ale to nie miało wyjść tak, miało być dobrze...
- Ja też chciałem dobrze dla Violki i co mam z tego? Drze się na mnie, jęczy, że chce rozwodu i spotyka się z jakimś Dino, który ją maca. - Przy ostatnim zdaniu zacisnął zęby i wykrzywił usta. - Czasem tak po prostu jest, że coś nie idzie po naszej myśli, ale wszystko można naprawić. Znam Ludmile, ona potrzebuje czasu - Dodał klepiąc go po plecach.
- Wiem jedno, nie odpuszczę, będe walczył o jej uwagę, chcę żeby na mnie spojrzała od tej strony z której ja na nią patrze.
Czy to nie wspaniałe? Chcieć żeby ktoś Cię zauważył i poświęcił ci minimum swojej uwagi?
- Tygrysie! Takiego Cię zapamiętałem, szczerze? spanikowałem jak widziałem Cię takiego podłamanego - Poklepał go po plecach i ruszyli szukając swoich samochodów.
- Szczerze to powinienem dać ci dawno w pysk za to, że nie poznałeś mnie wcześniej z tym aniołem.
- Nie pytałeś - Burknął wystawiając ręce w geście obronnym.
- To tak dla zasady. Pewne rzeczy są oczywiste, ja Cie poznałem z przyjaciółką Chiary - Poruszał brwiami i wybuchnął śmiechem. León wykrzywił twarz i zmrużył oczy.
- Zrujnowała mi życie - Odkrzyknął do przyjaciela, który właśnie wsiadał do samochodu.
- Nie dziękuj - Odpowiedział wymijając go swoim czarnym BMW.
- Nie mam zamiaru. Do zobaczenia - Odparł klepiąc tył samochodu i podniósł rękę na znak pożegnania.
Ich przyjaźń była dość ciężka do sprecyzowania, jeśli jakiś pisarz miałby spędzić z nimi tydzień i zdefiniować książkową definicje słowa "przyjaźń" za pewne by oszalał i dał sobie spokój drugiego dnia. Więź, która ich łączyła była nie mal braterska, gdyby nie ona i wspólne upadki oraz sukcesy nigdy nie osiągnęli by tego co mają teraz, a mają siebie i dopóki mają swoje wsparcie mają siłę  by pokonać problemy.


- Nienawidzę go! Chcę o tym zapomnieć, bo inaczej szlag mnie trafi! - Krzyczała wściekła blondynka. Wróciły do domu z Violettą już dobrą godzinę temu, co nie oznaczało, że jej nerwy opadły i kocha cały świat. Było jeszcze gorzej, chodziła w te i w te wydeptując parkiet w salonie, do którego León włożył kupę kasy aby wyglądał jak najlepiej - tak jak marzyło się Violettcie.
- Uspokój się - Upomniała ją przyjaciółka, która wygodnie leżała na sofie zajadając się omletem z płatkami kukurydzianymi. - Nie spotkasz się z nim więcej, on będzie żył ze swoją ukochaną żoną, narobi się gromadki dzieci a Ty będziesz szczęśliwa bo nie jesteś nim zainteresowana - Przymrużyła oczy i przeżuwała kolejny gryz pysznego omleta, który tak bardzo uwielbiała, chociaż trzeba przyznać, że ostatnio nabrała dzikich apetytów.
- Godzinę temu byłaś gotowa go zabić - Stanęła zaskoczona i podirytowana zachowaniem brunetki.
- Godzinę temu moja droga, to ja nie miałam nieba w ustach - Wskazała łyżeczką na pusty już talerz i położyła go na stoliku. - Posłuchaj... - Gestem ręki przywołała ją do siebie i posadziła na kanapie. - Wiem, że nie ładnie się zachował nie mówiąc Ci o tym, że ma żonę.
- Nie ładnie? Violu... Byłabyś szczęśliwa gdyby León przespał się z inną i nie powiedział, że jest żonaty? - Zły przykład, bardzo zły przykład. W oczach Violetty pojawiło się coś na rodzaj smutku. Nie chciała jej zranić i przypominać o całym cierpieniu. - Przepraszam, nie powinnam - Wydukała chwytając ją za dłoń, przyjaciółka lekko się uśmiechnęła i również ścisnęła jej blade dłonie.
- Nie pochwalam tego, że Ci nie powiedział, ale Ty też nie przyznałaś się że z nim spałaś! - Violetta w mgnieniu oka się rozpromieniła. - A właśnie... dobry jest w łóżku prawda? - Szturchnęła ją w bok próbując z niej wydobyć chociażby jedno słowo. Była taka ciekawa. Poniosło ją troche, że tak nakrzyczała na wszystkich na tym parkingu, ale to dlatego, ze kochała oboje, Ludmile w zasadzie bardziej niż Włocha, ale kochała i chciała ich dobra. Przez moment za nim rozpoznała, że to oni tak baraszkują w centrum widziała jak brunet pożera ją swoimi czekoladowymi oczami... A skąd wiedziała, ze to coś więcej? Bo tak samo patrzył na nią León.
- Jest beznadziejny... - Zaczęła blondynka, na której twarzy pojawił się rumieniec. Brunetka popatrzyła na nią z ukosa i pokręciła głową. - Beznadziejnie dobry - Przyznała się na co Violetta uszczypnęła ją w ramię i pisnęła uśmiechając się sama do siebie, jakby to ona z nim spała, a nie Ludmila. Obie wybuchły śmiechem i zaczęły się rzucać puchatymi poduszkami.
- Zachowujemy się jak licealistki, które przeżyły swój pierwszy raz w toalecie na pierwszym piętrze, coś nie tak z nami - Zagadnęła Ludmila odkładając poduchy tam gdzie ich miejsce być powinno - na sofie, nie na twarzy przyjaciółki.
- Wiem, że zaprzeczysz tysiąc razy, ale ja mogę Ci potwierdzić co najmniej tyle samo razy, że on sobie Ciebie nie odpuści - Odgarnęła jej loka za ucho i posłała lekki uśmiech. Gdyby nie jego żona, zrobiłaby wszystko żeby ich wyswatać, ale właśnie... gdyby, tutaj tkwił problem, jedyne czego chciała, to dobra blondyny.
- Proszę powiedz, że nie podpisałaś tych papierów - Przypomniała sobie blondynka odsuwając się od pani Verdas.
- Nie, pajac powiedział, że chcę spędzić ze mną więcej czasu. Czy on nigdy nie zrozumie, że ja nie chce już z nim być?
- Violu, On Cię kocha, szaleje za Tobą, czemu nie dasz mu drugiej szansy? Nie zrobił tego, a nawet jeśli się z nią przespał, to nie specjalnie - Ludmila wciąż zaparcie broniła Leóna, lubiła go i wiedziała, ze jest jedynym mężczyzną, który uszczęśliwia jej wymagającą przyjaciółkę.
- Nikt nigdy nie zdradza specjalnie Lu, ale jednak to sie dzieje, rozwody się dzieją. - Odparła wstając i kierując się prosto do kuchni.
- Ale zdajesz sobie sprawę, że León nigdy nie dopuści do rozwodu? - Zapytała a raczej stwierdziła. Była święcie przekonana, że nie pozwoli na utrate Violetty na rzecz Diego.
- Ależ oczywiście, że pozwoli. Ty i ja jutro pójdziemy do tej jego kancelarii  i osobiście wydrukuje mu te dokumenty! A ty przy okazji zobaczysz się z Fede - Postawiła jasno i wzięła z lodówki truskawkowy jogurt
- Nie, ja się nie chce w to mieszać a tym bardziej widywać z tym kretynem, mówiłam Ci, że w moim życiu nie ma miejsca na mężczyzn, a szczególnie takich jak on - Przypomniała jej unosząc palec wskazujący do góry.
Był przystojny, zabójczo piękny, miał najładniejsze oczy jakie w życiu widziała, uśmiech, który topił serce i miękki głos, którym uwiódł by każdą, ale właśnie dlatego, że to wszystko miał, miał żonę, a ona nie mogła pozwolić sobie na niego pozwolić. Wygląd to nie wszystko.
- To tym bardziej, pokażesz mu jaka jesteś silna i obojętna, niech sobie nie myśli, że Cię pociąga - Machnęła łyżeczką do góry i znów wróciła do pałaszowania i wylegiwania się na sofie.
- Nie pociąga mnie! nie muszę udawać - Przysiadła obok niej i również zanurzyła łyżeczkę w plastikowym pojemniku z jogurtem.
- Tak, tak. Pokażemy im, że jesteśmy kobietami nie zależnymi! - Wykrzyknęła brunetka co sprawiło radość u tej drugiej. Obie każdego dnia co raz bardziej się zadziwiały a jeszcze bardziej kochały.



- Co Ci powiedział?!
- Zabije gnoja! 
- Nie, nie Ciebie, zostań dziś w domu. 
- Obiecuje Ci, że jeszcze dziś do Ciebie przyjdzie z przeprosinami, albo Jego zwłoki... - Wkurzony León właśnie wszedł do swojego domu. Zmęczony po pracy i ciężkim dniu liczył, że chociaż jego brat zrobił coś pożytecznego co sprawi, że będzie lepiej, jak zwykle się przeliczył, jego brat zrobi wszystko żeby nie umilać mu dnia. Dzwonił do Camili aby zapytać jak im poszło, ta jednak poinformowała go, że Seba ją spławił i kazał się wynosić. Zagotowało się w nim, robił wszystko, żeby uratować mu dupę, a ten zachowywał sie jak wiecznie pokrzywdzony książę.
- Daje Ci pięć sekundy na logiczne wyjaśnienie tego co zrobiłeś... - Syknął widząc brata zasiadającego na kanapie przed telewizorem, jak gdyby nigdy nic, pił drinka i szczerzył się do odbiornika.
- O co Ci chodzi?! - Krzyknął widząc przed sobą postać swojego brata - Zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś przeźroczysty?. Jego śmiech i słowa sprawiły, że w Leónie sie zagotowało, miał ochote rozdrobnić go na strzępy i zasadzić w ogrodzie.
- Na Twoim miejscu modlił bym się o to! Co ty odpierdalasz?! Latam i załatwiam Ci kogoś z Twojego towarzystwa aby Ci pomógł, bo nie chcę żebyś zmarnował sobie życie a Ty się zachowujesz jak pieprzony bachor! - Wykrzyczał mu prosto w twarz po czym upił łyk whisky, które należało do Sebastiana.
- Nie spinaj się tak, nie prosiłem Cię o zasraną pomoc. Rzucam studia, chcę pracować u Ciebie - Oznajmił jak gdyby nigdy nic. León odłożył delikatnie szklankę i założył ręce na biodrach.
- Chyba się przesłyszałem. Kończysz te pieprzone studia, ale najpierw pójdziesz po najlepsze kwiaty w całym Buenos Aires, znajdziesz adres do Camili i będziesz błagał ją o wybaczenie - Chwycił za jego skórzaną kurtkę i powiedział dobitnie zaznaczając każde słowo.
- Nie możesz mi rozkazać León! 
- Mogę, bo mieszkasz u mnie. Masz trzy sekundy i nie mam Cię tu widzieć, a wiesz gdzie masz być? - Nie dał mu nic powiedzieć, przerwał mu dodając - W kwiaciarni po kwiaty dla rudej.
- Nie dasz mi nic powiedzieć?!
- Przykro mi, ty już powiedziałeś swoje braciszku. Trzy...
- Jesteś kretynem.
- Dwa... Czas leci - Przypomniał mu wskazując na zegarek.
- Wal się!
- Jeden... - Sebastian zniknął za drzwiami głośno nimi trzaskając. Leónowi nie było łatwo, ale kochał Sebe, chciał żeby ich kontakty się odbudowały, działał mu na nerwy, ale taka jego natura, wiedział, ze tego nie zmieni, nie chciał tego zmieniać, chciał aby Camila pomogła mu stać się kimś, odkryć tego prawdziwego Sebastiana.
Potrzebował teraz relaksu, potrzebował napić się melisy.
- Federico, za piętnaście minut w kawiarni, tam gdzie zawsze, idziemy na melise! - Rzucił krótko do telefonu, chwycił tylko marynarkę i wyszedł zamykając drzwi na klucz.


Wkurzony i podirytowany kupił najlepsze kwiaty jakie były, według nie oczywiście. Były to niebieskie róże, wydawały się mu, że są wyjątkowe, nie żeby mu na tym zależało, wkurwiała go Camila, jej cięty język, odwaga, to, że była takim ideałem dziewczyny, takiej jakiej on szukał.
Zdobył jej adres i pożyczając samochód brata, a w zasadzie biorąc go sobie. León miał trzy samochody, Seba uważał, ze należy się mu jeden, tym bardziej, że musi iść do panny Torres i to przez niego, gdyby nie ta jego szopka z całym przemieniania go na lepsze nie musiałby tego robić, a teraz musi schować swoją dumę i iść ją przepraszać.
Zapukał do mahoniowych drzwi, czekał dwie sekundy a przed jego oczami pojawiła się piękna rudowłosa, ubrana w śliczną chabrową sukienkę, sięgającą jej krótko przed kolanem i piękne falowane loki, które zdobiły jej opaloną twarz.
- Cześć - Wydukał uważnie przypatrując się dziewczynie. Pierwszy raz w życiu nie wiedział co powiedzieć, jeśli wyjdzie na idiote, zabije Leóna.
- Co tutaj robisz? - Spytała zakładając ręce na piersi. Bardzo dobre pytanie, wiedział po co przyszedł i z czym, ale nie pomyślał o tym co ma jej powiedzieć, tym bardziej, że nie spodziewał się jej takiej wystrojonej, to powinno być zabronione, stanowczo!.
- Ja... - Dukał się. I tutaj wkroczył jego największy wróg, Dylan Cooper, zawodnik baseboll'u. To logiczne czemu była taka wystrojona, miała z nim randkę, obejmował ją od tyłu przekładając jej piękne loki na prawą stronę. Był wkurwiony, cholernie, nie wiedział czym bardziej, tym, że robi z siebie kretyna stojąc przed nimi z kwiatami, czy fakt iż taki kretyn jak Dylan zaleca się do rudej.  Zdecydowanie powinien zabić Leóna.






_______________________________
Krótko i raczej nie zbyt ciekawie.
Ajm soł sori xD
Kocham Was,
Maja ;)



















środa, 11 lutego 2015

Rozdział 5 - Fałszywe emocje.


Rozdział 5





" Jamas podré remplazar tu amor,
Ni repetir lo que logramos en Ti "

Życiu, bo płata figle



- Zadałem Wam proste pytanie - Powtórzył, z jego oczu buchała nienawiść z pewnością zabił by pół Buenos Aires gdyby tylko to było możliwe.
- Nie krzycz na nią! Miej trochę szacunku do kobiet - Upomniał go León i stanął obok Camili, wiedział, że Sebastian jej nie uderzy, nie posunie się do tego, ale w razie gdyby miał w niego czymś rzucić a nie trafić w niego a rudowłosą, musiał być asertywny.
- Rozwodzisz się z Violettą i już sprowadzasz panienki do domu?! - Syknął wściekły.
- To nie Twój interes to po pierwsze a po drugie Camila przyszła do Ciebie, nie do mnie - Odparł spokojnie odsuwając się od dziewczyny tak aby była widoczna.
- Nie chce jej widzieć, niech się stąd wynosi - Odparł obojętnie ściągając swoją skórzaną kurtkę i rzucił ją niedbale na sofę. Camila spojrzała na zrezygnowanego Leóna i poruszyła ramionami ruszając do wyjścia.
- Nie, zostań! - Krzyknął starszy z nich - To mój dom i ja mówię kto kiedy wychodzi jasne idioto?- Zwrócił się do Sebastiana. Chwycił panienkę Torres za rękę i posadził na ogromnej sofie, Sebe natomiast trącił za sweter i rzucił obok Camili. - Będziecie gadać, a jeśli usłyszę, że powiesz jej coś nie miłego to cie kretynie wypatroszę jasne? - Spytał zadowolony uspokajając sytuację wyciągając ręce do przodu. Wyglądał zabawnie z rozwaloną grzywką i przejętą twarzą, Camila nawet pusciła lekki uśmiech w stronę swojego towarzysza, jednak on kompletnie ją olał i usadowił się wygodniej w sofie.
- To... macie piękny dom - Zaczęła po kilkuminutowej ciszy. Wiedziała po co tutaj jest, ale nie mogła mu tak po prostu powiedzieć "Jestem tuta, ponieważ Twój brat się o Ciebie martwi i chce żebym Cię zmieniła jasne?" 
- Daruj sobie, powiedziałem już, że nie chce z Tobą rozmawiać, jesteś taka mądra a prostego zdania nie potrafisz zrozumieć? a dom nie jest mój, ten idiota dobitnie Ci wyjaśnił, że należy do niego - Odpowiedział w ogóle nie patrząc na dziewczynę.
- Okej, ale mimo to jest piękny - Stwierdziła próbując nie doprowadzić do kłótni, co nie świadczy o tym, że strasznie irytuje ją jego zachowanie, no bo jak można być tak nadąsanym i zakochanym w sobie dupkiem.
- Zdaje się, że León już sobie poszedł, Ty też możesz iść - Odparł wstając z kanapy.
- Chcę z Tobą porozmawiać, zależy mi na tej rozmowie - Odpowiedziała stając naprzeciw niego.
- Po co? powiedz po jaką cholere Ci rozmowa ze mną?! Masz swoje idealne życie, wracaj do niego - Wrzasnął wkurzony spierając ręce na biodrach. Przynajmniej do niej mówił i patrzył.
- Chcę Ci pomóc, ponadto mój ojciec kazał Ci przekazać, że możesz już jutro wrócić.
- Nie chcę Twojej pomocy i nie zamierzam wracać, zostaje tutaj, rzucam studia - Odparł stanowczo. Camile wryło. Czy właśnie dobrze usłyszała? rzuca studia, przecież miała mu pomóc.
- Ale Twój brat... - Zaczęła.
- Nie interesuje mnie on, jeśli będzie trzeba będe spał na ulicy. Wynoś się już, nie mam ochoty z nikim gadać, a tym bardziej z Tobą! - Krzyknął i odwrócił się do niej plecami.
Koniec, nie będzie zgrywać miłej Camili, nie może pozwolić, żeby jakiś idiota nią pomiatał i obrażał, okazuje mu swoją dobrą wolę i chcę pomóc a ten  tak się jej odwdzięcza?!
- Słuchaj no panie postradałem wszystkie rozumy, przyjeżdżam tutaj, ofiaruję Ci pomoc i chcę dla Ciebie dobrze, a Ty jedyne co potrafisz to powiedzieć mi, że mam się wynosić?! - Szarpnęła go za ramię i wbijając palec w jego twardy jak kamień tors mówiła wszystko to co chciała powiedzieć. - Jesteś dupkiem i León miał rację, jesteś idiotą, bo nie doceniasz tego co się dla Ciebie robi. Żegnaj - Dodała i trzasnęła drzwiami zostawiając go samego. Wściekły i rozjuszony rzucił krzesłem prosto w blat kuchenny, miał dość, dość życia i tego, że odtrąca ludzi, którym na nim zależy.




Usiadł w kawiarni, w tej gdzie zawsze z Violettą siadali, tutaj odbywały się ich pierwsze randki, tutaj był ich pierwszy pocałunek i kolejne następne, tutaj oskarżyła go o zdradę i tutaj się rozstali. Może ni do końca to miejsce było dla nich szczęśliwe, ale wszystko sprowadzało się do niego, może los da im szanse i w końcu tutaj zakończą swoją kłótnię o nic?
- Gdzie mam podpisać - Odparła obojętnie zakładając torebkę na oparcie krzesła i chwytając długopis do ręki, Chciała mieć to z głowy, nie chciała przedłużać, León ją zranił, nienawidziła go albo raczej nienawidziła tego, że im dłużej z nim przebywa tym bardziej go kocha.
- Tak, cześć kochanie, co u Ciebie? Ja również się cieszę że Cię widzę - Zmrużył i świdrował ją wzrokiem od góry do dołu. - Dopóki mieszkałaś ze mną miałaś jakieś maniery, ten Dino, źle na Ciebie działa - Prychnął obojętnie, a tak naprawdę zżerało go z zazdrości, ale całą drogę do Centrum handlowego obmyślał swoją taktykę aby nie wyjść na zakochanego po uszy barana, którym i tak jest, według teorii Sebastiana.
- Diego, celowo przekręcasz jego imię, dobrze wiesz jak się nazywa i nic Ci do moich manier. Nie przyszłam z Tobą poplotkować - Odpowiedziała sucho nachylając się do przodu.
- Dino czy Diego co za różnica? i tak jest idiotą.
- Możemy przejść do konkretów, chcę podpisać te papiery i wrócić do swojego życia - Nie zareagowała na jego poprzednie słowa, postanowiła nie wywoływać kolejnych kłótni, chciała mieć wszystko z głowy choć w głębi duszy nigdy nie chciała podpisywać czegoś co miało by ją odsunąć od Leóna raz na zawsze.
- Przecież ja jestem Twoim życiem Violetto, nie ten pajac i dopóki nie podpiszemy dokumentów  jestem Twoim mężem, a Ty moją żoną i tak będziemy się zachowywać - Odparł dumnie chwytając ją za jej skromną dłoń, jego dłoń była znacznie większa od jej, cieszył go ten fakt, mógł schronić ją swoją dłonią i nigdy nie wypuścić.
- Nie zaczynaj znowu, proszę, daj mi te dokumenty. O dziwo nie krzyczała na niego, nie zabrała ręki, a mogła. Była nadzieja, nie mógł tego zniszczyć. 
- Nie mam tych dokumentów - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie to, żeby celowo ich nie zabrał, po prostu razem z Federico uznali, że zyskają jeszcze na czasie i może sama do niego wróci i obejdzie się bez "rozprawy na niby"  po za tym bardzo chciał się z nią spotkać.
- Chyba sobie żartujesz?! - Podniosła ton, będzie źle. 
- A czy ja wyglądam jakbym żartował? Chcę spędzić z Tobą trochę czasu, mam prawo i nie wymagam zbyt dużo, zrozum to w końcu! - Teraz to on podniósł ton. Czy ona w końcu zrozumie jak bardzo mu bez niej źle? jak bardzo tęskni za zasypianiem przy jej boku i w końcu jak bardzo tęskni za jej osobą, bez niej się rozpada, każdego dnia odpada od niego tryliardowa cząsteczka.
- Nie nie masz prawa, mam nowe życie, jestem szczęśliwa León - Odpowiedziała, nie patrzyła na niego, nie była w stanie znieść bólu który malował się w jego oczach, zresztą to nie prawda, nie mogła powiedzieć mu, że nie jest szczęśliwa, kocha Diego, ale jak przyjaciela, kumpla, tak naprawdę nie wie czemu nie może go kochać jako mężczyzny, ma wszystko, uśmiech, dobre serce no i jest przystojny, ale ma jedną wadę... Nie jest Leónem.
- Kłamiesz Violu, może teraz nie spędzamy ze sobą czasu, ale znam Cię lepiej niż ktokolwiek. Podszedł do niej robiąc małe, ale płynne kroki. Był tak bliski temu aby objąć swoje szczęście i nigdy go nie wypuścić.
- Kiedy mogę przyjść i podpisać dokumenty? - Zmieniła temat wciąż nie patrząc na niego, utkwiła wzrok w drewnianej podłodze, jej mogła kłamać, nie była dla niej ważna.
- Federico przygotuje je jutro, przyjdź w przyszłym tygodniu - Skłamał, już dawno były gotowe, ale wciąż miał nadzieję, a dopóki ją miał, miał Violette.
- To ja już pójdę - Odpowiedziała unosząc wzrok i chwytając za torebkę.
Była taka piękna.
- Zaczekaj, pójdę z Tobą, obydwoje mamy w tamtą stronę - Wskazał na wprost dokładnie przyglądając się jej twarzy, widział, że się waha, ale to dobrze, przynajmniej nie był jej obojętny, tego by nie zniósł.
- Nie wiem czy to dobry pomysł -Przeciągła, spojrzała na niego, na jego zielone oczy i przepadła, musiała sie zgodzić, w końcu nie proponuje jej skoku z mostu a zwykłe towarzystwo. - Zgoda, możesz pójść ze mną.





- Czemu ciągle za mną idziesz?! - Krzyknęła, wciąż idąc przed siebie mijając zakochane pary, przyjaciół lub po prostu samotnych przechodniów, którzy spacerowali po pięknym Centrum.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę Ci się mnie zbyć po raz kolejny - Prychnął dotrzymując jej kroku. Tak naprawdę był silniejszy i wyższy w każdej chwili mógł po prostu przyspieszyć tempo wziąć ją na ramiona, wynieść ze sklepu, rzucić do samochodu, zakneblować i sprawić, żeby poszła z nim na kolacje, ale wtedy nie oparł by sie pokusie kochania się z nią na tylnych siedzeniach samochodu a to by go zgubiło do reszty. W sumie to nawet taki plan przypadł mu do gustu, ale uznał, że jeszcze na to nie czas, sama dobrowolnie przyjdzie i będzie go o to prosić.
- Jesteś niemożliwy wiesz? - Przystanęła odwracając się do niego twarzą. Jej koszulka wciąż była mokra, a włosy lekko wilgotne.
- Bo chciałem spędzić z Tobą dzień?! To ty jesteś niemożliwa!
- Słuchaj, ja naprawdę nie jestem zainteresowana spędzaniem z Tobą czasu i tak już pewnie mam kłopoty, jeśli wywalili mnie z pracy to Ty poniesiesz za to winę.
- Z miłą chęcią, roznoszenie jedzenia i taniec nie jest dla Ciebie, jesteś warta o wiele więcej, z miłą chęcią Cię zatrudnię - Odparł ilustrując ją od góry do dołu. Czuł jak się rumieni, robił to dzisiaj już z pięć razy ale nigdy mu się ten widok nie znudzi. 
- Nie dziękuję, dzisiaj kończy sie nasza znajomość, nie chce mieć z Panem nic wspólnego! - Wypaliła próbując się od niego oddalić, zwiększyć między nimi przestań, cokolwiek by nie czuć się przy nim na tak skrępowaną i tak była wdzięczna losowi, że nie dowiedział się o tym co tak naprawdę robi po godzinach, pewnie umarła by ze wstydu a on by ją wyśmiał. Mimo iż nie chciała wiecej się z nim widzieć, z czym oczywiście jej ciało i serce się nie zgadzało, wolała aby miał o niej dobre zdanie.
- Chciałem po dobroci, ale widocznie muszę użyć siły - Chwycił ją za biodra przerzucając ją sobie przez ramiona i nie zważając na jej prośby, groźby, krzyki i drapanie po plecach ruszał prosto na parking. Mimo iż strasznie go wkurzyła to czuł się jakby wygrał w loterii, dotykał jej zgrabnych pośladków i co najlepsze nie z tego powodu była na niego wściekła co i tak za pewne później wyjdzie, mimo to, tej chwili nie oddał by za nic.
- Ludmila?!, Federico?! - Krzyknęli wraz Violetta i León, którzy zbliżali się do parkingu. Jak na odstrzał włoch odwrócił się prosto do małżonków i chwycił Ludmilę tak że trzymał jej ciało w swoich dłoniach, co spowodowało kontakt wzrokowy z zdezorientowanym państwem Verdas.



________________________________________________________________
Wybaczcie, że tak późno i wybaczcie, że tak słabo.
Dziękuję za wszystko.
Maja.














Chat~!~

Obserwatorzy