" Mirame, Tan solo mirame,
sigueme para perdernos ya no hay final "
Moim czytelnikom spod rozdziału szóstego...
Kochani, jesteście wspaniali ;*
Moim czytelnikom spod rozdziału szóstego...
Kochani, jesteście wspaniali ;*
Stał tak przez chwilę i zastanawiał się jakim kretynem musiał być słuchając Leóna, przecież to z góry skazane było na niepowodzenie. Zacisnął mocniej palce co sprawiło, że kolce wbijały się mu w dłonie, nie czuł bólu, był wściekły.
- Zabrakło Ci śliny? - Odparł jego największy wróg, sama obecność działała mu na nerwy a co dopiero jego słabe teksty. Ta sytuacja dodała mu trochę odwagi, znów mógł stać się chamskim Sebą, tym, który nie musi przepraszać ani tłumaczyć po co przyszedł o dziewiątej wieczorem pod dom dziewczyny z najpiękniejszymi kwiatami jakie widział.
- Ja przynajmniej nie ślinię się na ludzi, a tym bardziej na swoją dziewczynę - Odpowiedział posyłając przeciwnikowi ironiczny uśmiech i zmierzył go wzrokiem, a w zasadzie to Camilę. Szlag go trafiał jak widział, jak ten bałwan się do niej lepił. W zasadzie nic mu do tego, ale mimo iż nigdy się do tego nie przyzna, uważał, ze ruda zasługuję na lepszego chłopaka niż taki pajac.
- Może dlatego, że jej nie masz? nie pomyślałeś o tym? - Ciśnienie w krwi co raz bardziej mu rosło, jeszcze jedno jego słowo, a mu przyłoży i skończy się na tym, że to León zabije jego, a nie odwrotnie.
- Twoja głupota nie zna granic, zrób coś z tym, bo sam sobie szkodzisz - Odparł próbując się uspokoić, wziąć głęboki oddech i wtedy się mu przypomniało. Wciąż trzymał kwiaty dla dziewczyny, zacisnął zęby i rozchylił lekko usta. - Nie przyszedłem do Ciebie - Odparł posyłając mu zaledwie sekundowe spojrzenie po czym przeniósł wzrok na zaskoczoną Torres. Nie odzywała się nic, co było bardzo nie w jej stylu. - Przyszedłem przeprosić Camilę - W końcu to z siebie wydusił. Było ciężko powiedzieć to jedno przepraszam, trudność sprawiło mu przyjechanie tutaj i kupienie kwiatów a co dopiero powiedzenie jej tego i to przy świadku, za którym nie pałał wielką chęcią.
- Super, ciesze się, a teraz możesz spadać - Odparł sucho blondyn, po czym chwycił za drzwi próbując je zamknąć, powstrzymała je jednak Camila, która wręcz ciekawa była tego co ma jej do powiedzenia młodszy Verdas, uśmiechnęła się na samo słowo przepraszam. W zasadzie obiecała Leónowi, że zostanie w domu, ale nie wierzyła, że sam Sebastian przyjdzie pod jej dom i będzie przepraszał.
- Kontynuuj - Kiwnęła mu głową i założyła ręce na piersi. Sebastian głośno odetchnął, spojrzał na kwiaty i znów skierował wzrok na dziewczynę.
- Noszenie kwiatów nie należy do moich zwyczajów, w zasadzie nie pamiętam żebym kiedykolwiek to robił - Wyjaśnił próbując przejść do sedna swojej odpowiedzi, być może próbował pokazać, że w pewien sposób jest jedyna i wyjątkowa, ale sam o tym nie wiedział? - Ale mam swój rozum i niezmiernie upierdliwego brata, który myśli, że wie wszystko i jest najlepszy na świecie bo właśnie knuje plan z najlepszym przyjacielem aby sfałszować dokumenty i nie dopuścić do rozwodu - Wymamrotał na jednym tchu na które słowa Camila się uśmiechnęła. - Chodzi o to, że nie zachowałem się w porządku co do Ciebie i chcę Cię przeprosić, a te kwiaty są dla Ciebie - Dokończył podając jej wiązkę pięknych niebieskich róż przepasanych złotą kokardą.
- Dziękuję, są śliczne - Odparła całkiem zapominając o tym, że jej chłopak stoi za nią i łypie morderczym spojrzeniem na Sebastiana, który właśnie przeżywa swój mały triumf.
- Podobno są najpiękniejsze - Dodał ilustrując dokładnie jej postać. Rudowłosa przestała na chwile napawać się zapachem kwiatów, który lekko pachniał męskimi perfumami, prawdopodobnie były to najpiękniejsze perfumy świata i należały do Sebastiana Verdasa.
- Dość tej szopki - Przerwał w końcu czyjś głos. Nie kto inny jak sportowiec Dylan postanowił wkroczyć do akcji i przerwać sielankę, która wcale go nie bawiła. Chwycił Camilę za rękę i pociągnął ją w stronę swojego samochodu, byli umówieni na imprezę do przyjaciół z drużyny Cooper'a, po minie Camili dało się zauważyć, ze najchętniej została by w domu, albo chociażby z Sebastianem.
- Jutro się odezwę - Krzyknęła zza drzwi samochodu i posłała słaby uśmiech. Uniósł dwa palce do góry na znak pożegnania i włożył ręce do kieszeni.
- Normalnie pewnie bym wezwał policję, ale, że i tak jesteś zawieszony to Ci daruję - Usłyszał starszy męski głos, który wyłonił się zza drzwi. Przed nim stał dyrektor Pascal, jak zwykle w okularach i sweterku spod którego wystawała biała koszula.
- Miło pana widzieć, stęskniłem się za pana ciętym żartem - Roześmiał się wyciągając rękę w celu przywitania się.
- Nie jestem Twoim kolegą Verdas - Odparł nie wyciągając dłoni z kieszeni.
- Niech pan nie będzie taki sztywny - Przewrócił oczami i czekał na mocny, męski uścisk i taki właśnie był. Sebastian nie był święty, można mu wiele zarzucić, miał wiele wrogów, ale Dyrektor na pewno się do nich nie zaliczał.
- Pojechała z tym pajacem? - Spytał siadając na marmurowym murze obok chłopaka.
- Myślałem, że takie słownictwo u pana nie istnieje, co nie znaczy, że się z tym nie zgadzam, mimo wszystko użył bym mocniejszego zwrotu - Zaśmiał się spoglądając na swojego towarzysza.
- Nie jestem sztywniakiem, trzy lata z Tobą dają się we znaki - Stwierdził i spojrzał na niego spod ukosa.
- Czemu pan tak na mnie patrzy? Verdasowie tak mają, są przystojni, musi się pan przyzwyczaić - Odparł z uśmiechem, jednak mężczyzna wciąż mu się przyglądał po czym odwrócił wzrok i wlepił go przed siebie.
- Nie pałam do Ciebie sympatią, nie myśl, że to, że z Tobą gadam pod moim domem coś zmieni - Sebastian odetchnął i przewrócił oczami z irytacją - Ale wolę Ciebie niż tego całego Dylana, nie jest odpowiedni dla mojej córki - Zamurowało go. Jeśli Pascal uważał, że najlepszy zawodnik reprezentujący uczelnie nie jest za dobry dla jego córki, to naprawdę dużo o życiu nie wiedział. Gdzieś bardzo głęboko pod ukrywaniem prawdziwego siebie cieszył się, że nie tylko on chciał żeby Ruda nie zadawała się z Cooperem.
- Mam mu zrobić krzywdę?
- Wiem, że byłbyś do tego zdolny, nie zwariowałem do reszty. Słyszałem, że Camila ma Ci się pomóc stać lepszym... - Urwał i spojrzał na niego wzrokiem " Jakby jeszcze dało się cokolwiek zrobić" - Otwórz jej oczy, kto jak kto, ale ty masz doświadczenie. Ten cały Dylan mi coś nie pasuje - Poklepał go po ramieniu i wstał kierując się prosto do drzwi.
- Nie jestem dobry w takich rzeczach - Krzyknął wstając z murku.
- Poradzisz sobie Verdas, tak jak wtedy przy rozbijaniu okien - Zaśmiał się i zniknął za drzwiami pięknego domu.
Poruszając się przez oświetlone uliczki Buenos Aires zastanawiał się czy dobrze zrobił przychodząc do niej i przepraszając ją, nie chciał jej pomocy, kazał się jej wynosić, León kazał mu pobiec z kwiatami to pobiegł, przeprosił, był miły, uśmiechał się... Czy to miało sens? Przecież Camila jest jak wszyscy, nie jest jakaś szczególna, dlaczego wobec niej się tak zachował i dlaczego chciał wypaść jak najlepiej? A potem jej ojciec.
Nie wiedział co się dzieje, ale jedno jest pewne, León jeszcze będzie żył.
Odstawił samochód do garażu i stawiając duże kroki wbiegł do ogromnego domu, gdzie na chwilę obecną mieszkał sam z Leónem, dopóki jego brat i szwagierka bawią się w dom i separacje. Tak naprawdę przepadał za Violettą, była miła, nie głupia i naprawdę bardzo ładna. Pasowała do Leóna, oboje byli dość zakręceni i mieli swoje wariactwa, ale potrafili być odpowiedzialni i skuteczni.
- Długo Ci zeszło, całowaliście się? - Podskoczył gdy za nim wyłoniły się dwie postacie. Leóna ubranego w piżamę, mało seksowną i Federa z piwem w ręce.
- Daj spokój Fede, nie naciskaj... - Upomniał go León szturchając kolegę w ramię. - Spałeś z nią? - Wypalił po czym pozostali obaj popatrzyli na siebie a potem znów na Leóna, który upił łyk piwa i uniósł brwi do góry w oczekiwaniu odpowiedzi.
- Z nim wszystko okej? - Spytał wychylając się do Włocha, który właśnie włączał ogromny telewizor w salonie bruneta.
- Wiesz jak melisa na niego działa - Zaczął przeskakując pilotem po kanałach. León krzywo się uśmiechnął, odłożył piwo i rozłożył się wygodnie na sofie.
- Jeśli się z nią przespałeś i zostawiłeś bez słowa wyjaśnień to lepiej idź zamów sobie wieniec - Poinformował go León.
- Jak ty trujesz człowieku! Mam swoje lata, nie jestem idiotą - Syknął Sebastian rzucając się na fotel.
- Pierwsze świadczy o drugim. Nic nie poradzę, ze zachowujesz się jak kretyn, ale ja i Fede Ci pomożemy. - Usiadł i potarł dłonie.
- Ten pomysł z wieńcem wciąż aktualny?
- Nie zgrywaj się! Jesteśmy bardziej doświadczeni, potrzebujesz naszej pomocy.
Sebastian wybuchł śmiechem i chwycił piwo do ręki upijając dwa łyki.
- Kombinujesz co zrobić aby nie rozwieść sie z Violą fałszując dokumenty z tym drugim, który sypia z przyjaciółką twojej żony mając własną - Wygłosił na co obydwaj wystawili oczy. Już nawet nie wnikali skąd wiedział, że Fede spał z Ludmilą. Sebastian był wszędzie i wszędzie węszył. - Naprawdę chcecie mi doradzać? - Spytał unosząc puszke do góry.
- Federico jak myślisz ile zajmie mi wykopanie mu dziury i przysypanie go tam? - Spytał całkiem poważnie starszy Verdas zwracając się do przyjaciela.
- Myślę, że jeśli się sprężysz i z moja pomocą to jakieś dwie - trzy godziny - Wydumał Włoch.
- Napiszcie że byłem dzielny i walczyłem z waszym idiotyzmem - Zaznaczył.
- Przestań sobie jaja z nas robić! Chcemy Ci pomóc kretynie, nie chcemy żebyś popełniał głupie błędy - Upomniał go Federico ściszając odbiornik.
- Kiedy ja was o nic nie proszę! - Wrzasnął wstając z mebla.
- Wracaj tu Sebastian! - Przywołał go León unosząc palec do góry - Cieszę się, że przeprosiłeś Camilę i kupiłeś jej piękne niebieskie róże, ale nie wystarczy jeśli raz będziesz dla niej miły. Ona chce Ci pomóc a przy okazji może jednak coś... - Dokończył Leon stykając ze sobą palce i próbując mu wytłumaczyć jak to działa.
- Dwa pytania, Skąd wiedziałeś, że ją przeprosiłem i skąd wiedziałeś, że kupiłem niebieskie róże? - Zmrużył oczy i prześwidrował obu znajomych.
- Jesteś moim bratem, to ta więź... - Zaczął obejmując go ramieniem.
- Dzwoniłeś do niej żeby mnie skontrolować - Stwierdził.
- Oczywiście, chyba nie uwierzyłeś w tą więź - Odparł León sadzając go na jego poprzednim miejscu.
- Wiemy że się nigdy do tego nie przyznasz, ale Camila Ci się podoba, zrób coś w tym kierunku - Wtrącił się Federico.
- Nie podoba mi się idioci! Pojechała na randkę z swoim idealnym chłopcem, ma mi pomóc, kilka rozmów i tyle nic więcej nie będzie, wbijcie sobie to do tych pustych głów - Odpowiedział pstrykając bratu w czoło.
- Desperacko to zabrzmiało - Oznajmił Fede zakładając ręce na piersi.
- Idealny chłopiec mówisz? daj namiary, może znajdziemy coś na niego w kancelarii... - Polemizował León.
- Szkoda mi Was czasem - Zaśmiał się Sebastian, chociaż tak naprawdę cieszył się, że ktoś ma podobne zdanie do niego i mimo iż sam ma spieprzone życie stara się pomóc, chociaż znając całą trójkę skończy się to z całkiem odwrotny sposób.
- Wiem, że czasem zachowuje się jak kretyn, ale jesteś kurwa moim bratem i chce Twojego dobra. - Rzucił twardo Leon czochrając go po głowie.
- Czyli mogę rzucić studia?
- Absolutnie, zdasz egzaminy nie ma sprawy w innym przypadku nie pokazuj mi się na oczy!
- Szykuj miejsce w kancelarii! Sebastian Verdas wykopie Cie z fotela! - Zaśmiał sie władczo i położył się na sofie.
- Wykopać to ja Cię mogę za próg tego domu, ty możesz mnie co najwyżej połaskotać - Roześmiał się León spychając jego nogi i wraz z Federem zasiedli na kanapie i włączyli jedną z komedii.
- Nie żebym się uwielbiał mieszać w wasze sprawy... nie, uwielbiam to robić, więc muszę spytać - Zaczął Sebastian spoglądając na Włocha. - Nie powinieneś być z żoną? León potrafi się sobą zająć , mimo niedojebania mózgowego radzi sobie - Brunet tego nie skomentował, trzepnął brata przez głowę.
- Musisz mi przypominać o największym błędzie w moim życiu? - Spytał podirytowany Pasquarelli.
- Nie muszę, ale z miłą chęcią to robię - Zaśmiał się po czym poklepał go po ramieniu. - Istnieją rozwody, tylko nie radź się Leóna, jest beznadziejny w te sprawy. Tylko się pospiesz i leć do Lu - Chyba pierwszy raz w życiu Sebastian obraził Leóna i nie dostał za to nawet po głowie. Bo w tym wszystkim nie o to chodziło, chodziło o to, ze mimo tego jak bardzo każdy z nich jest różny i jak inne życie prowadzi, są chwile kiedy potrafią porozmawiać i mimo iż nigdy żaden się nie przyzna a szczególnie najmłodszy Verdas to są przyjaciółmi i rodziną, a to sprawia, że łączy ich więź, której nic nie jest w stanie zniszczyć, nawet oni sami.
- Długo Ci zeszło, całowaliście się? - Podskoczył gdy za nim wyłoniły się dwie postacie. Leóna ubranego w piżamę, mało seksowną i Federa z piwem w ręce.
- Daj spokój Fede, nie naciskaj... - Upomniał go León szturchając kolegę w ramię. - Spałeś z nią? - Wypalił po czym pozostali obaj popatrzyli na siebie a potem znów na Leóna, który upił łyk piwa i uniósł brwi do góry w oczekiwaniu odpowiedzi.
- Z nim wszystko okej? - Spytał wychylając się do Włocha, który właśnie włączał ogromny telewizor w salonie bruneta.
- Wiesz jak melisa na niego działa - Zaczął przeskakując pilotem po kanałach. León krzywo się uśmiechnął, odłożył piwo i rozłożył się wygodnie na sofie.
- Jeśli się z nią przespałeś i zostawiłeś bez słowa wyjaśnień to lepiej idź zamów sobie wieniec - Poinformował go León.
- Jak ty trujesz człowieku! Mam swoje lata, nie jestem idiotą - Syknął Sebastian rzucając się na fotel.
- Pierwsze świadczy o drugim. Nic nie poradzę, ze zachowujesz się jak kretyn, ale ja i Fede Ci pomożemy. - Usiadł i potarł dłonie.
- Ten pomysł z wieńcem wciąż aktualny?
- Nie zgrywaj się! Jesteśmy bardziej doświadczeni, potrzebujesz naszej pomocy.
Sebastian wybuchł śmiechem i chwycił piwo do ręki upijając dwa łyki.
- Kombinujesz co zrobić aby nie rozwieść sie z Violą fałszując dokumenty z tym drugim, który sypia z przyjaciółką twojej żony mając własną - Wygłosił na co obydwaj wystawili oczy. Już nawet nie wnikali skąd wiedział, że Fede spał z Ludmilą. Sebastian był wszędzie i wszędzie węszył. - Naprawdę chcecie mi doradzać? - Spytał unosząc puszke do góry.
- Federico jak myślisz ile zajmie mi wykopanie mu dziury i przysypanie go tam? - Spytał całkiem poważnie starszy Verdas zwracając się do przyjaciela.
- Myślę, że jeśli się sprężysz i z moja pomocą to jakieś dwie - trzy godziny - Wydumał Włoch.
- Napiszcie że byłem dzielny i walczyłem z waszym idiotyzmem - Zaznaczył.
- Przestań sobie jaja z nas robić! Chcemy Ci pomóc kretynie, nie chcemy żebyś popełniał głupie błędy - Upomniał go Federico ściszając odbiornik.
- Kiedy ja was o nic nie proszę! - Wrzasnął wstając z mebla.
- Wracaj tu Sebastian! - Przywołał go León unosząc palec do góry - Cieszę się, że przeprosiłeś Camilę i kupiłeś jej piękne niebieskie róże, ale nie wystarczy jeśli raz będziesz dla niej miły. Ona chce Ci pomóc a przy okazji może jednak coś... - Dokończył Leon stykając ze sobą palce i próbując mu wytłumaczyć jak to działa.
- Dwa pytania, Skąd wiedziałeś, że ją przeprosiłem i skąd wiedziałeś, że kupiłem niebieskie róże? - Zmrużył oczy i prześwidrował obu znajomych.
- Jesteś moim bratem, to ta więź... - Zaczął obejmując go ramieniem.
- Dzwoniłeś do niej żeby mnie skontrolować - Stwierdził.
- Oczywiście, chyba nie uwierzyłeś w tą więź - Odparł León sadzając go na jego poprzednim miejscu.
- Wiemy że się nigdy do tego nie przyznasz, ale Camila Ci się podoba, zrób coś w tym kierunku - Wtrącił się Federico.
- Nie podoba mi się idioci! Pojechała na randkę z swoim idealnym chłopcem, ma mi pomóc, kilka rozmów i tyle nic więcej nie będzie, wbijcie sobie to do tych pustych głów - Odpowiedział pstrykając bratu w czoło.
- Desperacko to zabrzmiało - Oznajmił Fede zakładając ręce na piersi.
- Idealny chłopiec mówisz? daj namiary, może znajdziemy coś na niego w kancelarii... - Polemizował León.
- Szkoda mi Was czasem - Zaśmiał się Sebastian, chociaż tak naprawdę cieszył się, że ktoś ma podobne zdanie do niego i mimo iż sam ma spieprzone życie stara się pomóc, chociaż znając całą trójkę skończy się to z całkiem odwrotny sposób.
- Wiem, że czasem zachowuje się jak kretyn, ale jesteś kurwa moim bratem i chce Twojego dobra. - Rzucił twardo Leon czochrając go po głowie.
- Czyli mogę rzucić studia?
- Absolutnie, zdasz egzaminy nie ma sprawy w innym przypadku nie pokazuj mi się na oczy!
- Szykuj miejsce w kancelarii! Sebastian Verdas wykopie Cie z fotela! - Zaśmiał sie władczo i położył się na sofie.
- Wykopać to ja Cię mogę za próg tego domu, ty możesz mnie co najwyżej połaskotać - Roześmiał się León spychając jego nogi i wraz z Federem zasiedli na kanapie i włączyli jedną z komedii.
- Nie żebym się uwielbiał mieszać w wasze sprawy... nie, uwielbiam to robić, więc muszę spytać - Zaczął Sebastian spoglądając na Włocha. - Nie powinieneś być z żoną? León potrafi się sobą zająć , mimo niedojebania mózgowego radzi sobie - Brunet tego nie skomentował, trzepnął brata przez głowę.
- Musisz mi przypominać o największym błędzie w moim życiu? - Spytał podirytowany Pasquarelli.
- Nie muszę, ale z miłą chęcią to robię - Zaśmiał się po czym poklepał go po ramieniu. - Istnieją rozwody, tylko nie radź się Leóna, jest beznadziejny w te sprawy. Tylko się pospiesz i leć do Lu - Chyba pierwszy raz w życiu Sebastian obraził Leóna i nie dostał za to nawet po głowie. Bo w tym wszystkim nie o to chodziło, chodziło o to, ze mimo tego jak bardzo każdy z nich jest różny i jak inne życie prowadzi, są chwile kiedy potrafią porozmawiać i mimo iż nigdy żaden się nie przyzna a szczególnie najmłodszy Verdas to są przyjaciółmi i rodziną, a to sprawia, że łączy ich więź, której nic nie jest w stanie zniszczyć, nawet oni sami.
Kancelaria Federico i Leóna była jedną z najlepszych i najdroższych w Buenos Aires. Wszyscy bardzo cenili sobie ich ciężką pracę i zasługi. Budynek był ogromny i pracowało w nich wielu ludzi, różnego wieku. Violetta mimo iż była żoną Leóna, po raz drugi dopiero staje przed szklanymi drzwiami budynku. Nie lubiła mieszać się w sprawy zawodowe męża, a teraz jego praca miesza się w ich sprawy. Weszły do ogromnego korytarzy gdzie znajdowała się recepcja i poczekalnia. Zrobiły wrażenie, a skąd wiedziały? bo wszystko ucichło, nikt nic nie mówił. Jeden stażysta upuścił nawet plik dokumentów, które rozsypały się po całym holu, czyli jednak plan przyjaciółek działał, a dokładnie plan Violetty. Chciała pokazać Leónowi, że jest nie zależna od niego, że rozwód jest najlepszym wyjściem, że wcale jej to nie boli, że wciąż podoba się innym mężczyznom. Ubrała krótką ołówkową spódniczkę, satynową koszulę i na wierzch zarzuciła marynarkę koloru pudrowego różu, Ludmila nie bardzo podzielała plan brunetki, sądziła, że rozjuszy jeszcze bardzie tym Leóna i sprawi mu przykrość, a przecież on ją kocha. Założyła więc swoje ulubione spodenki z wysokim stanem i crop top na ramiączkach w stylu vintage. Ponadto irytował ją fakt, że tutaj pracuje ten kretyn Federico, ale miała plan, pomóc Violi i unikać Pasquarelliego, a jeśli już ich drogi się skrzyżują to za wszelką cenę nie pokazywać, że go zna. Plan idealny prawda?
- Przepraszam, którędy do gabinetu pana Verdasa? - Spytała słodkim głosikiem pani Verdas kierując pytanie do sekretarki, była brunetką, jak na jej oko miała dwadzieścia pięć lat i była naprawdę ładna. Gdyby nie fakt iż się rozwodzą pewnie zrobiłaby mu awanturę, chociaż w sumie... wciąż ma do tego prawo!
- Była pani umówiona? - Spytała obojętnie nie wychylając głowy spod laptopa.
- To Violetta Verdas, żona pana Leóna Sabrino - Piękny męski głos sprawił, że sekretarka się spięła i nerwowo uniosła wzrok z przepraszającą miną.
- Federico miło Cię widzieć - Odparła brunetka całując go w policzek.
- Ciebie również. A ty kochanie się ze mną nie przywitasz? - Spytał podchodząc do Ludmily, która stała z założonymi rękoma i odwróconą głową w bok. Udawała, że go tu nie ma i że stoi tylko z Violettą, która rozmawia sama ze sobą.
- Macie tutaj fatalną obsługę. Zostawiam was samych, nie pozabijajcie się - Posłała im zadziorny uśmiech i puściła oczko do Ludmily, która spiorunowała ją wzrokiem. - Kretyn u siebie? - Spytała włocha, kiwnął głową na znak potwierdzenia i podszedł do blondynki, która jak na odstrzał ruszyła przed siebie ignorując towarzysza.
- Porozmawiaj ze mną! - Krzyknął idąc za nią. - Nie zachowuj się jak dziecko - Dodał widząc jak wchodzi do windy, olśniło go. Miał plan, wiedział co zrobi aby zmusić ją do rozmawiania z nim. Zrobił duży krok i zaraz znalazł się w windzie obok, przycisnął jakiś guzik po czym wpisał szyfr i winda stanęła.
- Co ty do jasnej cholery robisz?! - Krzyczała przerażona blondynka waląc go w tors. - Chcesz mnie zabić? - Wysyczała prosto w jego twarz. Jej piąstki wciąż znajdowały się na jego klatce piersiowej, nie żeby to co robiła sprawiało mu ból ale chwycił jej jasne dłonie i trzymał w swoich wielkich dłoniach.
- Myślę, że moglibyśmy robić przyjemniejsze rzeczy - Odparł przesuwając ją w stronę ściany i opierając ręce o windę zagrodził jej przejście swoim ciałem.
- Jesteś bezczelny - Syknęła czując się trochę niekomfortowo. Nie dość że stał zaledwie kilka centymetrów od niej, to jeszcze jego słowa ją onieśmielały.
- Dlaczego mnie odtrącasz? - Spytał świdrując jej twarz. Była piękna, nie wiedział nic piękniejszego.
- Może dlatego, że masz żone, a ja nie jestem zainteresowana byciem kochanką - Stwierdziła przysuwając się bliżej niego aby jej słowa w końcu do niego dotarły.
- Nie układa mi się z nią, rozwiodę się, jeśli dasz mi szanse.
Mówił śmiertelnie poważnie, wiedziała to w jego oczach, były piękne, niczym czarne węgliki. Mogłaby w nich zatonąć, zrobiłaby wszystko by należały do niej i patrzyły tak jak teraz tylko na nią.
- Nie możesz tak mówić, ludzie to nie rzeczy, nie gra się na ich uczuciach. - Powiedziała spokojnym tonem. Oczarował ją to prawda i podobał jej się, ale to nie jest jej życie, nie mogła należeć do jego bajki. - Zresztą nie jestem Tobą zainteresowana - Fuknęła odwracając od niego wzrok.
- Tak? naprawdę? - Spytał przysuwając się do niej tak aby ich ciała się stykały. Głowę wciąż miała odwróconą w bok.
- Naprawdę.
- Ani trochę? - Wyszeptał w jej ucho sprawiając, że odwróciła twarz, a fakt iż stali bardzo blisko siebie sprawił, że ich czoła się stykały.
- Ani trochę - Odpowiedziała ściszonym głosem. To jego wina, że tak na nią działał. Nie mogła zapanować nad swoimi ruchami i po prostu dać mu w twarz.
- To chyba musimy to zmienić, bo ja jestem Tobą bardzo zainteresowany - Odparł i wpił się w jej usta. Były pełne i malinowe, uwielbiał maliny, ale smak jej ust sprawił, że czuł się jak w niebie. Oddawała każdy pocałunek, który z każdą sekundą stawała się co raz bardziej namiętny i pożądany. Położył swoje dłonie na jej biodrach i przyciągnął bliżej siebie, następnie oparł znów o ścianę w windzie i zsunął jedno ramiączko i tutaj czar prysnął. Winda się otworzyła a oni odskoczyli jak oparzeni, do środka wszedł mechanik i dwie urzędniczki, prawdopodobnie, ktoś zgłosił nie dyspozycje windy i wezwano mechanika.
Blondynka poprawiła włosy i nasunęła ramiączko na ramię wybiegając z windy prosto przed siebie, zostawiając za sobą swojego partnera, który nie zdążył wyjść z windy. Była wściekła, że kolejny raz pozwoliła mu się pocałować, a przecież miała idealny plan... widocznie idealny plan, nie działa na przystojnych Włochów.
- Przepraszam, którędy do gabinetu pana Verdasa? - Spytała słodkim głosikiem pani Verdas kierując pytanie do sekretarki, była brunetką, jak na jej oko miała dwadzieścia pięć lat i była naprawdę ładna. Gdyby nie fakt iż się rozwodzą pewnie zrobiłaby mu awanturę, chociaż w sumie... wciąż ma do tego prawo!
- Była pani umówiona? - Spytała obojętnie nie wychylając głowy spod laptopa.
- To Violetta Verdas, żona pana Leóna Sabrino - Piękny męski głos sprawił, że sekretarka się spięła i nerwowo uniosła wzrok z przepraszającą miną.
- Federico miło Cię widzieć - Odparła brunetka całując go w policzek.
- Ciebie również. A ty kochanie się ze mną nie przywitasz? - Spytał podchodząc do Ludmily, która stała z założonymi rękoma i odwróconą głową w bok. Udawała, że go tu nie ma i że stoi tylko z Violettą, która rozmawia sama ze sobą.
- Macie tutaj fatalną obsługę. Zostawiam was samych, nie pozabijajcie się - Posłała im zadziorny uśmiech i puściła oczko do Ludmily, która spiorunowała ją wzrokiem. - Kretyn u siebie? - Spytała włocha, kiwnął głową na znak potwierdzenia i podszedł do blondynki, która jak na odstrzał ruszyła przed siebie ignorując towarzysza.
- Porozmawiaj ze mną! - Krzyknął idąc za nią. - Nie zachowuj się jak dziecko - Dodał widząc jak wchodzi do windy, olśniło go. Miał plan, wiedział co zrobi aby zmusić ją do rozmawiania z nim. Zrobił duży krok i zaraz znalazł się w windzie obok, przycisnął jakiś guzik po czym wpisał szyfr i winda stanęła.
- Co ty do jasnej cholery robisz?! - Krzyczała przerażona blondynka waląc go w tors. - Chcesz mnie zabić? - Wysyczała prosto w jego twarz. Jej piąstki wciąż znajdowały się na jego klatce piersiowej, nie żeby to co robiła sprawiało mu ból ale chwycił jej jasne dłonie i trzymał w swoich wielkich dłoniach.
- Myślę, że moglibyśmy robić przyjemniejsze rzeczy - Odparł przesuwając ją w stronę ściany i opierając ręce o windę zagrodził jej przejście swoim ciałem.
- Jesteś bezczelny - Syknęła czując się trochę niekomfortowo. Nie dość że stał zaledwie kilka centymetrów od niej, to jeszcze jego słowa ją onieśmielały.
- Dlaczego mnie odtrącasz? - Spytał świdrując jej twarz. Była piękna, nie wiedział nic piękniejszego.
- Może dlatego, że masz żone, a ja nie jestem zainteresowana byciem kochanką - Stwierdziła przysuwając się bliżej niego aby jej słowa w końcu do niego dotarły.
- Nie układa mi się z nią, rozwiodę się, jeśli dasz mi szanse.
Mówił śmiertelnie poważnie, wiedziała to w jego oczach, były piękne, niczym czarne węgliki. Mogłaby w nich zatonąć, zrobiłaby wszystko by należały do niej i patrzyły tak jak teraz tylko na nią.
- Nie możesz tak mówić, ludzie to nie rzeczy, nie gra się na ich uczuciach. - Powiedziała spokojnym tonem. Oczarował ją to prawda i podobał jej się, ale to nie jest jej życie, nie mogła należeć do jego bajki. - Zresztą nie jestem Tobą zainteresowana - Fuknęła odwracając od niego wzrok.
- Tak? naprawdę? - Spytał przysuwając się do niej tak aby ich ciała się stykały. Głowę wciąż miała odwróconą w bok.
- Naprawdę.
- Ani trochę? - Wyszeptał w jej ucho sprawiając, że odwróciła twarz, a fakt iż stali bardzo blisko siebie sprawił, że ich czoła się stykały.
- Ani trochę - Odpowiedziała ściszonym głosem. To jego wina, że tak na nią działał. Nie mogła zapanować nad swoimi ruchami i po prostu dać mu w twarz.
- To chyba musimy to zmienić, bo ja jestem Tobą bardzo zainteresowany - Odparł i wpił się w jej usta. Były pełne i malinowe, uwielbiał maliny, ale smak jej ust sprawił, że czuł się jak w niebie. Oddawała każdy pocałunek, który z każdą sekundą stawała się co raz bardziej namiętny i pożądany. Położył swoje dłonie na jej biodrach i przyciągnął bliżej siebie, następnie oparł znów o ścianę w windzie i zsunął jedno ramiączko i tutaj czar prysnął. Winda się otworzyła a oni odskoczyli jak oparzeni, do środka wszedł mechanik i dwie urzędniczki, prawdopodobnie, ktoś zgłosił nie dyspozycje windy i wezwano mechanika.
Blondynka poprawiła włosy i nasunęła ramiączko na ramię wybiegając z windy prosto przed siebie, zostawiając za sobą swojego partnera, który nie zdążył wyjść z windy. Była wściekła, że kolejny raz pozwoliła mu się pocałować, a przecież miała idealny plan... widocznie idealny plan, nie działa na przystojnych Włochów.
Wianuszek młodych stażystów otoczył Violettę, która właśnie stała przed gabinetem męża i czekała aż łaskawie się pojawi. Nie miała nic przeciwko, nawet była zadowolona, że podoba się innym mężczyznom, co prawda ona wolałaby aby tylko ten jeden jedyny poświęcał jej najwięcej uwagi... Ten kretyn z którym się rozwodzi.
- Wara sępy od mojej szwagierki! - Na ten głos Violetta się uśmiechnęła, dobrze wiedziała do kogo należy. Nie widziała go cztery miesiące, ale nic się nie zmienił, po za tym, że wyprzystojniał jeszcze bardziej.
- Seba, kiedy wróciłeś? - Tłum adoratorów rozszedł się na swoje stanowiska pracy, zdążyli już poznać Sebastiana i jego "żądy" więc woleli nie ryzykować utratą pracy.
- Jakiś czas temu, ale nie na długo. León się nie chwalił? - Spytał na co ona uniosła brwi i się roześmiała - Uwierz mi, skakał z radości jak mnie zobaczył - Stwierdził przypominając sobie dzień, w którym to oznajmił mu, że go zawiesili, w zasadzie to mało co go nie zabił, ale nie musiał wspominać o tym Violi, że ma męża morderce.
- Naprawdę cieszę się, że Cię widzę, a León jest idiotą, nie powinien Cię tak traktować - Stwierdziła i usiadła na fotelu wskazanym przez Sebastiana.
- Ciągle mu to powtarzam - Przyznał jej rację nalewając jej pomarańczowego soku. W Kancelarii nie było alkoholu, to był jedyny powód, dla którego Fede i León tu nie zamieszkali.
- Cieszę się, że już nie długo będę mogła się uwolnić od jego głupoty - Odparła z śmiechem. Przed Sebastianem nic się nie ukryje, dostrzegł jej smutek w oczach i strach.
- Violu, może to nie jest najlepszy pomysł abym się wtrącał w wasze sprawy, ale León Cię kocha, jesteś najlepszym co mogło tego idiotę spotkać, ponadto... Ty też go kochasz - Odparł unosząc jej podbródek do góry. No proszę... wczoraj był miły dla Camili, kupił jej kwiaty i ją przeprosił, nie zabił Leóna i we trzech spędzili fajny wieczór, a teraz pomaga żonie swojego brata, coś jest nie tak, a może własnie dopiero teraz wszystko wraca do normy i do tego jak naprawdę powinno być.
- Violetta? Co ty Tutaj robisz?.
Spojrzała na niego i zabolało ją w sercu, tak bardzo go kochała.
_____________________________________
Jeden z najdłuższych ostatniego czasu, brawa dla mnie. Z góry przepraszam za takie zakończenie rozdziału, ale jakoś tak wyszło, nie żebym nie miała pomysłu, bo o dziwo mam, ale to w następnym rozdziale, w końcu co za dużo to nie zdrowo xD. Dziękuję za piękne komentarze, nie spodziewałam się tylu ciepłych słów, dziękuję Kochani ;*.
Zapraszam do czytania.
Maja ;)
- Wara sępy od mojej szwagierki! - Na ten głos Violetta się uśmiechnęła, dobrze wiedziała do kogo należy. Nie widziała go cztery miesiące, ale nic się nie zmienił, po za tym, że wyprzystojniał jeszcze bardziej.
- Seba, kiedy wróciłeś? - Tłum adoratorów rozszedł się na swoje stanowiska pracy, zdążyli już poznać Sebastiana i jego "żądy" więc woleli nie ryzykować utratą pracy.
- Jakiś czas temu, ale nie na długo. León się nie chwalił? - Spytał na co ona uniosła brwi i się roześmiała - Uwierz mi, skakał z radości jak mnie zobaczył - Stwierdził przypominając sobie dzień, w którym to oznajmił mu, że go zawiesili, w zasadzie to mało co go nie zabił, ale nie musiał wspominać o tym Violi, że ma męża morderce.
- Naprawdę cieszę się, że Cię widzę, a León jest idiotą, nie powinien Cię tak traktować - Stwierdziła i usiadła na fotelu wskazanym przez Sebastiana.
- Ciągle mu to powtarzam - Przyznał jej rację nalewając jej pomarańczowego soku. W Kancelarii nie było alkoholu, to był jedyny powód, dla którego Fede i León tu nie zamieszkali.
- Cieszę się, że już nie długo będę mogła się uwolnić od jego głupoty - Odparła z śmiechem. Przed Sebastianem nic się nie ukryje, dostrzegł jej smutek w oczach i strach.
- Violu, może to nie jest najlepszy pomysł abym się wtrącał w wasze sprawy, ale León Cię kocha, jesteś najlepszym co mogło tego idiotę spotkać, ponadto... Ty też go kochasz - Odparł unosząc jej podbródek do góry. No proszę... wczoraj był miły dla Camili, kupił jej kwiaty i ją przeprosił, nie zabił Leóna i we trzech spędzili fajny wieczór, a teraz pomaga żonie swojego brata, coś jest nie tak, a może własnie dopiero teraz wszystko wraca do normy i do tego jak naprawdę powinno być.
- Violetta? Co ty Tutaj robisz?.
Spojrzała na niego i zabolało ją w sercu, tak bardzo go kochała.
_____________________________________
Jeden z najdłuższych ostatniego czasu, brawa dla mnie. Z góry przepraszam za takie zakończenie rozdziału, ale jakoś tak wyszło, nie żebym nie miała pomysłu, bo o dziwo mam, ale to w następnym rozdziale, w końcu co za dużo to nie zdrowo xD. Dziękuję za piękne komentarze, nie spodziewałam się tylu ciepłych słów, dziękuję Kochani ;*.
Zapraszam do czytania.
Maja ;)