środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 2 - Przypływ emocji.

Rozdział 2

Dulce - mojej kochanej siostrzyczce , którą strasznie kocham ;***;3




" Y no digas nada Todo esta en calma"



Stali tak jeszcze przez chwilę patrząc na siebie wyczekująco, obydwoje oczekiwali odpowiedzi na to samo pytanie "Co ty tutaj robisz?". Patrząc z boku jednak to Verdas wyglądał na bardziej zdenerwowanego i wściekłego, w końcu zobaczył swoją jeszcze żonę w klubie i to z innym mężczyzną.
- Mogę wiedzieć co tutaj robisz i z tym - Spytał pokazując rękami na hiszpana i szukając odpowiedniego słowa aby go opisać - Idiotą? - Dokończył w końcu uznając to słowo za odpowiednie.
- Nie, nie możesz wiedzieć i  nie nazywaj go tak jasne? - Brunetka podniosła głos i uniosła palec wskazujący jakby to miało dać do zrozumienia Leonowi, że nie powinien się tak zachowywać.
- Oh wybacz, użyłem złego słowa kochanie - Poprawił się, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech - Żądam wyjaśnień i wiesz co? uprzedzam twoją odpowiedź  - Kontynuował, pełen dumy i pewności siebie co chwilę mrożąc spojrzeniem Diego, który również odwdzięczał się mu tym samym - Tak, mam prawo wiedzieć, bo jestem twoim mężem - Zaznaczył ostatnie słowo i skrzyżował ręce na piersi.
- Już nie długo, bierzecie rozwód pamiętasz? - Teraz to Hernandez wkroczył do akcji. Violetta chwyciła go za ręke aby nie posunął się dalej, nie chciała żadnych sprzeczek, przyszła tutaj tylko dla dobra jej przyjaciółki, która również gdzieś znikła, a tymczasem spotyka swojego męża, a jakby tego było mało, dobrze go znała, wiedziała, że gdy jej partner go wkurzy może wywołać awanturę, a tego nie chciała.
- Przepraszam? pozwolił  ci się ktoś odezwać? Nie wydaje mi się, więc z łaski swojej odsuń się od mojej kobiety, bo właśnie mam ochotę z nią zatańczyć - Potraktował go łagodniej ale jego głos nadal był sarkastyczny i pełen gniewu. Wyrwał Violette z uścisku Hiszpana i pociągnął ją prosto na środek parkietu. Kobieta, posłała jedynie przepraszający wzrok w stronę Diego i prosiła go aby odpuścił a ona się tym zajmie.
- Nie zachowuj się tak, czemu mi to robisz? - Odparła zdesperowana i pełna wyrzutów brunetka.
- Mógłbym zapytać cię o to samo. Wciąż jestem twoim mężem i dopóki nim jestem - Przerwał na chwilę obracając ją wokół swojej osi i uśmiechnął się lekko na myśl, że zawsze nim będzie - Nie pozwolę na to abyś była z innym mężczyzną - Wyszeptał jej prosto do ucha odgarniając tym samym kosmyk jej włosów. Violetta wzięła głęboki wdech i odwróciła się w jego stronę, przypomniał się jej ich pierwszy taniec w Liceum, kiedy to Leon uwolnił ją z uścisku natrętnego kolegi, od tego momentu każdą chwilę spędzali razem. To nie tak, ze go nie kochała, bo kochała najbardziej na świecie i może właśnie dlatego nie mogła wybaczyć mu zdrady, której była pewna mimo iż on przysięgał i dawał słowo, że tego nie zrobił.
- Wystarczy - Chwyciła jego dłonie z swojej talii i odłożyła je na swoje miejsce. - Potańczyłeś ze mną, ośmieszyłeś mnie przed Diego i prawdopodobnie zniszczyłeś po raz kolejny wszystko - Odparła a w jej głosie słyszalną było chrypkę, która świadczyła o tym, że jest jej ciężko i za chwilę z jej oczu wypłyną łzy.
- Nie odchodź do niego Violetto - Chwycił ją za rękę - Nie możesz tego zrobić - Odparł zbliżając się do ust swojej małżonki, ona przymknęła oczy i pozwoliła jednej kropli wypłynąć.
- To patrz - Odparła przejeżdżając po jego policzku i kierując się w stronę Hernandeza, który z wściekłością i piekielną zazdrością przyglądał się całej scence.



Nie przerywając pocałunków dotarli do pokoju, znajdującego się wewnątrz budynku. Przerwali na chwilę robiąc oddech, mężczyzna otworzył drzwi, wszedł do zaciemnionego pomieszczenia i pociągnął za dłoń swoją towarzyszkę zamykając przy tym samym drzwi. Stanęli na przeciwko siebie, on zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, sprawiając, że poczerwieniała, uśmiechnął się widząc jak się zawstydziła i wpił się w jej malinowe usta, które były zbyt dużą pokusą. Zsunął jej ramiączko z opalonych ramion i uśmiechnął się w pocałunku przypominając sobie gdy poruszała się na scenie i jej opadające dwa ramiączka. Blondynka zarzuciła dłonie na jego kark i zaplatała palec wokół jego włosów, miał takie delikatne włosy, że aż chciało się je dotykać. Pocałunki stawały się bardziej namiętne a ich ciała spragnione siebie. Zrzuciła z niego kurtkę, która wylądowała gdzieś pomiędzy łóżkiem a szafką, ale nie to się teraz liczyło. Powoli przesuwał swoje dłonie z ud na plecy i rozsunął zamek, który kilkanaście minut temu zasuwał i zsunął z niej jasną sukienkę, która znajdowała się gdzieś w kącie pomieszczenia. Przystanął na chwilę napawając się jej widokiem, była piękna, nie widział piękniejszej.
- Jesteś - Odparł skradając jej pocałunki na szyi - Piękna - kolejny pocałunek, kolejny uśmiech na jej twarzy.
Po chwili byli już tylko oni, przez chwilę zapomnieli o tym co powinni, a robili to co chcieli, to czego pragnęli, bez zasad, regułek. Nigdy nie chciała aby ta chwila nastąpiła, nie lubiła tego co robi, robiła wszystko aby temu zapobiec a tymczasem ląduje  dobrowolnie w łóżku z obcym facetem. Nie wiedziała co będzie jutro i jakie będą tego konsekwencje, wiedziała jedynie, że jeśli teraz tego nie zrobi będzie żałować do końca życia. On po raz pierwszy od dłuższego czasu czuje i robi coś na co miał ochotę od dawna, robi coś zakazanego i to go tak ciągnie, a może to urocza blond włosa piękność? 
Obudziło go ciche a jednak słyszalne skrzypienie łóżka, niemrawo otworzył oczy, podparł się na łokciach i przypatrywał się swojej towarzyszce, która właśnie zawinęła się kawałkiem pościeli i poszukiwała swoich rzeczy, które mogły znajdować się wszędzie, tylko nie tam gdzie powinny. Obserwował jak spina swoje loki w wysokiego koka, uśmiechnął się na samo wspomnienie tego co wydarzyło się kilka godzin temu. Była odwrócona do niego tyłem ale zauważył jej rozgrzane policzki i błysk w oczach, czekał na odpowiedni moment, nie mógł się teraz zdradzić, mogłaby go uznać za niezrównoważonego, a wolał na nią popatrzeć w spokoju.
Przymknął oczy udając, że wciąż śpi, dziewczyna wstała na równe nogi wciąż okryta atłasową pościelą, nachyliła się nad brunetem i złożyła na jego policzku delikatnego całusa, on jednak zaskoczył blondynkę i za nim zdążyła odsunąć swoje wargi przyssał się do jej ust, które tak mu się spodobały i zaczął ją całować, nie dbał o godzinę o to, że czeka na niego żona i za pewne Leon, dbał jedynie o to co dzieje się teraz, o ten pocałunek, nie mógł pozwolić aby był on ostatnim.
- Myślałam, że śpisz - Odparła jego usta od swoich robiąc głęboki wdech - Obudziłam cię? - Przewrócił ją tak, że leżała tuż pod nim, delikatnie usadowił swoje ciało nad jej obserwując jej każdy ruch.
- To akurat teraz nie jest ważne - Kontynuował przybliżając się do jej ucha i delikatnie ucałował jej kość policzkową. Przymknęła na chwilę oczy rozkoszując się magią tej chwili, wiedziała, że nie może tego robić, że źle się zachowuje, tym bardziej, że zauważyła u niego obrączkę. Natychmiast się otrząsnęła i wyrwała się spod niego latając po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu swojej bielizny.
- Na mnie już czas - Odparła odwracając się tyłem do niego i wciągając koronkowe majtki, mimo iż go nie widziała, czuła swój wzrok na nim co przyczyniło się do powstania na jej twarzy wypieków.
- Wychodzisz już?- Spytał okrywając biodra pościelą i zmierzając w jej kierunku.
- Tak, spieszę się i ty też powinieneś - Odparła zakładając szelki od czarnego stanika. 
- Nie musisz się tak kryć, widziałem cie, nie masz czego ukrywać - zrzucił z niej materiał i zapiął stanik odwracając ją w swoją stronę. Ludmila popatrzyła na niego z zdziwieniem i lekkim strachem w oczach, przełknęła głośno ślinę. - Tak podobasz mi się o wiele bardziej - Mruknął wciąż trzymając ją blisko siebie.
- Tak, super ale naprawdę się spieszę - Zaczęła błagalnym tonem.
- Puszczę cię jeśli dasz mi do siebie kontakt - Postawił warunek na co ona głośno odetchnęła.
- To nie powinno się wydarzyć, ja taka nie jestem - Odepchnęła go od siebie kierując się w stronę drzwi. - Zapomnijmy o tym - Dodała zamykając za sobą drzwi.
Nic nie odpowiedział, stał na środku pokoju, dopiero gdy dotarło do niego, że został tutaj sam, bez blondwłosej piękności, wiedział, że musi wrócić do rzeczywistości, wrócić do Chiary, wytłumaczyć, jednak nie miał na to najmniejszej ochoty, chciał jedynie dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej dziewczynie.
- Odnajdę cię - Powiedział sam do siebie i przytkał do ust srebrny łańcuszek w kształcie litery "L", który podniósł z ziemi, pachniał nią, czuł ją przy sobie. 


Wszedł do ogromnej rezydencji swojego brata, swoją walizkę rzucił gdzieś w kąt. Nie powiadomił go o swoim tymczasowym powrocie, wolał go nie uprzedzać bo mógłby go wyrzucić na zbity pysk dowiadując się o kolejnym zawieszeniu. Chciał go poinformować osobiście, wiedział, że może nie będzie skakał z radości ale był przygotowany na wszystko. Wszedł do salonu gdzie starszy Verdas jadł śniadanie i czytał jakieś czasopismo, ściągnął kurtkę i odłożył ją na sofę.
- Dzień dobry braciszku - Usiadł na eleganckiej kanapie i rozłożył nogi na szklanym stoliku. Szatyn jak na odstrzał wstał na równe nogi, odłożył gazetę i podszedł do brata.
- Co ty tutaj robisz? Jeśli wyrzucili cie z uniwersytetu to nie masz tu czego szukać - Syknął ściągając jego nogi ze stolika - I weź te nogi, nie jesteś u siebie.
- Wyluzuj, nie spinaj się tak, to tylko kilku dniowe zawieszenie - Odparł bez większego stresu co jeszcze bardziej denerwowało Leona, zawsze musiał bawić się w jego niańkę, robił za tego odpowiedzialnego a sam miał ogrom problemów których nie  umiał naprawić.
- Jak długo? 
- Cztery dni, już nie mogę się doczekać chwil spędzonych z tobą - Zaśmiał się klepiąc brata po ramieniu i zasiadając do wielkiego stołu.
- Nie myśl, że będziesz tu tak siedział i nic nie robił żerując na mnie - Syknął i ostrzegł go kończąc swoje śniadanie. Gosposia podała Sebastianowi śniadanie i zostawiła ich samych.
- Jak tam twoja Violetta? - Zaczął olewając jego poprzednie słowa, zawsze tak robił, gdy coś go nie interesowało, zmieniał temat, a dobrze wiedział, że temat żony nie jest ulubionym tematem jego brata.
- Możesz nie zmieniać tematu? Jesteś jak wrzód na dupie Sebastian, nie do zniesienia! - Krzyknął wstając na równe nogi, czuł się jak jego ojciec, nienawidził tego że musi martwić się o jego przyszłość.
- Co to za krzyki, co tu sie dzieje? - Do pomieszczenia wparował Federico dziwiąc się widokiem mężczyzny - Seba? - Spytał i podał mu dłoń na przywitanie, chłopak posłał mu cwaniacki uśmieszek i przywitał się z kumplem swojego brata.
- We własnej osobie, taki jak zawsze - Dodał dumnie.
- Ty to się już lepiej nie odzywaj, a ty - wskazał na Federico - Gdzie się podziewałeś? Twoja ukochana wydzwania do mnie co chwilę - Powiedział zdesperowany oczekując wyjaśnień, wciskając po raz kolejny czerwoną słuchawkę gdy na ekranie pojawiało się imię "Chiara"
- Dzwoniła? - Pokręcił głową włączając swój telefon.
- Mógłbyś przynajmniej odebrać - Upomniał go przyjaciel.
- Nie każdy jest takim pantoflarzem jak ty, chociaż nawet to cie zgubiło braciszku - Wtrącił się Sebastian, a po chwili oberwał widelcem od starszego Verdasa.
- Jakby pytała byłem u ciebie, za dużo wypiliśmy i zostałem tu na noc - Wytłumaczył i skierował wzrok na Sebe - Ciebie też się to tyczy - Chłopak przytaknął głową na znak, że pomoże i usadowił się wygodniej na krześle.
- A ta wersja dla nas jak wygląda? - Odparł zaciekawiony. Włoch zrzucił siebie kurtkę i opowiedział obu prawdziwą historię nie pomijając żadnych szczegółów.
- Chyba zostanę tu na dłużej - Skwitował Sebastian i rozłożył ręce na sofie.
- Nawet o tym nie myśl, skończysz te studia idioto! - Wrzasnął Leon - Tygrysie - Dał kuksańca brunetowi i zaczął swoją przemowę - To dlatego mi tak zniknąłeś - Stwierdził.
- Nie planowałem tego i o ile mi wiadomo ty pierwszy się ulotniłeś - Słusznie zauważył popijając łyk świeżej kawy.
- To sprawa nie na teraz, nie przy nim - Wskazał z obrzydzeniem na młodszego brata, jego wzrok mówił "I tak się dowiem" ale mimo to nic nie powiedział.
- Pierwszy raz widziałem tyle namiętności i piękna w tak delikatnej kobiecie - Kontynuował przypominając sobie jej usta, ciało i przyjemne uczucie gdy go dotykała. - Gdybyś ją zobaczył padł byś z zachwytu - Stwierdził wracając na ziemię. Nawet nie wiedział, jak bardzo blisko jest w tym co mówi, padł by ale ze zdziwienia, gdyby tylko wiedział, że kobieta, którą jest oczarowany jest przyjaciółką jego żony, na pewno wiele by to zmieniło.
- Wiesz przynajmniej jak ma na imię? - Bardzo istotny fakt jednak Włoch lekko się zakłopotał, popatrzył na obu mężczyzn i wyciągnął z kieszeni łańcuszek.
- Wiem, tyle, że jej imię zaczyna się na "L" zostawiła to - Pokazał na biżuterię i schował ją z powrotem na swoje miejsce.
- Brawo Federico, jesteś taki super, wiesz na jaką literę zaczyna się jej imię, Chiara byłaby dumna z twojego zachowania, tak sądzę - Odpowiedział ironicznie Sebastian patrząc na niego spod byka.
- Wylecisz stąd zaraz- Syknął mu Włoch.
- Zignoruj go - Uspokoił go Leon - Jak możesz nie wiedzieć jak ma na imię? Przepuściłeś taką okazję, nie wierze, że się kumplujemy - Dodał rozczarowany.
- Ej, ej nie przeginaj jasne? znajdę ją - Wytłumaczył mu. 
- Jeśli Chiara Ci na to pozwoli, a coś mi się nie wydaje, żeby była zwolenniczką odnalezienia panny L - Odpowiedział Sebastian.
- Na co mam mu nie pozwolić? - W drzwiach stanęła średniego wzrostu brunetka, ubrana w ołówkową spódnicę, bokserkę i marynarkę. Jak na komendę, wszyscy trzej popatrzyli się w jej kierunku. Ona spoglądała i czekała na wyjaśnienia tylko od jednego, od swojego męża, który teraz nie znajdował się w najciekawszej sytuacji.



_____________________________________________________

Hermanita ciole wybacz ;c że takie żalowe coś ci dedykuje, ale działałam pod wpływem silnych leków, którym jest cholinex estra na gardło ;d. 
Chciałam żeby był wyjątkowy bo dla Ciebie, ale widać co widać ;c NASZE REBELDZIAKI <3
Nuestro Amor siostrzyczko ;3. 
Dzisiaj króciutko, ale następny bedzie dłuższy, będzie Lu, będzie Viola i nasi Meni : Fede, Lajon i Seba ;d
Nie wiem co tu napisać o tym rozdziale.
Kocham Was wszystkich i dziękuję za wyświetlenia i czytanie tej porąbanej historii, licze ze zostaniecie ze mną dłużej ;)
Kocham Was ;**
Maja.







środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 1 - Przerwana Rutyna.

Rozdział 1



" Me quema este frio, no encuentro el remedio"



Wskazówki na jego czarno-niebieskim Rolex'ie wybijały równo godzinę ósmą. Zapiął pasek wykonany z czarnej skóry o metalowy kawałek, który służył do utrzymania czasomierzu na nadgarstku. Chwycił w dłoń idealnie wyprasowaną marynarkę, która dopiero co zawitała w jego garderobie i zarzucił na śnieżno białą koszulę przyozdobioną ciemno granatowym krawatem. Zapach jego perfum, którymi spryskał swoje ciało wychodząc z pod prysznica rozchodził się po całej villi, ostatni raz przejrzał się w ogromnym lustrze swojej żony poprawiając krawat i ostatecznie zapinając środkowy guzik marynarki. Kuchnia urządzona była w stylu najnowszym, ozdabiały je biało, czarne i krwisto czerwone kolory, połysk mebli kuchennych dało się zauważyć tuż przy wejściu, a samo pomieszczenie nie należało do najmniejszych. Przez środek rozkładał się duży stół w kolorze bieli i mahoniu, a krzesła obite były delikatnym, kremowym jedwabiem wpadającym pod kolor stołu. Usiadł na swoim miejscu a za moment stała przy nim gosposia podając mu śniadanie, które nie należało do skromnych, aczkolwiek bogatych w każde minerały.
- Dziękuję - Skinął głową, posyłając Margaret serdeczny uśmiech, bardzo przepadał za tą starszą panią, którą pamięta jeszcze jako gosposie z jego rodzinnego domu, doceniał to ile robiła i znaczyła dla jego rodziny, a teraz również dla niego. Gosposia również odwzajemniła uśmiech i postawiła dzbanek świeżego soku pomarańczowego.
- Pańska żona zje z panem śniadanie? - Spytała szykując nakrycie. Popatrzyła na niego wyczekując odpowiedzi, on przerwał delektowanie się posiłkiem i również spojrzał na kobietę.
- Nie, jeszcze śpi - Odparł beznamiętnie wracając do konsumowania. Tak naprawdę nie wiedział czy zejdzie na śniadanie czy nie, nie przykuwał do tego większej uwagi, są małżeństwem od ponad roku a zachowują się jak obcy sobie ludzie, przynajmniej tak to wygląda z jego perspektywy. Od jakiegoś czasu czuje, że nic go z nią nie łączy, niby mają ślub, papierek, dom, ale co mu z tego, jak nie czuje do niej tego co czuł przy ich pierwszym spotkaniu. Czuje, że coś się między nimi wypaliło albo nic prawdziwego tak naprawdę między nimi nie było. Wiele razy zarzekał jej że ją kocha, zrobi dla niej wszystko, ona przytakiwała i obiecywała to samo i tak też jest, dobrze wie, że ona go kocha i on ją też,  przynajmniej stara się utrzymać pozory jego miłości.
Margaret mieszka z nimi już jakiś czas a Włocha zna od urodzenia i nie uniknione jest, że przebywając z nimi każdego dnia domyśliła się co tak naprawdę się dzieje, jednak jest tylko pracownicą domową, jej zdanie tutaj się nie liczy, przynajmniej dla panienki Chiary, która nie przepada za gosposią, która odgrywa ważną rolę w życiu bruneta, jest jedyną osobą, która zna go od małego.
- W takim razie pójdę zapłacić ogrodnikowi za wyczyszczenie basenu - Odparła wycierając swoje ręce w fartuszek i ruszyła w stronę wyjścia.
Niespełna kilka minut później do pomieszczenia weszła brunetka, rzecz by można, kobieta jego życia, tyle, że tak naprawdę nic w niej go nie pociągało mimo iż była śliczną kobietą z figurą i pięknym uśmiechem. Być może wcześniej robiło to na nim wrażenie, poprawka nadal robi to w nim wrażenie, przecież jest tylko mężczyzną, który po to ma oczy, aby delektować swoje oczęta pięknem kobiecych atutów, jednak jego żona była osobą do której z niewiadomych jeszcze dla niego przyczyn nie zauważał tego albo po prostu nie zachwycał się jej pięknem, bo przecież milion facetów na świecie chciałoby na jego miejscu zasypiać z najsławniejszą modelką w Argentynie, on chętnie zamienił by się z pierwszym lepszym, aby tylko pozbyć się wyrzutów sumienia, które każdego dnia przekonywały go do tego, że już nie kocha jej tak jak kiedyś.
- Dzień Dobry kochanie - Usiadła na jego kolanach całując go namiętnie w usta, on oddał leki pocałunek, bez wkładania w niego większej porcji uczucia.
- Cześć - Odpowiedział, chwycił ją w talii i usadowił na krześle obok, na jej twarzy w ułamku sekundy pojawił się grymas i złość, wiedział, że za chwilę coś mu powie.
- Przepraszam, jestem aż tak ciężka?! - Niemalże ostatnie słowo wykrzyczała, miała obsesje na punkcie swojej figury, co powoli zaczynało go denerwować,  sam dbał o swoje ciało, ale nie do tego stopnia co ona. 
- Nie, po prostu chcę skończyć śniadanie bo i tak już jestem spóźniony a mamy z Leonem dużo papierów do przeglądnięcia - Odpowiedział z spokojem nawet na nią nie zerkając, wtedy nawet plasterki pomidora wydawały mu się bardziej interesujące.
- Tak, ale to ja jestem twoją żoną, nie Leon - Upomniała go krzyżując ręce na piersi i robiąc tą swoją minę, którą znał na pamięć.
- Tak, ale to mój przyjaciel, a jak sama dobrze wiesz to też moja praca, która jak sama dobrze wiesz jest dla mnie bardzo ważna - Akcentował po kolei każdy wyraz, aby w końcu zrozumiała, że kancelaria jest ważna zarówno dla niego jak i Leona. Obydwaj znają się od szóstego roku życia, gdzie ich rodzice wspólnie założyli kancelarię prawniczą, po śmiertelnym wypadku państwa Pasquarelli, pozostały mu jedynie wspomnienia i kancelaria.
- Co dalej nie zmienia faktu, że to ja powinnam być dla Ciebie najważniejsza - Odparła nadąsana, w  ogóle nie biorąc pod uwagę słów, które wypowiedział sekundę temu. Nie miał ochoty na dalsze konwersację i jak grom z jasnego nieba w jego kieszeni rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Bez chwili namysłu wcisnął zieloną słuchawkę i rozpoczął rozmowę z swoim wybawcą.
- Tak, oczywiście już wychodzę - Odpowiedział przez słuchawkę i wstał od stołu biorąc ostatni kęs świeżego chleba. Rzucił jeszcze tylko zwięzłe " do zobaczenia" i schował komórkę do kieszeni kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
- No pewnie, wyjdź bez słowa jak zawsze, zostawiając mnie samą - Bąknęła naburmuszona.
- Pogadamy jak wrócę, Na razie - Popatrzył na nią przez kilka sekund i biorąc aktówkę do ręki ruszył prosto do swojego garażu, gdzie stało jego lśniące, czarne BMW. Przemierzał uliczki Buenos Aires kierując się prosto na ulicę Greys 23 gdzie znajdował się owy budynek w którym czekał na niego Verdas, musiał przyznać, że ma wyczucie czasu i musi mu serdecznie podziękować za wybawienie go z tej beznadziejnej rozmowy, która nie jest pierwszą taką i która zawsze kończyła się podobnie. Zaparkował swój samochód na wyznaczonym miejscu, gdzie mogli stawać tylko on i meksykanin i ruszył do drzwi frontowych a później prosto do gabinetu.
- Leon Verdas punktualny jak zawsze - Powiedział witając kumpla i rzucił teczkę na sofę zasiadając na skórzanym fotelu naprzeciw biurka, obok, którego krzątał się szatyn.
- Federico Pasquarelli spóźniony jak zawsze - Odgryzł się mu uściskając jego dłoń na powitanie.
- Jesteś przewidywalny, wiedziałem, że to powiesz - Podsumował go Włoch podając mu zestaw kilku dokumentów. - To te dokumenty, których potrzebowałeś, zmieniłem tam to o co mnie prosiłeś, ale jesteś pewny, że chcesz żeby ta rozprawa w ogóle się odbyła? - Spytał lekko rozbawiony sytuacją przyjaciela.
- Nie rozumiem co cię tak bawi - Prychnął obrażony, po chwili znowu kontynuując. - Violetta życzyła sobie rozwodu? okej, ale na moich warunkach - Uparł się twardo pocierając dłonie.
- Na takich, że tak naprawdę wciąż będziecie małżeństwem i nic się nie zmieni? Jestem pewny, że się ucieszy - Odparł poruszając brwiami brunet.
- Przecież sam dobrze wiesz, że nie pozwolę na ten cholerny rozwód - Dodał pewny i zszedł lekko z tonu - A to - pokazał na plik dokumentów - To tylko w razie gdyby sprawiała problemy i jednak uparła się na tą rozprawę - Odpowiedział i zasiadł na swoim fotelu  wystawiając nogi na biurko.
- To skoro tak ci na niej zależy czemu ją zdradziłeś? - Spytał, choć sam dobrze wiedział, że Ana sklamała Violettcie, mając nadzieję, że Leon się wkurzy brakiem zaufania swojej małżonki i przyleci w jej ramiona.
- Serio? wkurwianie mnie sprawa ci przyjemność? - Spytał retorycznie głośno oddychając - Sam dobrze wiesz jak było, ale mojej Violce nie przegadasz - Dodał wyczerpany.
- No przecież wiem i wiem też jaka jest Violetta i myślę, że mimo wszystko ona sama nie chce tego rozwodu, przynajmniej tak wywnioskowałem gdy ostatnio się z nią widziałem - Przyznał rację towarzyszowi i opowiedział jak to spotkał się z nią gdy był na zakupach z Chiarą.
- Byłeś z swoją ukochaną na zakupach? Stary, nie poznaje cię, a już sądziłem, że dołączysz do mnie i razem weźmiemy rozwody - Zaśmiał się w głos, dobrze wiedząc jak przedstawia się sytuacja Federico. Ten rzucił w niego kilkoma ołówkami, które Leon odepchnął na bok robiąc przy tym dziwną minę.
- Dobrze się czujesz? - Spytał z ironią Verdas i oddal mu biurową taśmą. Mimo iż byli dorośli zachowywali się jak dzieci, u nich nic się nie zmieniło.
- Świetnie się czuję, szczególnie po kolejnej konfrontacji z moją ukochaną - Wycytował robiąc szerokie serce w powietrzu, przyjaciel popatrzył na niego jak na idiotę i wybuchnął śmiechem.
- Bo zacznę wierzyć, że jednak naprawdę ją kochasz - Odparł zdejmując nogi z mebla.
- Jesteś mściwym człowiekiem - Stwierdził  Pasquarelli.
- No wiem, ale teraz serio pytam. Kochasz ją jeszcze? bo z tego co mi opowiadałeś i tego co widziałem w waszym wykonaniu to wnioskuję, że ona lata za tobą jak głupia a ty - Przerwał na chwilę szukając odpowiedniego słowa - nie robisz nic szczerze mówiąc - Znalazł odpowiedni zestaw zdań a brunet patrząc na niego z podziwem zaklaskał mu dwa razy.
- Brawo,  jesteś taki bystry - Odpowiedział z wyczuwalnym sarkazmem - Co raz częściej zastanawiam się nad tym aby jednak nie rzucić tego w cholerę i wziąć ten rozwód - Po tych słowach obydwaj spoważniali, bo jednak jeśli chodziło o państwo Pasquarelli sytuacja ich nie wyglądała najlepiej i tutaj można by było śmiało sie zastanowić nad rozejściem się.
- Znasz moje zdanie na ten temat, jeśli jej nie kochasz, nie męcz sie z nią i jej przy okazji - Odparł pewny siebie co było dla niego oczywistym rozwiązaniem, zawsze wspierał przyjaciela i starał się mu pomóc o ile to było możliwe, ich sytuacje miłosne sporo się różniły, bo mimo wszystko Violetta i Leon się kochali, a Federico czuł, że juz nie kocha swojej małżonki.
- Nie pora by teraz o tym myśleć, będę się martwił tym innym razem, chyba, że nie wytrzyma i wywali mnie z domu - Odparł już lekko rozbawiony.
- To twój dom - Słusznie zauważył jego kompan.
- W sumie bardziej prawdopodobne, że jednak to ja ją wyrzucę - Stwierdził ruszając ramionami.
- A gdzie ta część ciebie, która mówi, że jesteś gentelmanem?
- Daruj sobie te mądre gadki, które teraz akurat wcale nie są na miejscu i co najistotniejsze chyba; wcale nie są mądre - Poprawił go Włoch chowając papiery do szuflady.
- Wybacz, to przez przebywanie z Sebastianem - Przewrócił oczami wspominając ostatni weekend z bratem.
- Właśnie, co u niego? strzała kupidyna już go dotknęła?
- Sebe? prędzej dotknie go zawieszenie na uczelni niż miłość, narobił mi wystarczających problemów - Pokręcił głową - jeśli sytuacja się powtórzy muszę znaleźć mu kogoś, chyba że wcześniej zrobie mu krzywde za te jego występki.
- Co tym razem? niekończące się imprezy w akademiku czy nakryty z panną w łóżku? - Zaśmiał się brunet, dobrze znając historie młodszego Verdasa.
- Oba plus rozbite szyby w trzech miejscach - Westchnął przypominając sobie czasy gdy to w Liceum on i Federico mieli swój gang i robili wszystkim i wszystko na złość.
- Jest taki sam jak ty, nadpobudliwy i nie ogarnięty - Stwierdził wstając z fotela i ściągając marynarkę.
- Dobra, dobra, ale mnie nie miał kto uspokoić, a jeśli ten debil przeholuje to go wywalą i nie dostanie spadku po matce - Syknął bo to on niańczył Sebastiana, a był już pełnoletni, wkurzało go to, że to on musiał za niego ponosić odpowiedzialność i dbać o to by ukończył te studia.
- Może nie chce go dostać, skoro woli wszystko zaprzepaścić przez jakieś głupoty - Zauważył Pasquarelli.
- Nie wiem, ale ja nie pozwolę ojcu wygrać, nie będę go utrzymywał przez całe życie - Dodał popijając łyk cieczy, którą wcześniej rozlał Federico. - To co, dziś Klub 21? i ostra impreza do rana? - Spytał a raczej oznajmił Leon, który odłożył szklankę i czekał na reakcję towarzysza.
- Z przyjemnością, ale na twoim miejscu bym sie jeszcze zastanowił -Przeciągnął Brunet rozluźniając supełek przy krawacie.
- Bo? - Wydukał.
- Wiesz, ty i to twoje poczucie wierności, Viola mogła by mieć powód do tego aby ci nie ufać - Udał poważnego wypowiadając słowa z gracją i pełną powagą.
- Wylecisz stąd zaraz, obiecuje ci to - Syknął grożąc mu palcem - Naciesze oczy dopóki jestem w separacji małżeńskiej, potem to tylko Viola - Zaznaczył spoglądając na zdjęcie ukochanej, które znajdowało się na biurku po prawej stronie.
- Ty to jednak masz w tej głowie spore pustki, nie do nadrobienia, ale skoro Violettcie to nie przeszkadza, nie mam zastrzeżeń przeciwko waszemu związkowi - Wyrecytował jakby właśnie czytał ważną deklaracje i wybuchnął gromkim śmiechem.


Dwudziesto-trzy letnia brunetka popijała łyk świeżo zaparzonej kawy, którą przyrządziła jej jej przyjaciółka. Obie zasiadły na wielkim tarasie w apartamencie Castillo i rozkoszowały się pięknym dniem, przez chwilę chociaż nie myśląc o swoich smutkach i problemach, które z dnia na dzień stawały się co raz bardziej uporczywe.
- Spotykam się dziś z Diego - Zaczęła właścicielka pięknego apartamentu, który wciąż należał do jej męża.
- Leon wie? - Spytała blondynka upijając kolejny łyk. Dla niej oczywiste było, że powinie wiedzieć bo w świetle prawa wciąż jest mężem jej przyjaciółki.
- To nie jego sprawa, jestem już prawie wolna - Odparła starając się cieszyć z tego całego rozwodu, być może normalny człowiek uwierzył by w jej radość, ale nie osoba, która zna ją od piętnastu lat, znała ją wręcz na wylot. Ludmila starała się wiele razy przekonać przyjaciółkę że to kłamstwo to oczarnienie na Verdasa, ta jednak jest nie ugięta, mimo iż sama nie widziała i nie miała dowodów na niewinność szatyna, wiedziała że mówił prawdę, kochał Violette i okazywał jej to na tysiąc sposobów.
- Violu Leon naprawdę Cię kocha - Powtarzała jej to zdanie prawie każdego dnia z nadzieją aż w końcu w to uwierzy. Nie chciała aby jej najlepsza przyjaciółka zmarnowała sobie życie przez jakieś pomówienie, wierzyła w uczucie Leona, którym ją obdarzał.
- Możemy o tym nie gadać? - Odparła z grymasem na twarzy.
- Dobrze, ale nie będę stać i patrzeć jak marnujesz sobie życie z Diego - Dodała dobitnie blondynka po czym odstawiła pusty kubek na stolik.
- Wiesz, znam ludzi, którzy bardziej je sobie marnują - Popatrzyła na nią z wyrzutem Castillo, obie wiedziały o co chodzi. Atmosfera z przyjaznej w ułamku sekundy stawała się napiętą, mowa o pracy Ludmily stawała się iskierką, która rozniecała ogień u obu.
- Naprawdę teraz chcesz o tym gadać? - Zawsze wykręcała się tym samym zdaniem, nigdy nie chciała o tym gadać, dla Violetty było to oczywiste, że musi skończyć z tym całym brudem, jest młodą kobietą z wielkimi planami na życie i wspaniałą przyszłością.
- Prawda jest taka, że ty nigdy nie chcesz o tym gadać, zawsze się wykręcasz a obie dobrze wiemy jak jest. Nie zachowuj się tak jakby to co robisz sprawiało ci przyjemność - Dobitnie i niemalże wykrzyczała ostatnie zdanie dając jej do zrozumienia po raz kolejny już, że robi źle. Przygarniał kocioł garnkowi, obie były w nie najlepszych momentach swojego życia, mimo iż zdawały sobie z tego sprawę, sprawiały pozory i udawały, że lepiej dziać by się nie mogło.
- A może sprawia mi to przyjemność i wkurza mnie, że mówisz mi co mam robić - Odkrzyknęła blondynka z wyrzutami.
- Ach tak? Nie znam cię od wczoraj Lu, wiem, że tylko udajesz, że jest ci dobrze i po co? przecież bym cie wsparła... - Zaczęła spokojnym tonem, Ferro jednak pokręciła głową i wtrąciła się jej w pół zdania.
- Nie będę rzebrać u ciebie, jesteś moją przyjaciółką, twoim obowiązkiem nie jest dawanie mi kasy, bo jestem sierotą - Wyrzuciła z siebie spuszczając głowę na dół.
Brunetka wstała z swojego krzesła i objęła przyjaciółkę gładząc ją po włosach.
- Zawsze będę cię wspierać, pamiętaj, a jeśli zmienisz zdanie, ja czekać będę z otwartymi rękami, bo jesteś jedyną osobą, która jest przy mnie i ze mną.
Obie popatrzyły się na siebie przez kilka sekund i wpadły w swoje objęcia, zawsze tak robiły, skakały sobie do gardeł, wynajdując swoje złe cechy a za chwilę godziły się i wyznawały jak bardzo są dla siebie ważne, bo przecież o to chodzi w przyjaźni, aby sprowadzić przyjaciela na dobrą drogę, uświadomić mu co robi źle, a potem najzwyczajniej w świecie być przy nim.
- Będę musiała się zbierać, Carlos będzie nie zadowolony jeśli po raz kolejny się spóźnię - Wyswobodziła się z uścisku Violetty i odwróciła się w stronę szklanych drzwi.
- Ten człowiek jest nienormalny, uważaj na niego, albo wiem! - Krzyknęła podąrzając tuż za nią. - Ja i Diego pójdziemy dziś do klubu z tobą, będziesz bezpieczna a ja bardziej spokojna - Oznajmiła jej bez żadnego pytania się jej o zgodę. Jeśli Violetta już na coś się zdecydowała, nie było mocnych aby zmieniła zdanie.
Ludmila przewróciła oczami za co została obdarzona zabójczym wzrokiem od pani Castillo, a może Verdas?Pewne było, że obie z nich kochały pana Verdasa, który wręcz zrobi wszystko aby pozostawić Violette przy sobie.


- Panie Verdas, który raz w tygodniu to my się już widzimy? Trzeci? -Kpiąco zadawał pytania, które same świadczyły o niechęci do ucznia ze strony dyrektora.
- Staram się wyrabiać, dziś dopiero czwartek, obiecuję się poprawić i odwiedzać pana częściej - Odparł z cwanym uśmiechem, którego zdecydowanie nad używał  i wystawił swobodnie nogi na biurko dyrektora Mendozy.
-Radzę ci nie przeginać Verdas bo twoje dni tutaj już są policzone, nawet twój dziany brat nic nie zdziała - Oznajmił mu spychając jego nogi z biurka ten jednak bardzo się tym nie przejął i gdy właściciel uczelni się odwrócił ten znowu wystawił swoje nogi na wygodne miejsce.
- Niech pan mnie nie straszy, to działa na mnie wręcz odwrotnie i inspirująco - Dodał z ironicznym wyrazem twarzy.
- Szkoda, że taki twórczy nie jesteś na zajęciach, bo twoje ostatnie grafiti na ścianie mojego gabinetu było naprawdę urzekające - Odparł z dość wyczuwalnym sarkazmem.
- Pana uznanie znaczy dla mnie naprawdę wiele, chce pan jakiś konkretny styl? - Tymi słowami dolewał ogień do ognia. Sebastian był typem człowieka ironicznego, sarkastycznego i sprawiającego wrażenie obojętnego, nikt tak naprawdę nie wiedział co go tak zmieniło, bo przecież kilkanaście lat temu był ułożonym, spokojnym chłopcem, który zawsze pomagał i nie sprawiał kłopotów.
- Cztery dni zawieszenia Sebastian! - Skwitował dyrektor wręczając mu do ręki podbity pieczątką uczelni zakaz przebywania w budynku przez najbliższe cztery dni wykładów.
- Tylko cztery? no cóż, będę za panem tęsknił - Odparł smutny i włożył nie dbale kawałek papieru do kieszeni.
- Tato, ja i mama czekamy na ciebie na zewnątrz - Do pokoju wpadła piękna córka dyrektora, która studiowała na tej samej uczelni tyle, że na wydziale malarskim, zawsze miała do tego smykałkę i dusze artystki.
- Cami, nie przeszkadzaj mi teraz - Odparł zwracając się w stronę córki.
- Ależ nic nie szkodzi, ja i tak już wychodzę - Stwierdził uradowany Seba, wstając z swojego fotela i kierując się w stronę drzwi, w których stała rudowłosa, wymijając ją otarł się o nią i uśmiechnął uwodzicielsko, a następnie puścił jej oczko dodając tylko dla niej słyszące "Cześć ślicznotko", dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i prychnęła kpiąco.
- Mam nadzieję, że przemyślisz swoje zachowanie - Powiedział Mendoza, które słowa Sebastian tak jak zawsze zignorował. 
- Kolejne problemy? - Spytała wchodząc do środka. 
- Z Sebastianem Verdasem są zawsze problemy - Wyjaśnił zmęczony ojciec. - Żeby ci nigdy do głowy nie przyszło się z nim zadawać - Ostrzegł córkę odpinając guziki przy swojej marynarce.
- Nawet go nie znam i sam wiesz dobrze, że nie jest w moim typie i nie gustuje w takim towarzystwie - Uspokoiła go młoda kobieta posyłając tacie szczery uśmiech, ten odwzajemnił go serdecznym i oboje wyszli na swoją tradycyjną kolację we trójkę. Byli bardzo ze sobą zżyci, kochali się i byli szczęśliwą rodziną jak z obrazka. Camila miała swojego ukochanego, z którym była już drugi rok, nawet rodzice nie mieli nic przeciwko a była ich oczkiem w głowie. Nigdy by ich nie okłamała i też tego nie robiła, była ułożoną dziewczyną, która wiedziała czego w życiu chce i co dla niej jest ważne. Wiedziała, że na pewno nie chce zmarnować sobie życia jak ten chłopak którego spotkała w gabinecie u ojca, nawet było jej go żal, że nie ma osób, które pomogły by mu się zmienić i przejść na dobrą stronę.


Zewnątrz tak jak i wewnątrz bogato urządzone, widać było, że byle kto nie bywa w takim klubie, miejsce roiło się od ochroniarzy, mimo to działy się tu rzeczy, o których pojęcia sam właściciel nie ma. Dwójka mężczyzn weszła do środka, bez problem zostali wpuszczeni, byli znani, każdy tutaj darzył ich respektem i szacunkiem, mimo iż ubrani nie byli w swoje garnitury, którymi musieli prezentować się w pracy, tutaj ubrani byli w eleganckie skórzane kurtki, t-shirt'y  i czarne spodnie, tak robili jeszcze większe wrażenie, szczególnie na kobietach, które marzyły aby spojrzeli na nie choć przez sekundę.
Te, które dowiedziały się o separacji Leona, niemalże codziennie stały pod jego domem i krzyczały, że go kochają, nie był gwiazdą a czuł się jakby nagrał co najmniej trzy płyty, a fanki chciały jego autograf, jeśli chodziło o Federico, pchały się do niego mimo tego iż wiedziały, że ma żonę, z którą zresztą mu się nie układa.
- To co zawsze?- Spytał barman dobrze wiedząc co zamawiają przyjaciele. Skinęli głowami na znak, że się zgadzają i usiedli w miejscu, zarezerwowanym przez nich, a właściwie, należało tylko do nich, zawsze tam siadali i nikt nawet nie próbował go zająć.
- Dzisiaj tańczy tutaj przyjaciółka mojej Violki - Zaczął Leon upijając sporą część drinka.
- Wszędzie masz znajomości - Stwierdził brunet rozglądając się po klubie, który aż roił się od kobiet w wyzywających strojach, oczywiście znalazły się też takie, które miały swoich partnerów i to z nimi się bawiły, jednak znacznie mniej było takowych.
- Nie widziałem jej od dwóch miesięcy, ale jeszcze wtedy robiła duże wrażenie - Kontynuował bez głębszego celu Verdas.
- Liczysz na to, że Viola z nią przyjdzie? na twoim miejscu wolałbym żeby nie przyszła bo mogła by wzbudzić lekkie zainteresowanie - Sprowadził go na ziemię, dobrze znając intencje przyjaciela. Specjalnie zaznaczył słowo "lekkie" 
- Nie chodzi do takich klubów, ale jeśli by się tutaj jakimś cudem pojawiła, wciąż jest moją żoną, będzie tutaj ze mną! - Zaznaczył ostro meksykanin. Włoch pokręcił lekko głową i zaśmiał się pod nosem.
W całym klubie zgasły światła, po chwili pojawił się biały dym i światła znów się zaświeciły na scenie pojawiła się ciemna sylwetka kobiety, powolnym, zgrabnym krokiem zbliżała się w stronę publiczności.
- Pójdę po kolejnego drinka - Rzucił głośniej Leon, dając znak kumplowi, on skinął głową, że wie o co chodzi i rozsiadł się wygodnie na kanapie obserwując występ.
Teraz już widział, zgrabna blondynka odziana w granatowo czarną bieliznę i kawałek materiału zwanym sukienką na ramiączkach, która sięgała jej ledwo co do ud, jej smukłe nogi zdobiły wysokie grafitowe szpilki, a usta widoczna czerwona szminka. Jej ruchy były pewne, przemyślane i hipnotyzujące, poruszała się z gracją i pewnością siebie, której wielu osobom brakowało. Podeszła kilka kroków bliżej a Pasquarelli wytężył wzrok wciąż popijając drinka, lekko zsunęła swoje szelki z ramion dalej kontynuując swoją choreografie. Jej ciało wciąż zdobiła sukienka a mężczyźni którzy stali tuż w pierwszym rzędzie oszaleli, zaczęli piszczeć i niemalże wpychać się na scenę. Kobieta chyba to zauważyła bo cofnęła się kilka kroków do tyłu, zsunęła sukienkę i została w samej specjalnej bieliźnie, uklęknęła i zarzuciła swoimi blond lokami sprawiając ze temperatura w klubie wzrosła o piętnaście stopni, sam Federico zdjął kurtkę wciąż nie pokazując po sobie żadnych emocji. Chwilę później światła znów zgasły , dym zniknął, zapaliły się światła boczne i główne a na scenie nie było już nikogo. Włoch wstał w poszukiwaniu swojego przyjaciela, który za pewne jest już po drugim drinku, a znał go dobrze i mógł narobić głupot, których potem będzie żałował.
Verdas stał przy barze i czekał na swojego drinka, rozejrzał się dookoła starając się dostrzec kogokolwiek znajomego, jego twarz przykuła drobna sylwetka kobiety stojącej obok wysokiego mężczyzny, wydawała się mu znajoma, postanowił, że pójdzie sprawdzić, skoro jego drink i tak jest w trakcie robienia się. Robiąc krok za krokiem był co raz bardziej pewny, że ta postura, figura i włosy gdzieś już widział. Będąc o metr od pary uświadomił sobie kto to jest. W sekundę zalała go krew, a złość rozeszła się po całym ciele, zacisnął pięści i głośno odchrząknął.
- Leon?! - Krzyknęła kobieta zatykając z wrażenia usta, jej towarzysz również się odwrócił. Verdas jak stał tak stał, mrożąc dwójkę wzrokiem.
Blondynka założyła na siebie jasny, atłasowy szlafrok, który sięgał do przed kolan, była to chyba najdłuższa rzecz, jaka znajdowała się w tej garderobie. Zostało jej piętnaście minut jej zmiany, modliła się aby nikt nie przyszedł, za każdym razem modliła się aby nie znalazł się żaden chętny, Monica, jej koleżanka po fachu, zbierała jej klientów, jeśli tylko sie dało, robiły to po tajemnie, tak aby nie dowiedział się o tym ich szef Carlos.
Minęło ubłagane piętnaście minut, dziewczyna ubrana już w zwiewną sukienkę do kolan i koturny weszła do klubu i głośno odetchnęła, czując się wolna. Przepychała się przez tłum ludzi w poszukiwaniu przyjaciółki i jej towarzysza, za którym nie przepadała ani trochę, nie że był jakiś nie normalny, po prostu lubiła Leona i uważała go za idealnego dla Violetty. Ktoś drugi starając się przepchać rozsunął jej kawałek zamka od sukienki, dziewczyna przystanęła sięgając dłońmi do zamka, niestety było bardzo ciasno a jak wiadomo zasunąć coś z tyłu jest bardzo trudno.
- Pozwól, że ja to zrobię - Usłyszała jak ktoś wyszeptał jej wprost do ucha, poczuła drogie perfumy i dotyk męskich dłoni na swoich plecach a po chwili również uczucie zasuwanego zamka. 
- Dziękuję - Wypowiedziała najlepiej jak potrafiła i odwróciła się przodem do niego. Piękne, ciemne oczy, zabójczy uśmiech i twarz jak z okładki? czy to wszystko sen?. Przełknęła głośno ślinę, założyła kosmyk włosów za ucho i dalej spojrzała na niego. Nie wiedziała co nią kierowało, nie wiedziała co robi, może to atmosfera tego miejsca, może po prostu to wina jej wybawiciela, ale zrobiła to, musiała. Po chwili jej usta były już na jego, czy to normalne? nie była taką dziewczyną, nie lubiła tego, unikała jak ognia, a teraz? 
Wszystko się zmienia, powoli ich życie się zmienia.



________________________________________________________

Maja sobie znowu przyszła z czymś co nazwała pierwszym rozdziałem, wybaczcie ale to nawet nie wygląda jak opowiadanie. Dość użalania się nad sobą, tym rozdziałem chciałam tak jakby zacząć historie już od teraźniejszości, wprowadzić was w ten klimat, czy mi się udało, ocenicie sami. Chciałam to zrobić jak najlepiej, z czasem nasi bohaterowie będą mieć więcej problemów ale i też chwil przyjemnych, wszystko będzie się powoli rozkręcało.
Chciałam podziękować za komentarze bardzo :* to dla mnie takie ważne, miło, że jeszcze o mmnie pamięttacie <3
Kolejny rozdział pewnie w przyszłym tygodniu, chyba ze jakimś cudem jeszcze w weekend ale wątpię ;)
Pozdrawiam i całuję, Maja.

P.S . Wy też się tak jaracie beso Fedemiły ?*.*
NAMIĘTNIE *.* wru wru.










sobota, 16 sierpnia 2014

Prolog - Chwile na Zawsze i te utracone.


Prolog


" Me pide que te diera una señal, Una mirada algo en que esperar "




- Przysięgam Ci miłość - Czy zanim wypowiesz te słowa zastanowiłeś się choć przez moment patrząc w twarz swojego lub swojej partnerki, która za wszelką cenę stara się przyspieszyć czas i zatrzymać moment na tradycyjnym "Tak", czy kochasz ją szczerze? czy chcesz iść z nią przez całe życie, bo przecież nie tylko jej składasz przysięgę ale i Bogu, który łączy Was siłą małżeńskiego węzła.
- Wierność... - No właśnie, jedni mówią, że to ona jest najważniejsza bo jeśli nie jesteś wierny miłości ona nie istnieje, drudzy zaś twierdzą, że wierność nie jet niczym w porównaniu do miłości, to ona jest najsilniejsza. Zatem więc jak to jest naprawdę? Czy jeśli decydujemy się poślubić drugą osobę, powinniśmy ją obdarzyć i miłością i wiernością? 
Bzdura
Nie ma miłości nie, nie ma wierności. Miłość to krótkotrwały kaprys, który zniknie wraz z nową modą, lepszy, bardziej wydajny model, a nie stary nic nie warty.
- Uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci - Nie ma nic ważniejszego niż wzajemna uczciwość i bycie przy sobie na dobre i na złe, nawet jeśli los nam nie sprzyja, jesteśmy na skraju zniszczenia tego co tworzyliśmy przez tak długi czas, warto wtedy przypomnieć sobie te słowa, słowa, które rozpoczęły coś pięknego.
Czy aby na pewno?
A może jest już za późno na regułki, przyrzeczenia i inne pierdoły, skoro z ognia płonącej młodzieńczej miłości nie pozostała nawet drobna iskierka.
- Tak mi dopomóż panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - Czekając na to upragnione "Tak" wypowiadamy słowa bez namysłu nie zdając sobie sprawy, jak silną mają moc i jak dużo mogą sprawić, później mamy pretensje o krzywdy, składamy wszystko na siebie nawzajem, obwiniamy się o drobnostki i tak się wszystko kończy, wracamy do punktu wyjścia, wielkiego przycisku "Koniec, miłość zgasła"
Los czy przeznaczenie?
A może to wszystko ma jakiś ukryty sens? może na tym końcu jest droga, która poprowadzi Cię do tej prawdziwej miłości, która nie zakończy się na wejściu na Ceremonie Ślubną, a na pewnym siebie i szczerym "TAK".
Może Bóg przygotował dla Ciebie kogoś wyjątkowego? kogoś kto nauczy Cię kochać? a może będziesz cierpiał za krzywdy wyrządzone, za popełnione błędy?
Jedno jest pewne Bóg kocha wszystkich, wybacza nawet grzesznikom, więc co za tym idzie?
P R Z E Z N A C Z E N I E.


_________________________________________________________________________________

Dotarłam do końca, widzicie takie dziwadło, macie i śmiejcie się bo jest z czego, jak sobie siedziałam na plaży[ haha tak fejm, chwale sie, wiem, ze żal Marcela, wiem, ze mnie zżalujesz] :D to wydawało mi się to takie fajne, serio, ten pomysł, to wszystko, przyjechałam, siadłam przed laptopem, wytężyłam szare komórki, o ile się je dało wytężyć i prosze? i NIC, takie jedno, wielkie gówno.
Bardzo Was stokroć przepraszam bo nie chciałam WŁAŚNIE TAK, sie z Wami znów przywitać, chciałam wam zrobić wielką niespodziankę z czymś nowym, ciekawym, ale wyszło jak zawsze...
Bardzo Was przepraszam.
Jak już dało się wyczytać z moich słów, wróciłam na bloggera, nie było mnie kilka miesiecy z przyczyn wiadomych i oczywistych dla mnie, ale wróciłam, nie wiem czy to dobrze czy źle, ale STĘSKNIŁAM się za wami wszystkimi ;3 i musiałam, tak po prostu.
Także Witam znowu - Maja. TUTAJ MACIE LINK DO BOHATERÓW, którzy jeszcze bardziej spieprzyłam niż ten prolog -,- --->B O H A T E R O W I E .
Nie usunęłam również partów, które był tutaj na PDA, bo blog to wciąż Paso del Amor, tyle,  ze taki mały remix, wszystko macie w zakładkach z boku.
Pojawiła się również DEDYKACJA po prawej stronie.
Chyba tyle, mojego monologu. Ciao, do 1 rozdziału ;)

Chat~!~

Obserwatorzy